Przy okazji Dnia Kobiet, który świętujemy 8 marca, zajrzyj do Biblii, by odkryć, jakim znakiem dla ludzkości może być kobieta. Będziesz miło zaskoczony!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Czy Biblia jest mizoginiczna? Nie, jeśli zrozumiemy jej głęboki sens. Istotnie, kobiety zajmują centralne miejsce w wielu biblijnych opowieściach. Ukazane są jako te, które charakteryzują się wszelkiego rodzaju inteligencją, odwagą i czułością. Objaśnia te zagadnienia Anne-Marie Pelletier, egzegeta i profesor w paryskiej École cathédrale, autorka wielu dzieł poświęconych kobietom w religii chrześcijańskiej.
Florence Brière-Loth: W Starym Testamencie, kobieta od początku zajmuje drugie miejsce, została stworzona po mężczyźnie. Nie ma więc mowy o parytecie?
Anne-Marie Pelletier, egzegeta i profesor w paryskiej École cathédrale: Należy koniecznie przypomnieć dwie rzeczy. Po pierwsze, skoro Biblia jest świętą księgą, ma tę szczególną właściwość, że ukazuje Boga, który przychodzi do ludzi, do tego miejsca, gdzie w danej chwili się znajdują, do ludzi takich, jakimi są, z całą ich szlachetnością, ale i wszelkimi brakami. Nic dziwnego więc, że jej tekst odzwierciedla w jakiejś mierze niesprawiedliwość, przemoc, a także mizoginię, które trawi nasze społeczeństwa.
Następnie należy pamiętać, że pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju nie odtwarzają początków świata, ale są bardzo subtelną refleksją teologiczną na temat ludzkości. Ta refleksja wyrażona jest zresztą przy użyciu języka, którego jesteśmy już w stanie zrozumieć. Stąd potrzeba przyjrzenia się im z bliska.
W Biblii znajdują się dwa opisy stworzenia człowieka i jeden z nich ukazuje stworzenie kobiety w ogrodzie Eden. Nim więc go przeczytamy, dobrze byłoby usłyszeć najpierw pierwszy z tych opisów. Odkryjemy wówczas dwoje ludzi, z których każde ma swoje miejsce, na tym samym poziomie, co drugie: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył; stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1, 27). Zarówno kobieta, jak i mężczyzna, otrzymują tutaj stworzenie, nad którym będą panować. I dopiero kobietę i mężczyznę, jedno złączone z drugim, możemy nazwać obrazem Boga.
W jaki sposób można stworzyć dwa różne byty na obraz jedynego Boga? Jaki jest sens tej odmienności?
Ukazuje nam ona fundamentalną prawdę na temat Boga i nas samych, bo człowiek nie został stworzony przez Boga, jako rzeczywistość, która byłaby dla Niego obca. Jeśli ludzkość istnieje zbudowana w oparciu o relację mężczyzny i kobiety, to dlatego, że sam Bóg jest relacją, pozostając przy tym jedynym Bogiem. Tak więc już w Starym Testamencie, na długo zanim została objawiona tajemnica Trójcy Świętej, istniała świadomość tego, że Bóg jest jedyny, a jednocześnie jest Bogiem relacji. Nie jest samotny, sam ze sobą, ale jest miłością. Nasze człowieczeństwo „na Jego obraz” nie może więc nie być relacyjne.
Kobieta została stworzona jako pomoc dla mężczyzny (Rdz 2, 18). W jaki sposób to wyjaśnić, nie sprowadzając roli kobiety do bycia tą, która się podporządkowuje?
Po pierwsze, należy właściwie zrozumieć słowo „pomoc”, tak, jak ono wybrzmiewa w języku hebrajskim, bez współczesnych konotacji. Słowo to w Biblii odnosi się do Boga. Po prostu! Bóg jest „pomocą”, to znaczy ratunkiem dla tych, nad którymi wisi groźba śmierci. Ten termin jest więc o wiele mniej „uwłaczający” niż zwykliśmy sądzić. Pierwszy człowiek potrzebuje de facto spotkania twarzą w twarz z drugim człowiekiem, aby istnieć. W przeciwnym wypadku jest Narcyzem, który tonie, podziwiając samego siebie.
Jeśli chodzi o zdanie św. Pawła, który przypomina, że „kobieta została stworzona dla mężczyzny (1 Kor 11, 9) – jest ono, oczywiście, prowokujące. I często nadużywano go w taki sposób, że służyło niesprawiedliwości. Tymczasem „być dla drugiego”, jeśli jesteśmy chrześcijanami, oznacza coś zupełnie innego niż wyobcowanie. To sposób na to, jak być podobnym do Boga. On, który jest „dla nas”, od momentu stworzenia do momentu powtórnego stworzenia, którego dokonuje w osobie i dziele Swojego Syna.
To „dla drugiego” jest w konsekwencji tym, czym również mężczyzna będzie musiał żyć, na wzór inicjującej to kobiety. Ponieważ tylko w ten sposób wypełni się w nim obraz Boga, którego objawia nam Chrystus.
Według Księgi Rodzaju grzech został sprowadzony przez kobietę. A jednak Bóg karze zarówno kobietę, jak i mężczyznę. Dlaczego więc to kobieta zostaje obarczona winą?
W żadnym miejscu Księga Rodzaju nie twierdzi, że to kobieta jest winna bardziej niż mężczyzna. Tekst biblijny jest dużo bardziej przenikliwy! W tym opisie posłuszeństwo jest współdzielone, podobnie jak podzielony jest owoc z zakazanego drzewa. Tak naprawdę subtelność tego tekstu sprowadza się do tego, że ukazuje on tajemniczą solidarność, która łączy pokolenia ludzi i która czyni nas tak kruchymi wobec pokusy. Sposobem na zobrazowanie tej prawdy jest ukazanie kobiety – tej, z której rodzą się kolejne pokolenia.
W taki właśnie sposób, „przez jednego człowieka” (por. Rz 5,12), obrazującego całą ludzkość, grzech wchodzi w świat, nie z powodu upadku kobiety, od którego mężczyzna miałby być wolny. Następnie ludzkość zrodzi, poprzez kobiety, dzieci, które ze swojej strony również odrzucą Słowo Boże, ze swojej strony również będą postrzegać Boga, jako zagrożenie, które również utwierdzą się w nieposłuszeństwie.
Czy z Biblii wyłania się zarys kobiecości i jej roli w stosunku do mężczyzny, taki, jaki Bóg pierwotnie zamyślił?
Biblia naznaczona jest postaciami kobiet, niektóre z nich są negatywne, inne zaś pozytywne. Często pojawiają się w cieniu mężczyzn, zdominowane przez nich. Jednak uważny czytelnik zorientuje się, że wiele z tych kobiety jest tak samo ważnych, jak mężczyźni.
To kobiety, które potrafią połączyć w sobie pokorę i pewność, jak Anna, matka Samuela. Potrafią podtrzymać nadzieję pośród porażki i upokorzenia, jak Judyta. Znajdziemy je czuwające nad zagrożonym i lekceważonym życiem, jak Rispę, która pojawia się na krótko w Drugiej Księdze Samuela, ale okazuje wielką siłę współczucia.
Przez wieki, od czasów matriarchiń, bez których obietnica dana Abrahamowi byłaby próżna, kobiety w Biblii spieszyły na pomoc życiu, stając przeciwko śmierci, jak Bóg. Ucząc tej wartości, przygotowują też Izrael, a następnie i nas, do rozpoznania triumfu życia nad siłami śmierci.
U św. Pawła możemy też spotkać ten zaskakujący werset, w którym stwierdza on, że w Chrystusie „nie ma już mężczyzny ani kobiety” (Ga 3, 28). Czy to oznacza zniesienie różnicy płci, a wraz z nią komplementarności płci?
Oczywiście, że nie! Interpretowanie słów św. Pawła w ten sposób zakładałoby, że Bóg sam sobie zaprzecza. Skoro od momentu stworzenia ludzkość została obdarzona cechami płciowymi, które, jak wierzymy, mają swoje głębsze znaczenie, ludzkość odnowiona w prawdzie przez Chrystusa nie może istnieć zbudowana inaczej, niż w oparciu o różnicę płci. Chrystus nie niszczy tego, co jest u podstaw. Nie wprowadza wśród nas pewnego rodzaju braku rozróżnienia płci, który czyniłby nasze relacje powierzchownymi lub niemożliwymi. Wręcz przeciwnie, On przywraca dostęp do pierwotnej prawdy.
To dlatego w słowach Listu do Galatów, trzeba słyszeć zapowiedź tego, że nie ma już mężczyzny i kobiety ograniczonych wrogością, które wprowadził między nich grzech. Jedynie ta niechęć zostaje zniesiona. Ponieważ wrogość panująca między nimi, opisana w trzecim rozdziale Księgi Rodzaju, gdzie mowa o pożądliwości i pokusie, jest od tej pory zniesiona. W końcu! Mężczyzna i kobieta odnajdują prawdę o swoim stworzeniu.
Radosna relacja opisana w Pieśni nad Pieśniami nie jest już jakimś marzeniem czy dążeniem, nazbyt często przynoszącym rozczarowanie. Będzie można w niej trwać, dzięki wspólnemu doświadczeniu, które, w mocy Chrystusa, pozwoli pokonać wszelkie trudności wynikające z życia we dwoje.
Czy w słynnym stwierdzeniu św. Pawła „żony, bądźcie poddane mężom” należy widzieć dowód jego szowinizmu czy raczej należy złożyć je na karb ówczesnego kontekstu kulturowego?
Św. Paweł nie cieszy się w tym względzie dobrą opinią wśród chrześcijan, a przede wszystkim, wśród chrześcijanek. Oczywiście, był człowiekiem swoich czasów, w przeciwnym razie byłby jakimś figurantem. Jednak jest jednocześnie kimś, kto docieka i widzi rzeczy w świetle Chrystusa.
Trzeba więc zagłębić się w ten tekst, by dotrzeć do jego prawdziwego znaczenia, wiedząc, że nie może się ono objawić inaczej, jak tylko w świetle tego, co przeżył sam Jezus, posłuszny aż do śmierci, by zbawić ludzi i dać im udział w swoim synostwie. Zgódźmy się na to, by zbadać go ponad tym kontekstem i czasem, w którym powstał, by dotrzeć do prawdy, która dotyczy każdego chrześcijanina. Jeśli tymi słowami św. Paweł chciałby po prostu nakłonić kobiety do niewolniczego posłuszeństwa wobec mężów, zdradziłby wolę Boga, który chce jednych i drugich widzieć wolnymi tą wolnością, która rodzi się z miłości, i której jest znakiem.
W rzeczywistości List do Efezjan zaczyna się tym wezwaniem skierowanym do wszystkich, zarówno mężczyzn, jak i kobiet: „Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej” (Ef 5,21). Uległość nie jest więc zarezerwowana jedynie dla kobiet. Ponadto uległość, o której tutaj mowa, nabiera sensu jedynie w odniesieniu do osoby Jezusa, sposobu, w jaki On sam przeżywał uległość, z miłości i dla miłości.
Zebrane przez Florence Brière-Loth
Czytaj także:
Przyjaźń między kobietą a mężczyzną – tak czy nie?
Czytaj także:
Kobieta – pomoc dla mężczyzny?