separateurCreated with Sketch.

Oddał wszystko i zgłosił się do więzienia. Rozmowa z nawróconym złodziejem samochodów

mężczyzna w czapce spogląda zza krat

Zdjęcie ilustracyjne

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Jarosław Kumor - publikacja 31.08.22, aktualizacja 19.08.2024
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Ksiądz nie potraktował mnie jak petenta. Ludzie stali, a ja byłem w konfesjonale ponad godzinę. Były łzy. Wyrzekałem się swojego starego życia, grzechu, szatana. Za pokutę dostałem…” – opowiada Arkadiusz.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Były przestępca, który zajmował się kradzieżą samochodów, mówi dziś o sobie, że zajmuje się głoszeniem Ewangelii. Pracuje aktualnie jako magazynier i ima się różnych dorywczych zajęć, ale jest szczęśliwy, bo oddał wszystko, co uzyskał z przestępstw. Po latach ukrywania sam zgłosił się na policję i odsiedział ciążący na nim wyrok. Jak do tego doszło?

Gdański sylwester 2000 r.

Jarosław Kumor: Jak wyglądało twoje życie zanim się nawróciłeś?

Arkadiusz Kieda: Mieszkałem w Gdańsku, niedaleko starówki. Dużo turystów, szybkie pieniądze, wyjazdy zagraniczne – a wszystko to dlatego, że byłem w grupie zajmującej się kradzieżami samochodów. Tak funkcjonowałem do 2000 roku.

W sylwestra pojechaliśmy z grupą kolegów do knajpy i… rozwaliliśmy ją w drobny mak. Jeden z ludzi, który stanął nam tam wtedy na drodze, został mocno pobity i walczył w szpitalu o życie. Zaczęliśmy się ukrywać.

Już wtedy Pan Bóg mi pomógł. Tamten człowiek leżał nieprzytomny na OIOM-ie, a my w kryjówce modliliśmy się, by przeżył. Byliśmy złodziejami samochodów, łobuzami, ale nie mordercami. Ja nawet poszedłem do spowiedzi. Sytuacja oczywiście może się wydawać groteskowa. Ludzie żyjący z przestępstw i ukrywający się, po takiej akcji modlą się za swoją ofiarę.

Fakt – niecodzienna sytuacja, ale rozumiem, że była to taka wiara na zasadzie: jak trwoga, to do Boga.

Tak jest.

Modlitwy zostały wysłuchane?

Okazało się, że człowiek miał dwie trepanacje czaszki i tętniaka. Po drugiej trepanacji odzyskał przytomność i wracał do zdrowia, ale my dalej się ukrywaliśmy. Zwłaszcza, że o sprawie tej sylwestrowej bójki w knajpie było dość głośno w mediach.

Areszt i 10 lat uciekania

Jak długo się wtedy ukrywałeś?

Jakieś dwa miesiące. Zostałem ostatecznie zatrzymany i spędziłem czternaście miesięcy w areszcie. Byłem człowiekiem z półświatka. Miałem swoje układy i dzięki temu sprawa ciągnęła się 10 lat. W 2010 r. dostałem ostatecznie wyrok bezwzględnego pozbawienia wolności, ale przez te 10 lat oczywiście dalej żyłem z przestępstw. A od momentu wyroku – można powiedzieć – ukrywałem się na stałe.

Słyszałem o ludziach, którzy potrafili się ukrywać po kilka ładnych lat i modliłem się do Boga, żebym też tak mógł. Taka to była wiara. Byłem w potrzebie, to się modliłem, a później szedłem swoją ścieżką.

I dalej kradłeś samochody?

Ukrywając się, miałem już trochę “nawywijane” na mieście i nie było drogi powrotu do półświatka przestępczego. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale na pewno dobrze się stało.

włamanie do samochodu
„Ukrywając się, miałem już trochę «nawywijane» na mieście i nie było drogi powrotu do półświatka przestępczego” (zdjęcie ilustracyjne)

A kiedy w tym wszystkim zacząłeś odkrywać głębszą relację z Bogiem?

W 2012 r., czyli dwa lata po wyroku, nastąpił pewien mały przełom. Można powiedzieć, że Pan Bóg puścił do mnie oczko – tak to odebrałem. Usłyszałem w telewizji o kumulacji w Dużym Lotku. Powiedziałem w modlitwie: „Panie Boże, jeżeli Ty rzeczywiście jesteś, daj mi wygrać te pieniądze, a ja to wszystko rozdam – co do grosza. Nie zostawię nic dla siebie”.

Założyłem buty i poszedłem do najbliższej kolektury. Ludzi w kolejce było pełno. Pomyślałem: co ja tu w ogóle robię? Bóg wygra dla mnie pieniądze? Idę stąd.

Nie zagrałem. Minął dzień. Włączam wieczorem telewizor i słyszę, że główna wygrana padła w Gdyni. Widzę rozmowę z korpulentną osobą zza lady, którą dzień wcześniej widziałem w tej malutkiej kolekturze, do której poszedłem…

Uważasz, że wygrałbyś wtedy tę kasę?

Tak na to patrzę. Ale myślę też, że przez to doświadczenie Pan Bóg mi pokazał, że byłem w tamtym momencie niedojrzały. Mogłem wygrać kupę pieniędzy, ale nie wiadomo, co tak naprawdę bym z nimi zrobił. W każdym razie odbieram tamten moment jako taki mały przełom w relacji z Nim.

Spowiedź, która wszystko zmieniła

A kiedy przyszedł duży przełom?

W 2017 roku. Ukrywałem się wtedy w Warszawie. Zbliżała się Wielkanoc. Na placu Szembeka szła przede mną dziewczyna. Była w moim typie. Usiadła na przystanku. Zobaczyłem, że czyta książkę o Jezusie Chrystusie.

Podszedłem i zapytałem ją o to, bo byłem zaskoczony. Mój stereotyp wierzących dziewczyn był kompletnie inny. A ta ładna i zgrabna dziewczyna mówi mi, że wraca właśnie z drogi krzyżowej i rozmawia ze mną o Panu Bogu, namawiając mnie, bym sam poszedł na drogę krzyżową.

Rozumiem, że poszedłeś.

I to na jaką… Nieświadomy tego, co mnie czeka, poszedłem na Centralną Drogę Krzyżową w Warszawie. Jak zobaczyłem ten tłum ludzi, media, kardynała Nycza, Brygidę Grysiak z TVN-u, która była współautorką rozważań, miałem ochotę zawrócić. Uznałem jednak, że skoro już tu jestem, przejdę tę drogę.

Dawniej przy takich okazjach patrzyłem na zegarek i czekałem, kiedy się skończy. Tym razem usłyszałem rozważania poniekąd o mnie – o złodziejach, prostytutkach, ludziach z marginesu. Nie wiadomo kiedy minęło półtorej godziny, a ja czułem, że coś zaczyna się we mnie zmieniać.

Centralna Droga Krzyżowa w Warszawie, 14 kwietnia 2017 r.
„Uznałem, że skoro już tu jestem, przejdę tę drogę”. Centralna Droga Krzyżowa w Warszawie, kwiecień 2017 r.

Postanowiłem, że w Wielką Sobotę pójdę do spowiedzi. Kiedy usiadłem do rachunku sumienia, to się przeraziłem. Pomyślałem: przecież ksiądz mi nie uwierzy, no ale OK –  co ma być, to będzie. Poszedłem do Świętej Anny. Ludzi było sporo, ale, o dziwo, udało się znaleźć mało oblegany konfesjonał i to właśnie tam nastąpiła moja przemiana.

Ksiądz nie potraktował mnie jak petenta. Ludzie stali, a ja byłem w konfesjonale ponad godzinę. Były łzy. Wyrzekałem się swojego starego życia, grzechu, szatana. Za pokutę dostałem wyjazd do Częstochowy.

Po wyjściu z konfesjonału byłem totalnie napędzony. Chciałem tu i teraz pomagać ludziom. Pobliskie hospicjum oczywiście było zamknięte. Kapucyni na Miodowej też mieli co robić w Wielką Sobotę. Poszedłem więc pod Pałac Kultury i tam spotkałem bezdomnych. Robiłem im regularnie paczki i pomagałem.

Dobrowolny powrót za kraty

Wciąż jednak ciążył na tobie wyrok. Nawróciłeś się i co z twoim uciekaniem przed wymiarem sprawiedliwości?

Po roku zaczęło do mnie docierać, że to nie jest w porządku. Zapytałem Pana Boga, czy powinienem wrócić do więzienia. Byłem już nawrócony. Wszystko, co miałem z przestępstw, oddałem, ale wątpliwość się pojawiła.

Tuż po tym, jak padło to pytanie, wsiadłem do autobusu. Spojrzałem na monitor i zdębiałem. Podszedłem do  kierowcy i zapytałem, co się stało, że wyświetla się taka, a nie inna data. Kierowca nie miał pojęcia. Na monitorze była data 1 stycznia 2000 roku. Wtedy, kiedy biłem ludzi w tamtej knajpie.

Policjanci pytali, co się stało, że się zgłaszasz?

Jasne. Jeden z funkcjonariuszy zresztą mnie znał. Gdy zapytał o powody, pokazałem mu Biblię i odpowiedział jednym słowem: „szacun”.

Byłem w więzieniu w Iławie. Nie było łatwo. Miałem kilka niepozałatwianych spraw ze starych czasów i parę osób robiło mi koło pióra. Mimo tego cztery lata więzienia były dla mnie niesamowitym czasem ewangelizowania i życia w bliskości z Bogiem.

Wiem, że to był dopiero początek. Dziś cały czas chcę głosić Ewangelię i pomagać bezdomnym. Organizuję sobie życie. Chcę znaleźć pracę, dzięki której zapewnię byt mojej córce i będę mógł głosić. Na drodze krzyżowej i w konfesjonale dokonały się we mnie wielkie rzeczy i widzę cały czas, jak Bóg mnie chroni.

więzień w celi
„Byłem w więzieniu w Iławie. Nie było łatwo. Mimo tego cztery lata więzienia były dla mnie niesamowitym czasem ewangelizowania i życia w bliskości z Bogiem” (zdjęcie ilustracyjne)

Moglibyśmy jeszcze długo rozmawiać – o oddawanych w moją stronę strzałach czy ponad 10 wypadkach samochodowych i dachowaniach, z których wyszedłem cało. Wszystko to w wyniku starych spraw i za sprawą ludzi, którzy chcieli zrobić mi krzywdę, a Bóg mnie z tego wyciągnął i mnie od tego chroni. Jemu chwała!

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!