Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Kilka paciorków – co w tym trudnego?
Jeśli zapytać mnie o skojarzenia związane z modlitwą różańcową, to mam przed oczyma przede wszystkim mamę, trzymającą „paciorki” w ręku, dniem i nocą, proszącą dzieci, żeby chociaż w październiku wybrać się na nabożeństwo. Następnie brata, który nawoływał i nadal nawołuje (taki charyzmat) „módl się różańcem”. No i świadectwa. Dziesiątki, setki obejrzanych, wysłuchanych, przeczytanych świadectw, potwierdzających moc tej modlitwy. Księża, zakonnice, świeccy. Efekt? Jak grochem o ścianę.
Jednak za każdym razem kiedy moja osobista czy małżeńska modlitwa skręcała w kierunku „paciorków”, coś stawało na przeszkodzie. Poczynając od niezrozumienia, przez ciągły brak czasu i zniechęcenie, na niewierze w skuteczność kończąc. Im bardziej opornie szło, tym bardziej utwierdzało mnie to w przekonaniu, że warto. Bo skoro pozornie prosta czynność modlitewna sprawia aż tak wiele trudności, trzeba zadać pytanie: „dlaczego?”.
Kolejna rzecz w kieszeni spodni
Nigdy nie chciałem traktować różańca jak swoistego, katolickiego talizmanu, z tego względu w moim samochodzie nie znajdziemy go na lusterku. W swojej neofickiej pysze powiedziałem kiedyś: „Oj nie, nie będę jak reszta katolików, którzy mają powieszony różaniec, ale się na nim nie modlą”. Od kilku lat jest ze mną zawsze, kiedy wychodzę z domu. Ostatnio jednak złapałem się na tym, że stał się tylko kolejną rzeczą w kieszeni spodni. Źle się czułem, kiedy go tam nie miałem, ale jego obecność nie zmieniała kompletnie niczego. Od dłuższego czasu nie sięgałem po niego. Aż do ostatniej niedzieli, kiedy zjednoczony z pielgrzymami z całego świata modliliśmy się w wielu językach w fatimskim „wieczerniku”.
Tajemnicza Fatima
Swoją drogą, od zawsze miałem „problem” z tym miejscem. Matka Boża przychodzi i „straszy” grzeszników obrazami z piekła. Słońce, które „tańczy” na niebie. Rodzeństwo, które umarło niedługo po objawieniach. Łucja, która „schowała się” za klauzurą. Kolejni papieże, którzy przez lata „coś” ukrywają. Dzisiaj rozumiem, że to niewiedza była źródłem mojego lęku, a wszystkie niewiadome zostały przede mną odkryte po odwiedzeniu Fatimy.
Wiedząc, że moje nogi staną na portugalskiej ziemi, z zaciekawieniem i radością zacząłem czytać treści opisujące zdarzenia sprzed 100 lat. Jednocześnie stopniowo zdając sobie sprawę z tego, że przez większość życia podchodziłem do Fatimy z rezerwą ostatecznie tylko z jednego powodu – braku właściwej relacji z Maryją – Panią, Królową i Matką. Nie mogłem poznać prawdy o Fatimie również dlatego, że nie chciałem usłyszeć i przyjąć: „codziennie odmawiajcie różaniec”.
Codziennie odmawiajcie Różaniec
W pewną niedzielę stałem wpatrzony w tajemniczą figurę, którą znam od dziecka. Trzymając żonę za rękę, adorowaliśmy Panią Fatimską i modląc się na różańcu jak nigdy przedtem, doświadczyłem pokoju serca. Wtedy stało się coś niezwykłego i w duchu usłyszałem: „codziennie odmawiajcie różaniec”. Nie ja sam. „Odmawiajcie”. Wspólnie.
Różaniec uratuje świat
Jak napisał kiedyś papież-Polak:
Nie wiem, czy zdołamy wytrwać w postanowieniu codziennej modlitwy różańcowej. Wierzymy jednak w to, że jeśli tak się stanie, to zgodnie z tym, co obiecała Maryja, nasza modlitwa uratuje świat. Nasz świat. Naszą rodzinę. Od rozbicia, od zepsucia, od braku przebaczenia. Piszę to wszystko z wielkim pragnieniem w sercu, by kiedyś móc wyznać za św. Janem Pawłem II: „Różaniec jest moją ulubioną modlitwą”.