separateurCreated with Sketch.

Depresja – kilka miesięcy jak jeden czarny dzień [wywiad]

DEPRESJA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Anna Malec - 16.03.18
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Najgorsze jest to uczucie, kiedy budzisz się rano i tępo patrzysz w sufit. I jesteś przekonana, że wstanie z łóżka to najgorszy pomysł na dziś. Bo po co? Przecież nic nie ma sensu.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Anna Malec: Od kiedy chorujesz na depresję?

Justyna*: Nie lubię mówić, że na nią choruję. Może dlatego, że odkąd się z nią zmagam, wiem, że depresja jest trochę jak przewlekły katar. Nigdy nie wiesz, kiedy się uaktywni i zwali cię z nóg.

Traktuję ją jak coś, z czym muszę żyć. Jak przykrótką nogę, przez którą trochę kuleję, ale ostatecznie to ode mnie zależy, czy włożę w buta podpiętkę, żeby chodziło mi się wygodniej, czy będę kuleć i narzekać, że wszystko mnie od tego boli. Bo od depresji faktycznie boli wszystko – i ciało, i dusza.

Choć kiedy pierwszy raz mnie „dopadła”, mniej więcej rok temu, to nie wierzyłam, że mogę jeszcze czuć się dobrze. Najgorsze jest to uczucie, kiedy budzisz się rano i tępo patrzysz w sufit. I jesteś przekonana, że wstanie z łóżka to najgorszy pomysł na dziś. Bo po co? Przecież nic nie ma sensu.

Kiedy tak czujesz, i kiedy to jest jak najbardziej realny stan, to trudno uwierzyć, że może być lepiej.

Przeleżeć najgorszy czas

Ty w to uwierzyłaś?

Powoli zaczęłam w to wierzyć. Ale to nie jest tak, że możesz się zebrać w sobie i postanowić, że zaczynasz od teraz normalnie żyć. Ja potrzebowałam „przeleżeć” ten najgorszy czas, dopiero potem mogłam zacząć się leczyć.

Wiele osób myśli, że to „dół” na własne życzenie. A to przecież cała gospodarka hormonalna, która wywraca ci życie do góry nogami. U mnie tak było. Miks chemicznych i psychicznych reakcji. Rollercoaster. Kiedy patrzę na ten czas, to mam wrażenie, że kilka miesięcy zlało mi się w jeden czarny dzień.

Masz 31 lat, fajną pracę, ciekawe życie. „Jaka depresja? Ogarnij się, jesteś młoda, dasz radę” – słyszałaś takie rady?

O! Regularnie. Zwłaszcza od rodziców, którzy uważają, że do psychologa chodzą „wariaci”, a depresja to fanaberia.

Teoretycznie wszystko u mnie było dobrze – dostałam pracę, o której marzyłam – prywatne liceum, fajne klasy. Cały czas mam grono dobrych znajomych, bliskich przyjaciół, mam z kim wyjść do kina czy umówić się na wino, podróżuję. Nie mam długów, nie zostałam drastycznie porzucona, nikt z moich bliskich nie zmarł w ostatnim czasie. Niby wszystko gra. Normalne życie.

Nie zasługuję na czysty kubek

To co się właściwie stało?  

W zasadzie nic. Nic poza tym, że moje życie nie wygląda tak, jak bym chciała. Nie wyszłam za mąż, nie urodziłam dzieci – to coś, za czym najbardziej tęsknię, a co się nie wydarza. Wiem, że wiele osób uważa, że się nad sobą z tego powodu użalam. Trudno.

Nie skonfrontowałam się z tym niespełnionym pragnieniem świadomie, więc gdzieś to we mnie powoli rosło, kamyczek do kamyczka, aż w końcu powstał z tego wielki mur, przez który już nie dałam rady się przebić i który zasłonił mi całą panoramę. I który wreszcie runął i nieźle mnie potłukł.

Kiedy się zorientowałaś, że potrzebujesz pomocy?

Kiedy trzeci miesiąc z rzędu nie miałam siły wstawać rano do pracy, zasypiałam na pierwszej lekcji, a w nocy nie mogłam zasnąć. Gdy po całej kuchni walały się brudne naczynia, a ja piłam herbatę od kilku tygodni w tym samym kubku – po co go myć, przecież nie zasługuję na to, żeby pić w czystym. Nie zasługuję na nic dobrego. Kiedy masz depresję, to takie „refleksje” wzbudzają nawet brudne naczynia.

Przestałam gotować, nie miałam na to siły, poza tym przerastało mnie sprzątanie po obiedzie i sprzątanie w ogóle. Siebie jakoś ogarniałam, bo musiałam chodzić do pracy. Tam zbierałam się w sobie na te kilka godzin, a potem wracałam do domu i rozpadałam się na nowo. I tak dzień za dniem.

Nie pytać. Być

A gdzie w tym czasie byli twoi bliscy? Byłaś zupełnie sama?

Mieszkam sama, ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że byłam w tym czasie sama. Jeśli tak momentami było, to dlatego, że nie dopuszczałam do siebie innych osób.

Faktycznie nie miałam ochoty na wieczory ze znajomymi. Bo kiedy już wychodziłam i spotykałam szczęśliwych ludzi, to było ze mną jeszcze gorzej. Zdarzało się, że podczas takich spotkań wychodziłam na chwilę na łazienki, bo chciało mi się płakać.

A już nie daj Boże, jak któraś koleżanka się zaręczyła albo zaszła w ciążę. Oczywiście, tak w głębi, tak naprawdę, cieszyłam się z tego, ale w tym momencie to było dla mnie nie do uniesienia. Miałam w sobie tak wielką, bolącą dziurę.

Pamiętam, jak zadzwoniła do mnie przyjaciółka. Powiedziałam jej, że jest źle, a ona postanowiła mi nie odpuścić. Dzwoniła regularnie, wyciągała na spotkania. I nie zadawała zbyt wielu pytań. Po prostu była, a ja czułam, że nie muszę być przy niej kimś innym niż jestem.

Terapia w depresji

A terapia? Trudno było zacząć?

Pewnie, że trudno. To moja druga terapia. Myślałam, że mam już „te sprawy” ogarnięte, i trudno mi było przyznać, że nadal potrzebuję pomocy.

Mój terapeuta powiedział mi któregoś razu, że widzi przed sobą dziewczynę, która może być z siebie dumna, a nie jest. I że jest mu przykro, bo widzi, jak jest mi ciężko. Bardzo mnie do dotknęło. Spojrzałam na siebie cudzymi oczami, i było to dobre spojrzenie. Inne niż moje. To bardzo terapeutyczne doświadczenie.  

Teraz jest lepiej?

Bywa. Jestem w trakcie terapii, raz mam się lepiej, raz gorzej. Uczę się dbać o siebie i być sama dla siebie przyjaciółką. To chyba najtrudniejsze.

Wiem, że depresja to coś, czemu trzeba stawić czoła i nauczyć się z tym faktem żyć. I nie czuć się z tego powodu gorszym, chorym. Wiem, że jestem wrażliwa i łatwiej mi popadać w takie stany. Ale ostatnio polubiłam w sobie tę wrażliwość. Dzięki niej widzę więcej i głębiej, odczuwam intensywniej. Nie tylko trudne emocje, ale też te przyjemne.

Zmieniło się to, że dziś mam nadzieję. A to dla mnie bardzo dużo. Nie da się żyć bez nadziei. W każdym razie – ja nie potrafię.

*Imię, na prośbę bohaterki, zostało zmienione. „Justyna” jest nauczycielką historii, mieszka w Warszawie, od roku zmaga się z depresją. Uwielbia podróże, dobre książki – zwłaszcza powieści historyczne, a kiedy tylko może, przesiaduje z przyjaciółkami w kawiarniach i popija pyszną kawę – koniecznie z mlekiem i cynamonem.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!