Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Święty Jan Bosko umarł tak, jak żył – spokojnie, ufnie oddając się w ręce Pana Boga na wieki. Przez całe życie ćwiczył się w umieraniu, polecając swoim braciom i podopiecznym tzw. comiesięczne ćwiczenia dobrej śmierci.
„Całe życie człowieka powinno być ciągłym przygotowaniem się do śmierci. Kto dzisiaj nie jest przygotowany, by dobrze umrzeć, ciężko ryzykuje, że umrze źle” – mawiał. Nie wiemy, czy Pan Jezus dał mu poznać dzień, w którym go do siebie zabierze, ale wiemy, że choć intensywnie modlono się o cud jego powrotu do zdrowia, on tej żarliwej prośby nie podzielał.
„Jutro wybieram się w długą podróż” – oznajmił 30 stycznia 1888 r. zebranym wokół jego łóżka przyjaciołom i braciom. I jak zapowiedział, tak zrobił.
Św. Jana Bosko: dwa duchowe skrzydła
„Nigdy nie myślę, że śmierć może zmienić moje plany, ale czynię wszystkie rzeczy tak, jakby to były ostatnie w moim życiu”. „W momencie śmierci zbierzemy to, co zasialiśmy w życiu”.
„Śmierć dla kogoś, kto ma spokojne sumienie, jest komfortem, pocieszeniem, miejscem, które prowadzi do doskonałości, do szczęśliwości. Dla kogoś, kto ma grzech na duszy, przeciwnie, jest największym jaki może być lękiem, terrorem, cierpieniem, rozpaczą”. „Nasze życie jest w rękach Pana, który jest Dobrym Ojcem. On wie do kiedy ma nas zachować”.
Na myśli pełne głębi i dowody jego cierpliwych przygotowań na dzień własnej śmierci bez trudu można trafić wczytując się w pozostawione przez niego Wspomnienia z Oratorium i listy. Oprócz troski o rachunek sumienia, systematyczną spowiedź i godne przyjmowania Komunii świętej, Jan Bosko zalecał uświadamianie sobie, częste i bez lęku, faktu, że celem ludzkiego życia jest spotkanie z Bogiem, a furtką na drugą stronę – śmierć.
„Naszym wsparciem są: radość, modlitwa i Komunia święta. Używajcie dwóch duchowych skrzydeł, to jest: pobożności maryjnej i pobożności eucharystycznej. Na tych dwóch skrzydłach szybko podniesiecie się do nieba” – radził.
Przez całe życie był gotowy na śmierć
„Przyrzekłem Bogu, że nawet moje ostatnie tchnienie będzie dla moich ubogich chłopców” – mówił, a ostatnia prośba, jaką skierował do braci salezjanów, dotyczyła najdroższych mu podopiecznych. „Waszej trosce polecam wszystkie dzieła, jakie Bóg zechciał mi powierzyć, jednakże w sposób szczególny polecam wam troskę o młodzież biedną i opuszczoną, która zawsze stanowiła najdroższą cząstkę mego serca na ziemi”.
Zanim odszedł, przez cały miesiąc leżał w łóżku. Jego stan zdrowia pogorszył się już po świętach Bożego Narodzenia 1887 r. Rankiem 30 stycznia przyjął Komunię świętą, która okazała się być ostatnią w jego życiu.
Wszyscy modlili się o jego powrót do zdrowia, ale ksiądz Jan, który przez wiele lat swego życia posługiwał darem uzdrawiania, czytania w ludzkich sumieniach i przepowiadania przyszłości wiedział swoje – ta choroba nie prowadzi do zdrowia, ale do najważniejszego dla Jana spotkania: z Bogiem. „Jutro wybieram się w długą podróż” – powiedział w przeddzień odejścia do nieba.
Umieranie księdza Bosko
W nocy z 30 na 31 stycznia czuwało przy nim kilku współbraci. Kiedy tylko zauważyli, że oddech księdza Bosko słabnie, zawołali kapłanów, kleryków i świeckich przyjaciół, aby mogli podjąć modlitwę u boku tego, którego kochali. Wszyscy czuli się jak dzieci, którym umiera ojciec. O trzeciej w nocy przyniesiono telegram z Rzymu. Papież Leon XIII przesyłał błogosławieństwo dla utrudzonego księdza Jana.
Przy łóżku czuwał też biskup Jan Cagliero, który zdecydował się przyjechać z Ameryki, przynaglony wewnętrznym głosem. Widząc, że chorego męczy nawet oddech, zdawał się szeptać w jego imieniu: „Jezu, Józefie, Maryjo, oddaję Wam serce i moją duszę… Jezu, Józefie i Maryjo, bądźcie przy mnie w ostatniej godzinie… Jezu, Józefie i Maryjo, niech spoczywa w pokoju z Wami moja dusza”.
Przy łóżku umierającego czuwał też ks. Michał Rua, ten, który po księdzu Bosko miał przejąć stery zakonu posiadającego 65 salezjańskich domów. Wielu płakało głośno, powtarzając najdroższe sercu księdza Bosko motto, któremu był wierny przez całe życie: „Daj mi dusze, resztę zabierz”.
Turyn płacze
Nad ranem, o godz. 4.45 chory kapłan wydał ostatnie tchnienie. Zanotowano, że zmarł 31 stycznia 1888 r., we wtorek. Skończył 72 lata, 5 miesięcy i 15 dni.
Wiadomość bardzo szybko rozeszła się po mieście i Turyn okrył się prawdziwą, bolesną żałobą. Wiele warsztatów i sklepów było zamkniętych, a na drzwiach wisiały różnego kształtu tabliczki z napisem: „Zamknięte z powodu śmierci księdza Bosko”.
Ciało świętego pochowano najpierw w kościele Instytutu Salezjańskiego w Valsalice, w Turynie, potem, jako relikwie, złożono w szklanym sarkofagu umiejscowionym nad bocznym ołtarzem w bazylice Maryi Wspomożycielki Wiernych. Do dziś odwiedzają go tam pielgrzymi z całego świata.
Artykuł powstał na podstawie:
Św. Jan Bosko, Wskazania duchowe
Św. Jan Bosko, Wspomnienia Oratorium
Leonard von Matt, Henri Bosco, Ksiądz Bosko
Michele Molineris, 365 kwiatków Księdza Bosko