separateurCreated with Sketch.

Dlaczego tak cierpimy? Rozmowa o depresji i kryzysach psychicznych z Agnieszką Jucewicz

depresja
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Polacy wstydzą się, próbują radzić sobie sami. Najpopularniejszym i najbardziej dostępnym „lekiem” w Polsce jest… alkohol. Radzenie sobie za wszelką cenę jest zakorzenione w naszej historii – mówi Agnieszka Jucewicz.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Depresja to coraz częstszy problem w Polsce. Ale nadal mówimy o niej mało albo wcale. Podobnie jak w przypadku innych kryzysów psychicznych, jak schizofrenia czy choroba afektywną dwubiegunowa. Dramatyczna jest kondycja psychiczna dzieci i nastolatków. W 2021 roku liczba prób samobójczych wśród nich wzrosła o 77 proc. w stosunku do 2020. A psychoterapeutów i psychiatrów nadal brakuje. Dlaczego wstydzimy się sięgać po pomoc? Dlaczego wizyta u psychiatry stygmatyzuje? Na jakie sygnały swojego ciała być czujnym? W jaki sposób wspierać osobę w kryzysie psychicznym? O to wszystko pytam Agnieszkę Jucewicz, autorkę książki „Czasem czuję mocniej”.

Depresja Polaków

Marta Brzezińska-Waleszczyk: W ostatnich latach coraz więcej osób, także publicznych, mówi o doświadczeniu depresji. Czy nadal potrzebna jest zatem normalizacja depresji i innych schorzeń psychicznych? Mam wrażenie, że to już temat stale obecny w przestrzeni publicznej.

Agnieszka Jucewicz*: Być może w wybranych środowiskach tak jest. I podział ten niekoniecznie przebiega między małymi miejscowościami, wsiami a środowiskiem wielkomiejskim, gdzie często panuje kultura sukcesu, produktywności, więc o kryzysach też się nie mówi. Warto też pamiętać, że publiczne wyznania dotyczą przede wszystkim depresji i dobrze, że się o niej mówi, ale przecież istnieje wiele innych zaburzeń/kryzysów psychicznych, na których temat się milczy. Mam na myśli chociażby schizofrenię, chorobę afektywną dwubiegunową czy zaburzenia lękowe. Wyniki badania EZOP-II z 2012 r., poświęcone kondycji psychicznej polskiego społeczeństwa, a także postawom wobec osób cierpiących na zaburzenia psychiczne, są przygnębiające. 86,9  proc. Polaków zapytanych czy chcieliby, by osoba po kryzysie i pobycie w szpitalu psychiatrycznym, była nauczycielem ich dzieci, odpowiedziała: nie. Lekarzem, lekarką? 84 proc. sobie tego nie wyobraża. 67,6 proc. nie chce mieć takiego współpracownika, a ponad połowa sąsiada.

Nastolatki w kryzysie psychicznym

Martwi też stan psychiczny dzieci i nastolatków. W ostatnich latach drastycznie wzrosła liczba prób samobójczych (o 77 proc. w 2021 w stosunku do 2020) w tej grupie.

Czynniki, które wpływają na taki stan rzeczy, są bardzo złożone. Świat staje się coraz bardziej niepewny. Po dwóch latach pandemii przyszła wojna tuż za naszą granicą. Przyszłość jawi się jako jeden wielki kryzys. Młodzież mierzy się z wyzwaniami związanymi z tożsamością płciową. Do tego są wyzwania związane z internetem. To wszystko wpływa na stan psychiczny dzieci i młodzieży. I jeśli wszyscy nie potraktujemy tego poważnie – a mówiąc wszyscy mam na myśli ludzi u władzy, którzy mają wpływ na kształtowanie polityki również zdrowotnej, nauczycieli, rodziców, dziennikarki i dziennikarzy – to obawiam się, że nic się nie zmieni. Jeśli chodzi o próby samobójcze wśród dzieci i nastolatków, wciąż jesteśmy w czołówce europejskiej. Częstym zjawiskiem są samookaleczenia. Coraz więcej młodych osób cierpi psychicznie, jest zdiagnozowanych, ale równolegle jest wiele młodych osób, które same się diagnozują.

Agnieszka Jucewicz
Agnieszka Jucewicz

Autodiagnoza

Na czym polega niebezpieczeństwo autodiagnozy?

To nie jest diagnoza specjalisty, psychiatry. W dobie mediów społecznościowych można się łatwo odnaleźć w cudzej opowieści, ale warto powiedzieć, że kryzysy to bardzo indywidualna sprawa i nie każdy kryzys będzie wymagał leczenia – farmakoterapii czy psychoterapii. Niektóre wymagają wsparcia rodziny, przyjaciół, życzliwego środowiska, zmiany funkcjonowania. Młodzi ludzie niekiedy autodiagnozują się na wyrost, a to jest niebezpieczne. Bo nietrafiona diagnoza może tylko pogorszyć stan osoby, która szuka ulgi w cierpieniu. Niebezpiecznie robi się też wtedy, kiedy diagnoza staje się naszą tożsamością.

Co to znaczy?

Myślę tu o sytuacji, kiedy człowiek „zszywa” się ze swoją diagnozą. Patrzy na siebie głównie przez pryzmat swojego kryzysu, na przykład jako na kogoś, kto choruje na depresję. To utrudnia leczenie. Osoby w kryzysie nie są jedynie swoją diagnozą. Są kimś znacznie więcej. Diagnoza to „tylko” część życia. Przestrzeń, w której potrzebne jest wsparcie, nie tylko specjalistyczne, ale i najbliższych.

NIE radź sobie sam!

Na jakie sygnały zwracać uwagę? Jak wyłapać, że to już nie „tylko” problemy w pracy, w szkole, dłuższy kryzys, ale coś więcej?

U każdego wygląda to trochę inaczej, w zależności od rodzaju kryzysu i jego natężenia. Mogę się odnieść do swojego doświadczenia. Od kilku lat choruję na zaburzenia lękowe z napadami paniki. Wskazówką, że to coś więcej niż przejściowy gorszy nastrój, były powracające ataki paniki, z którymi przestałam sobie radzić własnymi metodami. Lęk paraliżował mnie do tego stopnia, że uniemożliwiał mi społeczne funkcjonowanie. Do tego doszła bezsenność – częsty sygnał, że problem jest poważny. Kolejna wskazówka – to, co mnie wcześniej cieszyło, przestało mi sprawiać przyjemność. Następna – izolowanie się. Bardzo ważną informacją są również sygnały od naszych bliskich, którzy zwracają nam uwagę, że się zmieniliśmy, inaczej się zachowujemy, funkcjonujemy. Zmiany apetytu, problemy z koncentracją, poczucie permanentnego napięcia. To wszystko może wskazywać, że czas sięgnąć po pomoc specjalisty. Ale nie bagatelizowałabym też naszej intuicji. Jeśli od dłuższego czasu mamy poczucie, że nie funkcjonujemy tak, jak byśmy chcieli, warto się z kimś skonsultować. Nie czekać aż zrobi się gorzej.

Inni mają gorzej

Często dostrzegamy niepokojące sygnały, ale nie chcemy się leczyć. Może jeszcze terapia jest akceptowalna, ale farmakoterapia już nie. Świat zmusza nas, byśmy radzili sobie sami. Wierzymy, że inni mają większe problemy, nie ma co się nad sobą rozczulać.

Choroby psychiczne, jak pokazują chociażby cytowane badania EZOP II, wciąż są stygmatyzowane, więc niedziwne, że ludzie w kryzysie nie chcą sięgać po pomoc. Wstydzą się, próbują radzić sobie sami. Najpopularniejszym i najbardziej dostępnym „lekiem” w Polsce jest niestety alkohol. Inni wybierają lekarza pierwszego kontaktu, bo to nie stygmatyzuje tak, jak wizyta u psychiatry. Mam wrażenie, że radzenie sobie za wszelką cenę jest zakorzenione w naszej historii. A z drugiej strony, żyjemy w kapitalizmie, który wmawia nam, że powinniśmy sami sobie radzić z własnymi problemami. Jest to też opowieść o tym, co jako społeczeństwo wiemy na temat zaburzeń psychicznych. A wciąż wiemy jednak niewiele. Są osoby, które nie mają wglądu w to, co się z nimi dzieje. Nie rozpoznają objawów. Doświadczają np. napadów paniki, ale wydaje im się, że to problemy z sercem.

Pandemia, wojna, inflacja

Jesteśmy coraz bardziej narażeni na kryzysy psychiczne. Żyjemy w ciągłym lęku. Obok toczy się wojna, inflacja rośnie. Nawet jeśli w pracy ciągniemy nosem po ziemi, szybko pojawia się lęk, że jak nie spełnimy oczekiwań szefa, to nas zwolni.

Część specjalistów od zdrowia psychicznego, w tym kanadyjski lekarz Gabor Mate, którego bardzo cenię, uważa, że depresja czy zaburzenia lękowe, które tak wzrosły w ostatnich latach, to reakcja na okoliczności, w jakich żyjemy. Tempo życia, pandemia, wojna, kryzys ekologiczny, humanitarny, rosnące nierówności społeczne – to wszystko czynniki sprzyjające kryzysom psychicznym. Zarówno Mate, jak i chociażby Halszka Witkowska, suicydolożka, uważają, że to, co nam może w tej sytuacji pomóc, to pielęgnowanie więzi z innymi ludźmi. Dbanie o bliskość. Może nie uratuje to nas przed kryzysem, ale zdecydowanie ułatwi przejść przez niego. Sama świadomość, że mamy wokół życzliwych ludzi, którzy mogą nam ugotować obiad, zrobić zakupy czy po prostu pobyć z nami, już jest wielkim wsparciem. Wiele osób znajduje ukojenie w wierze. Nawet im trochę zazdroszczę. Ale wydaje mi się, że na dzisiejsze czasy to za mało. Warto mieć wokół siebie ludzi – fizycznie, realnie, nie tylko przez internet.

Za mało psychoterapeutów i psychiatrów

Jak wygląda dostępność specjalistów? O ile prywatna wizyta u psychoterapeuty czy psychiatry pewnie nie stanowi większego wyzwania, o tyle publiczna opieka psychiatryczna kuleje.

Niestety, dziś już nie wystarczą pieniądze, żeby szybko dostać się do psychoterapeuty. Prywatna ochrona zdrowia też już jest obłożna. Ale od kilku lat, w ramach reformy psychiatrii, powstają w Polsce środowiskowe centra zdrowia psychicznego. Na razie tych ośrodków jest kilkadziesiąt. Na stronie czp.org.pl można wyszukać centrum najbliższe miejsca zamieszkania. W środowiskowym centrum zdrowia psychicznego osoba w kryzysie powinna otrzymać pomoc, która będzie adekwatna do potrzeb, w ciągu 72 godz. od zgłoszenia. To może być konsultacja z psychiatrą, z psychoterapeutą, ale też np. miejsce na oddziale dziennym. Chodzi o odwrócenie dzisiejszego modelu, w którym człowiek w głębokim kryzysie ma w zasadzie jedno wyjście – pojechać na SOR albo zgłosić się do szpitala psychiatrycznego. Nadal niewiele osób wie o tych centrach, a one w wielu miejscach się sprawdzają. Niestety, zarówno psychoterapeutów, jak i psychiatrów jest za mało w stosunku do potrzeb. Obecnie Ministerstwo Zdrowia pracuje nad wprowadzeniem rozporządzenia, które teoretycznie miałoby uregulować zawód psychoterapeuty i sprawić, że będzie ich więcej. Niestety, jak donoszą środowiska psychoterapeutów, to rozporządzenie w tej chwili ma taki kształt, że jeśli zostanie wprowadzone w życie, liczba psychoterapeutów jeszcze się zmniejszy. To bardzo niepokojąca informacja.  

Recepta? Proszę bardzo

A jeśli zapotrzebowanie jest wielkie, a specjalistów brak, może się pojawić niebezpieczeństwo błędnych diagnoz? Albo zaniedbań? Bliska mi osoba, w terapii, podczas konsultacji u psychiatry po kwadransie otrzymała receptę. I już, koniec.

Trudno mi się do tego jakoś odnieść, bo nie znam ani pacjenta, ani tego lekarza. Z mojego doświadczenia wynika, że z pewnością kwadrans to nie jest wystarczający czas na pierwszą konsultację. Pytanie też, jak to leczenie ma wyglądać dalej? Typowe leki na depresję czy zaburzenia lękowe zaczynają działać po kilku tygodniach. Na początku objawy często się nasilają, człowiek czuje się gorzej, a że często kolejną wizytę ma wyznaczoną na za miesiąc, nie mogąc się skonsultować z lekarzem, decyduje się odstawić leki. I wraca do punktu wyjścia. Dlatego osoby w kryzysie potrzebują stałej, bezpiecznej relacji z lekarzem. Kontaktu, w razie gdyby poczuli się gorzej albo znaleźli w sytuacji podbramkowej. Niestety, to nadal luksus.

Depresja a media społecznościowe

Trudno nam mówić o kryzysach, kiedy wokół widzimy samych uśmiechniętych ludzi. W mediach społecznościowych wszyscy sobie świetnie radzą. A i tam, jak mówiła w jednym z wywiadów Małgosia Serafin, obraz człowieka chorego na depresję jest przekłamany. To wcale nie jest człowiek smutny, szary, niewyspany.

Niektóre osoby w kryzysie psychicznym wkładają ogromny wysiłek w to, by się maskować. Czasem ze wstydu, że jest im ciężko, czasem dlatego, że nie chcą innych sobą obciążać. Generalnie, media społecznościowe, w których wiele osób się kreuje, nie sprzyjają zdrowiu psychicznemu. Jest już mnóstwo badań na ten temat – jak wpływają na samoocenę, jak uzależniają od oceny innych, jak negatywnie odbijają się na nastroju. Szczególnie młodych. Część z nich jest pod ogromną presją, żeby jakoś zaistnieć w tym świecie, zdobyć „sukces”. Mieć fajne życie, którym można się pochwalić. Zwyczajne życie jest niedoceniane. Porównywanie się mamy w swoim DNA. Dziś dużo cierpienia wynika z tego, że porównujemy swoje zaplecze do cudzej wystawki.

Depresja – jak pomóc

Jak rozpoznać, że ktoś bliski przeżywa kryzys? Jak go wspierać?

Wydaje mi się, że w bliskiej relacji trudno ukryć, że coś złego się dzieje. Zawsze warto pytać: «Widzę, że coś się dzieje, czy mogę ci jakoś pomóc? Co mogę dla ciebie zrobić?» Jeśli spotkamy się z odmową, zapewnijmy, że będziemy obok, że czekamy na znak. Pytania są zwykle lepsze od udzielania rad, o ile rzeczywiście jesteśmy gotowi słuchać. I o to chyba przede wszystkim powinniśmy siebie zapytać – czy mam na to czas? Dziś czasu dla drugiego człowieka mamy bardzo mało. To smutne i niepokojące. Dlatego zachęcam do tego, żebyśmy rozmawiali ze sobą. Zrobili miejsce dla drugiego, nieważne czy w kryzysie czy nie.

Okładka książki Agnieszki Jucewicz pod tytułem Czasami czuję mocniej

*Agnieszka Jucewicz to dziennikarka znana z pogłębionych rozmów z polskimi i zagranicznymi psychologami, psychoterapeutami i psychiatrami. Związana z „Gazetą Wyborczą”. Autorka i współautorka książek o tematyce psychologicznej, m.in. „Kochaj wystarczająco dobrze” (z Grzegorzem Sroczyńskim), „Czując. Rozmowy o emocjach”, „Dom w butelce. Rozmowy z dorosłymi dziećmi alkoholików” (z Magdaleną Kicińską). Osoba z doświadczeniem kryzysu psychicznego. Marzy, żeby przedmiot „profilaktyka zaburzeń psychicznych” stał się częścią szkolnego programu nauczania.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.