Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Dominikanin wypowiada się następująco: "Zazwyczaj odnosimy się do sytuacji, w której para niebędąca małżeństwem zamieszkuje razem jak małżeństwo i współżyje ze sobą. Wtedy mamy grzech ciężki - i to jest sytuacja grzeszna, takie pary mieszkające ze sobą nie dostaną rozgrzeszenia [...]
Ale wiecie, że jest możliwa taka sytuacja, w której para mieszka ze sobą przed ślubem, ale ze sobą nie współżyje. [...] I gdy coś takiego powie się w spowiedzi, jakaś część księży nie udzieli rozgrzeszenia, bo mieszkają razem - chociaż nie współżyją. Bo żyją w niebezpieczeństwie grzechu. [...] Grzechem jest współżycie przed ślubem. Zresztą każda para, która do mnie przyjdzie i zapyta o radę, usłyszy, że wspólne mieszkanie to nie jest świetny pomysł i lepiej, żeby tego nie robili. Tylko że to jest pomysł, który nie jest pomocny, ale nie jest sam w sobie grzeszny. I jeśli mamy dawać dostęp do Pana Boga albo go nie dawać tylko na podstawie tego, że ktoś coś o tej sytuacji sądzi, to jest to, co mówi Paweł: jesteśmy tak zależni od tego, co pomyślą inni." Na ile ta wypowiedź rozjaśnia problem?
Czy mieszkanie ze sobą bez seksu przed ślubem jest realne?
Zacznijmy od podstaw. Jak często można spotkać parę narzeczeńską mieszkającą ze sobą przed ślubem, lecz nie współżyjącą seksualnie? Wiemy, że takie osoby istnieją. Nasza koleżanka redakcyjna osobiście zna taką parę. Ludzie zamieszkali ze sobą, bo narzeczona zwyczajnie nie miała gdzie mieszkać, a wynajmowanie osobnego mieszkania (podczas gdy narzeczony już miał dwupokojowe) drenowałoby jej portfel nauczycielski do poziomu poniżej możliwości przetrwania.
Zamieszkali więc razem, w osobnych pokojach. Mieli perspektywę wyznaczonego już terminu ślubu i silne postanowienie zachowania czystości przedmałżeńskiej. Unikali też okazji do grzechu - chodzenia w negliżu po mieszkaniu itp. Było to trudne, wymagało ogromnej dojrzałości, było wymuszone okolicznościami, ale udało się. Innymi słowy - to możliwe, ale na pewno niezwykle rzadkie. I wydaje się, że ojciec Szustak koncentruje się właśnie na tym promilu ludzkości.
Problem świetnie ujęła w prywatnej dyskusji znajoma, żona i matka:
Marta
Dlatego zajmijmy się częstszą sytuacją. Ludzie, którzy zamieszkali ze sobą z przyczyn ważnych, ale zdarzyło im się współżyć seksualnie. Mają mocne postanowienie poprawy, ale nie chcą przestać ze sobą mieszkać, bo uważają, że jednak dadzą radę wytrwać w czystości.
Dlaczego księża mogą nie dawać rozgrzeszenia takiej parze? Cóż. Jeśli ktoś spowiada się z seksu przedmałżeńskiego, a jednocześnie mieszka pod jednym dachem z osobą, z którą zgrzeszył to szanse na zachowanie czystości są praktycznie zerowe.
Psychologia intymności
W intymności istnieją kolejne granice - pierwszy czuły dotyk, przytulenie, pierwszy pocałunek, pieszczoty itd. W każdym z nas jest pewna afera intymna, do której stopniowo dopuszczamy drugą osobę, czując się w tej relacji nie tylko przyjemnie, ale i bezpiecznie. Zarówno ciało, jak i emocje idą za tym stopniowym przekraczaniem granic. Pragniemy więcej, przyzwyczajamy się do tego. Gdy para współżyje ze sobą seksualnie jak małżeństwo, została przekroczona ostatnia granica. Powrót do zwykłego trzymania się za rękę, przytulenia czy pocałunku jest trudny, ciało i emocje chcą więcej. Jest to możliwe, o ile narzeczeni mieszkają osobno. W sytuacji gdy już ze sobą współżyli mieszkając ze sobą, postanowienie trzymania się daleko od siebie może doprowadzić do nerwicy seksualnej.
Dlatego decyzja księdza, który mówi - współżyliście seksualnie, ale chcecie nadal mieszkać w jednym mieszkaniu, stwarzając bliską okazję do grzechu, co powoduje, że postanowienie poprawy (nawet szczere) nie ma szans powodzenia, bez wyprowadzki - dlatego nie dam wam rozgrzeszenia - jest słuszna i oparta na znajomości ludzkiej natury.
Wszyscy tak robią - w czym problem?
Generalnie żyjemy w takich czasach, że ludzie wchodzą w mieszkanie ze sobą przed ślubem kompletnie bezrefleksyjnie, nie zastanawiając się nawet nad tym, czy to grzech czy nie i nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. Pisaliśmy o tym w Aletei, relacjonując badania wykazujące, że wspólne mieszkanie przed ślubem zwiększa ryzyko rozwodu o 15%.
Pisaliśmy też, że seks przed ślubem może powstrzymać rozwój miłości i relacji.
Popatrzmy na problem "publicznego zgorszenia" od drugiej strony - publicznego świadectwa wartości narzeczeństwa i małżeństwa. Gdy ludzie widzą parę mieszkającą ze sobą i przystępującą do komunii, dochodzą do wniosku, że Kościół zmienił nauczanie dotyczące seksualności i teraz już wszystko jest akceptowalne. Jak to podsumował w prywatnej dyskusji mój znajomy ksiądz Przemysław: "To kwestia zgorszenia publicznego i uzurpacja życia na wzór małżeński. Seminarium, klasa trzecia, prawo małżeńskie."
Publiczne zgorszenie czy publiczne świadectwo?
Znajomy opowiedział mi swoją historię, w której kwestia osobistego świadectwa była naprawdę ważna. Gdy był w duszpasterstwie, było tam wiele par narzeczeńskich. Dla wszystkich czystość seksualna była wartością, żadna para ze sobą nie mieszkała. I dzięki temu świadectwu wzmacniali się nawzajem, utwierdzając w decyzji, wbrew presji świata, który widział w nich zacofane dinozaury. Z narzeczoną mieli pokusę by zamieszkać ze sobą ze względów oszczędności finansowych, ale jej się oparli, też dzięki innym narzeczonym ze wspólnoty.
Co jeszcze zyskał? Gdy teraz rozmawia ze swoją szesnastoletnią chrześniaczką, która ma chłopaka o tym, jak się rozwija związek (w tym też o tym, czy konkubinat jest takim "naturalnym" etapem bycia ze sobą), może z czystym sumieniem opowiedzieć - oparliśmy się tym pokusom i było warto. A wie, że chrześniaczka patrzy na niego jako na wzorzec zachowań.
Właśnie dlatego przykład ludzi, którzy nie mieszkają ze sobą jako narzeczeni ze względu na wyznawany system wartości jest naprawdę potężnym świadectwem. Też dla osób daleko od Kościoła. Może być doskonałym punktem wyjścia do rozmów o tym, dlaczego zdecydowaliśmy się mieszkać osobno. Bo przecież nie chodzi tylko o czystość przedmałżeńską, a o wiele innych zalet, o czym dla Aletei opowiadały pary, które zdecydowały się na ten model narzeczeństwa.
Dlatego warto spojrzeć na problem od innej strony. Z reguły powodem, dla którego pary decydują się na wspólne mieszkanie są względy finansowe. Może mimo wszystko warto ponieść dodatkowe koszty po to, by stać się dla innych inspiracją i dać świadectwo w tych dziwnych, zobojętniałych czasach, że małżeństwo stanowi wyjątkową wartość, a klasyczne narzeczeństwo na odległość jest skarbem i szansą na rozwój, jako pary i jako osób?
Przeczytaj też koniecznie:
Posłuchaj też oryginalnej wypowiedzi ojca Szustaka, do której nawiązaliśmy: