„Bardzo czekałam na to zaproszenie, od kiedy na przyjęciu w ambasadzie poznałam Jolantę hrabinę Mycielską. Grałyśmy wtedy razem na fortepianie i zawsze mi powtarzała: »jak będziesz miała 17 lat, to wyślemy cię na bal«. Jestem. I bardzo się z tego cieszę!” – mówi Alicja Facente.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Alicja Facente ma 17 lat, urodziła się w Rzymie i nadal tam mieszka – razem z mamą Anną (pracującą w Papieskiej Radzie ds. Kultury w Watykanie), tatą Stefano, bratem Jasiem i babcią Lucyną. W rozmowie z Aleteią opowiada o przygotowaniach do Balu Debiutantów 2019, spotkaniach z papieżami, o tym, jakimi wartościami kieruje się na co dzień i czy… nastolatki z arystokratycznych rodzin mogą chodzić w dresie.
Dominika Cicha: Jolanta hrabina Mycielska powiedziała, że „Bal Debiutantów to moment celebracji wejścia w dorosłość, kiedy to odpowiedzialność powinna wziąć górę nad beztroską”. Poważnie brzmi.
Alicja Facente: To taki punkt pomiędzy dzieciństwem a dorosłością. Ale też świetna okazja, żeby pogłębić swoją wiedzę o tradycjach polskich i poznać wspaniałych ludzi. Są tu osoby pełne pasji, życia. Na sto procent zostaną nam przyjaźnie na dłużej, mimo dystansu, bo mieszkamy np. we Francji, Belgii, Hiszpanii, Brazylii. Od każdego można coś zaczerpnąć.
Od dwóch tygodni nie macie wytchnienia!
Przygotowania do balu są troszkę męczące. Mamy po 10 godzin prób na dzień, z krótkimi przerwami, więc jest wysiłek fizyczny, i psychiczny też. Ale robimy to z pasją i zaangażowaniem, aby wystąpić jak najlepiej i sprawić przyjemność naszym najbliższym. Wiemy, ile osób poświęca na to swój czas i wysiłek – bardzo to doceniamy.
Z partnerem tanecznym dogadujesz się bez problemu?
Wszystko nam dobrze idzie! Nie byłam wcześniej nastawiona do tańca zbyt pozytywnie, ale znalazłam w sobie pasję do tanga. Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że tango mi się spodoba, a teraz zastanawiam się nawet, czy nie zacząć w Rzymie kursu.
Czekałaś na zaproszenie na bal?
Bardzo, od kiedy na przyjęciu w polskiej ambasadzie poznałam Jolantę hrabinę Mycielską. Grałyśmy wtedy razem na fortepianie i zawsze mi powtarzała: „jak będziesz miała 17 lat, to wyślemy cię na bal”. Byłam taka szczęśliwa, że… nawet tego zaproszenia nie przeczytałam (śmiech).
Serce w rytmie Chopina
Jak twoja mama znalazła się w Rzymie?
Studiowała na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tata przyjechał na wycieczkę do Krakowa. Poznali się w wagonie, w pociągu i… po prostu miłość z tego wyszła. Chyba od pierwszego wejrzenia, bardzo romantycznie. Tak samo poznali się moi dziadkowie – idzie z pokolenia na pokolenie. Tak się złożyło, że mama dostała pracę w ambasadzie polskiej przy Stolicy Apostolskiej, skończyła uniwersytet w Rzymie i tam ułożyła sobie życie, razem z tatą.
Kiedy się urodziłaś, kończyła doktorat. Wszystko byłoby pewnie znacznie trudniejsze, gdyby nie babcia Lucynka.
To jest największy skarb, jaki mam w życiu – mieć babcię przy sobie. Taka moja druga mama. Bardzo się dla nas poświęciła, bo dziadziuś został w Polsce. Ale widują się często. Po babci dostałam też imię: Alice Lucia.
Co pamiętasz z dzieciństwa?
Mama zawsze się starała, żebym miała wypełnione dni. Chodziłam na balet, do szkoły polskiej i na siatkówkę, jeździłam konno, grałam na fortepianie. Wymagało to dużo wysiłku i poświęcenia, ale tak mi już zostało, że ciągle potrzebuję ruchu, muszę coś robić, bo inaczej się źle czuję. Z jednej strony jest to pozytywne, ale z drugiej – czasem trzeba się zatrzymać i zastanowić nad życiem.
Myślisz po włosku?
Moim pierwszym językiem był polski. Mając w domu dwie Polki i jednego Włocha, więcej mówiłam po polsku. Ale chodząc do szkoły, rozmawiając z przyjaciółmi Włochami, rzadziej się nim posługiwałam. Teraz raz w tygodniu mam 6 godzin polskiego i w przyszłym roku będę zdawała maturę w dwóch językach. Ukończę zatem rzymskie liceum o profilu klasycznym, a równocześnie szkołę polską. Rodzice bardzo troszczą się, abym jak najwięcej czerpała z wartości kultur znad Tybru i Wisły.
Sporo czasu w twoim życiu zajmuje sztuka. Rysujesz, śpiewasz, czytasz, grasz na fortepianie. Ulubiony kompozytor?
Moje serce bije w rytmie Chopina. Móc zagrać utwory ulubionego kompozytora – to są emocje nie do opisania… Nie wiem, co bym zrobiła bez mojego fortepianu! Za to też jestem wdzięczna mamie – 3 lata temu chciałam z niego zrezygnować, ale później odkryłam pasję. I teraz jestem bardzo szczęśliwa, że wytrwałam i nadal gram, codziennie. Chodzę na prywatne lekcje, zdaję egzaminy i myślę o wejściu do konserwatorium. Albo to, albo prawo – muszę się zdecydować.
Chciałabyś coś zmienić w świecie?
To jest chyba największe marzenie – dać światu coś mojego, pozytywnego i coś zmienić. Chciałabym też pójść w ślady mamy i zająć się dyplomacją albo stosunkami międzynarodowymi. Żeby było przemieszczanie się, poznawanie ludzi, miejsc.
Masz bliską relację z mamą?
To takie odi et amo (śmiech). Mamy sprzeczki, ale zawsze wynosimy z nich coś pozytywnego. Mama jest dla mnie przykładem. Wszystkiego mnie nauczyła, razem z babcią.
Jest z wykształcenia literaturoznawcą. Książek wam pewnie nie brakowało?
Zawsze były, dużo lektur czytałam. „Krzyżacy” bardzo mi się podobali. Ale „Dziady” już nie… (śmiech) Od mamy wzięłam zainteresowanie sztuką. Zawsze była zafascynowana kontrastem między światłem i cieniem u Caravaggia. Jak widzę obraz, to sobie przypominam, jak byłam mała, a ona mi tłumaczyła, jakie jest tego znaczenie.
Mamy dziadek Władysław Kurdziel był artystą malarzem po studiach na ASP, posiadał w swojej bibliotece dzieła malarzy polskich i światowych, również dzieła klasyków literatury. Fotografika była także jego pasją, a do tego był muzykiem, prowadził chóry i był działaczem społecznym. To udzieliło się mamie i trochę pewnie i mnie.
Dwa kroki do Watykanu
Czujesz się częścią elity?
Nigdy się tak nie czułam. Według mnie wszyscy są równi. Nikt nie powinien się czuć bardziej wartościowy od innych tylko dlatego, że jest z wysokiej rodziny.
Dzieci z „wysokiej rodziny” muszą po sobie… sprzątać?
Zawsze byliśmy wychowywani tak, że po sobie trzeba sprzątać, wszystko mieć poukładane. Dla mnie to trudne, bo jestem niezorganizowana, więc większość sprzeczek jest właśnie z tego powodu.
Czyli nie zawsze wyglądacie tak jak na balu, nie omijacie szerokim łukiem McDonalda, czasem się wygłupiacie i chodzicie w dresach?
Chodzimy – jak widać! (śmiech) Jesteśmy normalnymi ludźmi.
Jakie wartości przekazali ci rodzice?
Odpowiedzialność. Wytrwałość – jak się czegoś podejmuję, to robię to do końca. Szacunek dla wszystkich. Hojność. Gościnność – rodzice i babcia zawsze wszystkich przyjmują z otwartymi rękoma. I wiara – pomogła mi w wielu trudnych momentach.
Ważną postacią jest dla ciebie bł. Pier Giorgio Frassati.
Znamy się dobrze z rodziną Gawrońskich. Pani Wanda stara się, aby osoba jej stryja Pier Giorgia była znana na całym świecie. W 2016 roku przyjechałam do Krakowa na ŚDM. Na tę okazję przywieziono też trumnę Pier Giorgio. 10 minut przed przyjściem papieża okazało się, że włoskiego księdza, który miał wygłosić motto Pier Giorgia, nie wpuścili. Więc ja przed 3 milionami ludzi powiedziałam: „Żyjcie, a nie wegetujcie!”.
Zdanie dla ciebie wyjątkowe?
Takie moje motto życiowe. Myślę, że Pier Giorgio jest najbliższy wszystkim młodym – możemy się z nim utożsamiać. Podziwiam jego miłość do ludzi i dawania, nawet gdy sam nie miał. Potrafił to wszystko połączyć ze sportem, przyjaciółmi – miał taką swoją brygadę Ciemnych Typów.
Jest jeszcze drugi, bardzo ci bliski święty.
Jan Paweł II! Spotkałam go w Watykanie, gdy byłam mała. Nie mogłam się uspokoić – dopiero kiedy mnie pocałował w policzek. Mam z tego zdjęcie i obraz, który namalowała pani śp. Ewa Dyakowska-Berbeka.
Twoja mama spotykała w jednej z bram Stolicy Apostolskiej późniejszego papieża Benedykta XVI. Też miałaś okazję go poznać?
Mało go pamiętam, ale tak. Podczas pasterki, kiedy miałam cztery latka, wręczyłam Ojcu Świętemu dary. Były tam dzieci z różnych kontynentów ubrane w stroje regionalne, ja miałam strój lachów sądeckich, ponieważ moja mama pochodzi z Nowego Sącza. „Strój tak się spodobał, ze moje zdjęcie z papieżem zostało opublikowane w „L’ Osservatore Romano”. Po kanonizacji Jana Pawła II byliśmy też w kościele polskim w Rzymie na mszy z papieżem Franciszkiem. Razem z bratem dałam mu kwiaty, pocałował nas – duże emocje.
Masz wśród znajomych dużo wierzących?
Żyjemy w Rzymie, do Watykanu dwa kroki, ale nie wszyscy to doceniają. W Polsce kościół jest zawsze pełen, ludzie stojący na zewnątrz, bo miejsca nie ma… We Włoszech to się rzadko zdarza. Przykro mi, ale tak już jest i już.
Czegoś jeszcze brakuje ci w Rzymie?
Polacy są bardzo patriotyczni, przywiązani do swojego narodu, historii. W Rzymie jest mniej miłości do swojego państwa. To też jest bardzo przykre. I w Polsce wszystko jest lepiej zorganizowane!
A śniadania wolisz polskie czy włoskie?
Pół na pół! W Rzymie jem jedno danie po polsku i jedno po włosku.
Kto gotuje po włosku?
Mama i ja. A po polsku babcia. Najlepszą robi zupę grzybową. Albo krokiety, gołąbki, pierogi. Wszystko.
10. Bal Debiutantów i Międzynarodowy Weekend Maltański odbędą się pod hasłem „Wspomnień czar” w Warszawie, w dniach od 6 do 8 września 2019 roku. Aleteia.pl jest patronem medialnym wydarzenia.
Czytaj także:
„Zmysły to świadomość”. Jak zatem świadomie smakować wino?
Czytaj także:
Bal Debiutantów 2017: zdjęcia, wrażenia, opowieść o tym, jak dobro rodzi dobro