Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Abym mógł przyjąć rozgrzeszenie
Niedawno pisaliśmy o tym, że nie istnieje coś takiego, jak rozgrzeszenie „pod warunkiem”. Spowiednik nie może wiązać sakramentalnego rozgrzeszenia, ani uzależniać jego ważności od spełnienia przez penitenta (czyli spowiadającego się) postawionego mu warunku – że po spowiedzi zrobi to czy tamto lub że czegoś nie zrobi. Odpuszczenie grzechów dokonuje się bowiem w momencie sakramentalnej spowiedzi, w „tu i teraz” konfesjonału, albo nie dokonuje się wcale, bo coś stoi mu na przeszkodzie.
Tym czymś stojącym na przeszkodzie może być brak lub wadliwość któregoś z aktów koniecznych ze strony penitenta, by uzyskać dyspozycję do przyjęcia rozgrzeszenia. Niezbyt szczęśliwie nazywamy je zwyczajowo „warunkami sakramentu pokuty” lub „warunkami dobrej spowiedzi”. Do aktów tych należą:
Zauważmy, że dopełnienie zadośćuczynienia po spowiedzi (równie dobrze można je podjąć przed spowiedzią – e.c. ) jest logiczną konsekwencją autentycznego postanowienia podjętego wcześniej, przy rachunku sumienia poprzedzającym spowiedź. Zadawana przez spowiednika tzw. pokuta, mająca najczęściej formę modlitwy, jest podpowiedzią pierwszego dobrego czynu po pojednaniu z Bogiem i Kościołem, ale w żadnym wypadku nie zastępuje zadośćuczynienia, które jest w zasięgu naszych możliwości.
Krótko mówiąc: nie wystarczy odmówić dziesiątki różańca zadanej „za pokutę”, ale trzeba oddać przywłaszczoną rzecz, sprostować powtórzoną plotkę, pomówienie itd.
Spełnienie tych aktów tworzy w człowieku dyspozycję do przyjęcia rozgrzeszenia.Bez niej sakrament pokuty i pojednania będzie nieskuteczny, a spowiedź może być świętokradcza. Nawet jeśli spowiednik wypowie formułę rozgrzeszenia, to ono faktycznie nie nastąpi.
Nie istnieje „jednorazowe rozgrzeszenie”
Właśnie dlatego nie istnieje coś takiego, jak „jednorazowe rozgrzeszenie” w szczególnych okolicznościach (Pierwsza Komunia dziecka/chrześniaka, pogrzeb babci itp.). Albo penitent ma dyspozycję do uzyskania odpuszczenia grzechów w sakramencie pokuty i pojednania, albo jej nie ma. Wynika ona z jego postaw i aktów. Nie tworzą jej okoliczności zewnętrzne.
Jeśli penitent ma stałą poważną przeszkodę (której nie chce szczerze usunąć), aby dopełnić któregoś z aktów, to ani nadzwyczajna okazja, ani jego wyjątkowo silne pragnienie, ani „dobra wola” spowiednika nie unieważniają owej przeszkody.
Brak postanowienia poprawy
Najczęściej przeszkoda ta dotyczy autentycznego postanowienia poprawy, rozumianego jako szczera gotowość, by zrobić to, co w mojej mocy, aby zerwać z grzechem i więcej go nie powtarzać.
Uwaga: chodzi o szczere postanowienie w kontekście realnych możliwości, a nie o idealistyczną deklarację, składaną bez brania pod uwagę rzeczywistości. Tu otwiera się przestrzeń na wspólne rozeznanie sytuacji przez penitenta i spowiednika. Pewnie nie zawsze będzie to realnie możliwe, choćby ze względu na długą kolejkę czekającą jeszcze przed konfesjonałem. Ale jeśli się uda, to muszą oni wziąć pod uwagę:
Brak żalu za grzechy
Nieraz problem pojawia się już na etapie żalu za grzechy, czyli zdolności/gotowości uznania, grzechu za grzech i wyrzeczenia się go. Nie dość przypominania, że nie idzie tu o uczucie żalu, smutku czy przykrości w związku z popełnionym czynem, ale o przyświadczenie prawdzie o moralnej jakości popełnionego czynu/zajmowanej uprzednio postawy.
W tym kontekście też oczywiście możliwa i potrzebna jest nieraz rozmowa spowiednika z penitentem, ale z oczywistych względów nie będzie to dyskusja, w toku której którykolwiek z nich, czy nawet obaj pospołu mieliby zdecydować czy coś jest czy nie jest grzechem. A to dlatego, że decyzja o tym nie należy do żadnego z nich.
Zadaniem spowiednika jest tu przedstawić i strzec moralnego nauczania Kościoła. Ono zaś nie zależy od jego uznania, ani osobistych poglądów. Może nawet czegoś sam nie rozumieć, ale winien podporządkować się temu, czego wymaga Jezus i naucza Jego Kościół.
Plaga „dobrych wujków”
„Dobrzy wujkowie” „udzielający” (w cudzysłowie, bo de facto nie udzielający z braku takiej władzy) „jednorazowych rozgrzeszeń” ze względu na szczególne okoliczności nie tylko nikomu tak naprawdę nie służą, ale wręcz szkodzą. I to poważnie.
Spowiednik postępujący w ten sposób (z lenistwa, głupoty lub pychy), nadużywając swojego duszpasterskiego autorytetu, sam zaciąga poważną winę. A to dlatego, że „za jednym zamachem”: sprzeniewierza się nauczaniu Kościoła; lekceważy sakrament, który traktuje w ten sposób jako swoją własność; a przede wszystkim naraża na poważne niebezpieczeństwo duchowe penitenta, któremu chciał „pójść na rękę”.
Penitent taki, usłyszawszy że kapłan wypowiada nad nim formułę rozgrzeszenia, odchodzi od konfesjonału w przekonaniu, że uzyskał ważne rozgrzeszenie, którego jednak faktycznie uzyskać nie był w stanie. Za chwilę przystąpi do Komunii, dopuszczając się w ten sposób świętokradztwa, czyli kolejnego poważnego grzechu.
Poza tym owe faktycznie nieodpuszczone grzechy powinien wyznać w spowiedzi, kiedy uzyska już dyspozycję do przyjęcia ważnego rozgrzeszenia. Tymczasem on, z winy poprzedniego spowiednika, trwa w przekonaniu, że grzechy te nie obciążają już jego sumienia. Nie wyzna ich zatem, co pod dużym znakiem zapytania stawia ważność kolejnej spowiedzi ze względu na konieczność szczerości i integralności wyznania.
Na dodatek spowiednik, który de facto symulował udzielenie rozgrzeszenia, poważnie utrudnił penitentowi prawdziwe nawrócenie w przyszłości, uniemożliwiając mu skonfrontowanie się z pełną prawdą o skutkach jego grzechu i utwierdzając w przekonaniu, że radykalne nawrócenie nie jest mu wcale aż tak bardzo potrzebne, skoro „jakoś dało się to załatwić”. Pożytku więc „dobrzy wujkowie” nie osiągają żadnego, a szkód robią wiele i to poważnych.
Nauczanie Kościoła i kary
Księżom, którzy zapominają, że sakramenty (w tym spowiedź) nie są ich własnością, a w związku z tym nie wolno im robić z nimi, co im się spodoba, należałoby przypomnieć, co następuje:
Kan. 978 - § 2. Spowiednik jako szafarz Kościoła w sprawowaniu sakramentu powinien ściśle stosować się do nauki Magisterium i przepisów wydanych przez właściwą władzę.
Kan. 1379 - § 1. Zaciąga karę interdyktu latae sententiae lub, jeżeli jest duchownym, także suspensę: (…) 2º ten, kto poza przypadkiem, o którym mowa w kan. 1384, nie mogąc ważnie dać rozgrzeszenia sakramentalnego, usiłuje go udzielić lub słucha sakramentalnej spowiedzi.
W skrócie (i uproszczeniu): interdykt to ograniczenie w czynnych prawach członka Kościoła (w tym: w przyjmowaniu sakramentów); suspensa to zawieszenie w prawie wykonywania funkcji wynikających ze święceń (w tym: w sprawowaniu sakramentów); kan. 1384 mówi o ekskomunice latae sententiae dla kapłana, który wbrew kan. 977 próbowałby rozgrzeszyć wspólnika w grzechu przeciw szóstemu przykazaniu, poza niebezpieczeństwem śmierci. Czyli za wystąpienie przeciw kan. 977 ekskomunika wynikająca z samego faktu dokonania zabronionego czynu, a w pozostałych przypadkach suspensa. Świeckim nie musi to wiele mówić, księżom zdecydowanie powinno.