Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Ciągniemy za sobą pępowinę
Wchodzicie w niedzielę na mszę do kościoła, automat mówi: „Gdzie tu stanąć? Za blisko nie mogę, bo wyjdę na za pobożnego. Koło głośnika może nie, bo będzie mi dudnić w uszach. Na środku też nie, bo mogę temu panu zasłaniać. Tę dziewczynę to chyba powinienem do przodu puścić”. A to wszystko w ogóle nie jest ważne. W ogóle. Istotne jest to, że przyszedłeś do Pana. Nasz organizm jednak ciągle chce oddychać przez pępowinę i skupia się na zupełnie nieważnych sprawach. Nowe narodzenie to przestawienie się na nowe oddychanie.
Nosimy na plecach różne butle do oddychania – butlę pocieszenia, butlę pychy i wiele innych – i bezrefleksyjnie z nich korzystamy. Nowe narodzenie to odcięcie tej butli, zrzucenie jej z pleców. Pan Bóg chce nam zakręcić znajdujące się przy niej zawory, ale nie zrobi tego, jeśli Mu na to nie pozwolimy. On czeka na naszą zgodę, na naszą gotowość.
Każdy z nas przeżył ten moment, kiedy zaczął samodzielnie oddychać, choć nikt z nas go nie pamięta. Rodzice być może widzieli to na własne oczy: na samym początku, przez krótką chwilę, dziecko się dusi, bo choć płuca już pracują, znajduje się w nich jeszcze woda. To są właśnie nasze kryzysy w życiu. Duszenie się, bo Bóg robi wszystko, żebyś zaczął Nim oddychać. On mówi: „Przestań się porównywać, przestań się lękać, przestań kręcić, przestań kłamać. Ja jestem twoim Panem”. A co my na to? „Podłączcie pępowinę, szybko!”
Wielu ludzi chodzi po świecie, ciągnąc za sobą pępowinę. Choć mają już trzydzieści, czterdzieści albo i więcej lat, nie nauczyli się jeszcze prawdziwie oddychać.(…)
Czym oddychasz?
Narodzić się na nowo to nauczyć się oddychać Panem Bogiem. Masz budzić się rano i od razu mówić: „ Jest Bóg, a ja jestem Jego dzieckiem”. Jednak wielu ludzi, wstając, mówi: „Co ja dzisiaj muszę zrobić? W czym muszę zabłysnąć? O rany, dziś przecież mam to trudne spotkanie. Jak wypadnę? Jak to rozegrać?”. Ciągle chcemy się najeść starym pokarmem.
Na pewno znają państwo historię nawrócenia Szawła pod Damaszkiem (Dz 9, 1-19). Mnie to niedawno uderzyło. Szaweł „dyszał żądzą zabijania”. Co to znaczy „dyszeć”? „Dyszeć” to głęboko i głośno oddychać, brać oddech z trudem. Czym on dyszał? Żądzą zabijania. Wielu ludzi dyszy żądzą kupowania, żądzą zarabiania. Oni tym żyją. Gdyby ktoś im zakręcił ten kurek z pieniędzmi, zaczęliby się dusić. Jeśli zakręcilibyśmy jakiejś kobiecie kurek uwielbienia płynącego od jej faceta, zaczęłaby się dusić. Szaweł „dyszał żądzą” i „siał grozę”. Wiele osób ma poczucie, że żyją dopiero wtedy, kiedy widzą, jak inni się ich boją albo jak im zazdroszczą. Ktoś wchodzi na przyjęcie i mówi: „Kupiłem nowy samochód. No co, szczęki już wam opadły?”. Są ludzie, którzy oddychają nieszczęściem innych. „Koleżanka oblała egzamin – wspaniale, od razu chce mi się żyć”. Tacy potrzebują perspektywy bycia lepszymi od znajomych. Inni oddychają nienawiścią do świata. Raz na godzinę, raz na kwadrans muszą powiedzieć: „Ludzie to barachło, prymityw. Cała ta Warszawa to wiocha”. To jest ich powietrze.
Co zrobił Pan Jezus pod Damaszkiem? Przyszedł do Szawła i powiedział: „Szawle, Szawle”. To nie jest przypadek. Wypowiedzenie czyjegoś imienia jest znakiem, że się tego kogoś zna. Gdy zna się czyjeś imię, często zna się też jego wnętrze. Jeśli Jezus dwa razy mówi: „Szawle, Szawle”, jeśli mówi: „Małgorzato, Małgorzato”, „Krzysztofie, Krzysztofie”, jak bardzo musi Mu zależeć na wejściu w bliskość z nami! Mimo tych wszystkich bezeceństw, jakich Szaweł dopuszczał się wcześniej, pod Damaszkiem nie spadła na niego pięść, tylko Jezus przemówił i powiedział, że go zna. „Dlaczego Mnie prześladujesz?” – zapytał. Dlaczego ciągle krytykujesz? Dlaczego ciągle wnerwiasz się na swoich rodziców? Dlaczego ciągle krzyczysz na dziecko? Widzicie, my tym oddychamy.
„Kto jesteś, Panie?” – pyta Szaweł, słysząc głos, bo już wie, że ma do czynienia z kimś wielkim. „Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz”. W tych krótkich słowach Pan Bóg zakręcił Szawłowi jego butlę z powietrzem do oddychania. Szaweł ślepnie, przez trzy dni nic nie je i nie pije – on po prostu umiera. Zawalił mu się jego stary świat. Miał kryzys.
Śmierć nie strawi modlitwy
Wielu z was mogło przeżywać podobną sytuację. Mógł się wam zawalić świat. Może ktoś z was został wyrzucony z pracy. Może od kogoś odcięli się koledzy albo małżeństwo się komuś posypało. Może właśnie teraz siedzicie i nie chce się wam ani jeść, ani pić. Nie macie czym oddychać, a z Boga jeszcze nie nauczyliście się czerpać. (...) Zwróćcie uwagę, tak samo było z Jonaszem, który przez trzy dni był uwięziony w brzuchu wielkiej ryby (Jon 1-2).
W pewnej książce wyczytałem, dlaczego ryba nie strawiła Jonasza. Jej autor dowodził, że tego proroka ocaliła modlitwa. Śmierć nigdy nie strawi modlitwy. Jeśli będziesz się modlił, nie umrzesz. Jeśli jednak przestaniesz się modlić, uważaj, może być źle. Może wtedy przyjść do ciebie szatan i zaproponować swoje rozwiązanie. „Widzisz, wszyscy cię opuścili – powie. – Bóg cię opuścił, rodzina cię opuściła. Nie ma co, trzeba ze sobą skończyć”. Nie! Modlę się, więc żyję. W chrześcijaństwie nie chodzi o to, że masz postępować porządnie. W chrześcijaństwie – jeszcze raz powtórzę – chodzi o to, żebyś się zorientował, czym oddychasz. Żebyś zrozumiał, że Pan Bóg musi odciąć pępowinę starego życia, co wiąże się z potwornie trudnym momentem duszenia się.
Dziecko nie chce się rodzić
Żadne dziecko – jestem o tym głęboko przekonany – nie ma ochoty się urodzić. U mamy w brzuchu jest przecież tak dobrze. Nikt z nas tego nie pamięta, ale to naprawdę musi być super miejsce. Takiego pięciogwiazdkowego hotelu już nigdy nie będziemy mieć: serduszko nad głową bije, jedzonko, cieplutko, słychać świat, ale tak nie za głośno, dźwięki są przytłumione. Jakim szokiem muszą być po tej idylli skurcze porodowe! Następuje wielka rewolucja. Dziecko pewnie broni się tam, jak może, ale co ono może…
Wiecie, czym jest kryzys? Płaczecie, już od pół roku nie możecie sobie znaleźć miejsca. To są właśnie skurcze porodowe. Pan Bóg próbuje was wypchnąć do nowego życia, a wy bronicie się rękami i nogami. On to robi dla was, żebyście zaczęli się rodzić, żebyście zaczęli oddychać, żebyście otworzyli oczy i powiedzieli: „O rany, mamusia! Dziewięć miesięcy byłem w jej wnętrzu, a jej nie widziałem. O rany! Świat jest taki piękny!”. Bo choć w pierwszym momencie nowy świat jest zimny i nieprzyjemny, to już po chwili, gdy dziecko zostanie ubrane, utulone i gdy dostanie pierś do ssania, przestaje mu być źle, a nawet zaczyna być lepiej, bo ma miejsce, żeby się porozciągać.
Fragment książki ks. Piotra Pawlukiewicza „Przestań się bać”, wydawnictwo ZNAK.
Tytuł, lead, śródtytuły i podkreślenia pochodzą od redakcji Aletei.