Chłopiec, który miał nie przeżyć swoich narodzin z powodu poważnej choroby okresu płodowego, jest teraz najszczęśliwszym dzieckiem w rodzinie. Watykan ogłosił, że uzdrowienie można przypisać wstawiennictwu ks. McGivneya i nie ma uzasadnienia medycznego czy naukowego.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Uzdrowienie bez uzasadnienia medycznego
Michael Schachle to pięciolatek mieszkający w Dickson, w Tennessee. Ma zespół Downa. Jego ojciec, Daniel Schachle (l. 45) twierdzi, że Michael, który ma dwanaścioro rodzeństwa, jest najprawdopodobniej najszczęśliwszym dzieckiem w rodzinie.
Czytaj także:
Katoliccy dżentelmeni. Rozmowa ze zwierzchnikiem Rycerzy Kolumba w Polsce
Daniel jest świadkiem, że Michael jest bardzo pogodnym dzieckiem: „jest pełnym energii pięciolatkiem ciekawym wszystkiego, co wokół niego. Ma kapitalne poczucie humoru. Chętnie bawi się z rodzeństwem, żartuje i robi najróżniejsze psikusy”.
Oprócz tego Michael jest widomym znakiem tego, że ks. Michael J. McGivney, założyciel Rycerzy Kolumba, ma swoje miejsce pomiędzy świętymi. 27 maja br. Watykan ogłosił, że dogłębne badanie uzdrowienia Michaela Schachle’a ze śmiertelnej choroby w okresie płodowym można przypisać wstawiennictwu ks. McGivneya. Uzdrowienie to nie ma uzasadnienia medycznego czy naukowego.
Ten właśnie cud otworzył drogę do beatyfikacji zmarłego w 1890 roku ks. McGivneya.
Zobaczcie zdjęcia udostępnione przez rodzinę uzdrowionego chłopca:
Zespół Downa i śmiertelna puchlina wodna
Ta niewiarygodna wręcz historia rozpoczęła się ostatniego dnia 2014 roku, kiedy Michelle Schachle, oczekując narodzin dziecka, wybrała się na rutynowe badanie USG. Zdjęcie pokazało coś niepokojącego – lekarka Michelle oznajmiła, że dziecko ma zespół Downa.
Później przeprowadzono kolejne badania, aż 25 lutego 2015 r. okazało się, że nienarodzone maleństwo cierpi na śmiertelną puchlinę wodną, objawiającą się niekontrolowanym gromadzeniem się płynu. Daniel wspomina, że ginekolog nie dawała żadnych szans na urodzenie żywego dziecka. Jako lekarka z ponad 30-letnim doświadczeniem pracy w zawodzie nigdy jeszcze nie widziała takiego ciężkiego przypadku tej choroby.
Lekarka zaproponowała Michelle, by donosiła ciążę do chwili, w której dziecko umrze w jej łonie, i wówczas wywoła poród. Jednak z racji możliwego wystąpienia zespołu lustrzanego – objawiającego się występowaniem u ciężarnej grożących jej zdrowiu, a nawet życiu tych samych obrzęków, które rozwijają się u płodu – lekarka wspomniała, że inną opcją jest natychmiastowe usunięcie ciąży.
Choć usłyszana diagnoza przeraziła Michelle, której pierwsza ciąża zakończyła się poronieniem, oboje Schachle’owie wiedzieli, że aborcja w żadnym razie nie wchodzi w grę. Daniel przyznał potem, że w trakcie rozmowy z ginekolog czuł narastający gniew – dochodził do głosu jego instynkt ojcowski, który nakazywał mu chronić swoje dziecko.
Wstawiennictwo założyciela Rycerzy Kolumba
Porażeni diagnozą rodzice wrócili do domu, stając twarzą w twarz z wieloma niewiadomymi. Odbyli nawet rozmowę z proboszczem i zaplanowali pogrzeb dziecka. Jednak Daniel zdecydował się szukać nadziei w modlitwie. Będąc od wielu lat członkiem Rycerzy Kolumba, instynktownie zaczął modlić się za wstawiennictwem ks. Michaela J. McGivneya, założyciela tej katolickiej organizacji.
Cała kariera zawodowa Daniela jako agenta ubezpieczeniowego opierała się twardo na wizji założyciela Rycerzy Kolumba, czyli „powołaniu do opieki nad wdowami i sierotami”. Schachle’owie uczyli swoje dzieci w domu i mieli dobre kontakty z wieloma podobnymi rodzinami. Swoją szkołę domową nazwali Akademią ks. McGivneya, często prosząc tego sługę Bożego o wstawiennictwo w ich intencjach i modląc się o wyniesienie go na ołtarze.
W tym czasie jednak modlitwa Daniela przybrała cechy modlitwy Pana Jezusa w Ogrodzie Oliwnym, tuż przed męką. Powtarzał on słowa: „Panie, jeśli taka wola Twoja, oddal od nas ten kielich cierpienia. Lecz nie moja, a Twoja wola niech się stanie”. W szczególny sposób Daniel modlił się o wstawiennictwo w modlitwie o uzdrowienie syna do ks. McGivneya i złożył obietnicę, że gdyby uzdrowienie przyszło, nada swojemu synowi imię założyciela Rycerzy Kolumba.
Po latach Daniel wspomina, że po tej modlitwie podniósł się z klęczek i powiedział żonie o złożonej obietnicy. Na początku była nieco rozczarowana, gdyż chciała nadać chłopcu imię Benedykt, w skrócie Ben, po swoim dziadku. Ale już rankiem następnego dnia nie protestowała i zaczęła prosić przyjaciół o modlitwę za wstawiennictwem ks. McGivneya. Oboje małżonkowie zaczęli wysyłać maile do członków grup i wspólnot.
Czytaj także:
Watykan: niebawem kanonizacja bł. Karola de Foucauld
Zrobię wszystko, co mi każesz, Panie
Daniel przypomina, że tego dnia, kiedy zdecydował prosić o wstawiennictwo ks. McGivneya, „zaczęliśmy analizować sytuację i wszystko, co musimy zrobić. Myśleliśmy o ciąży i choć zakładaliśmy, że dziecko urodzi się martwe, wiedzieliśmy, że wszystko w ręku Boga. Michelle na przykład rozmawiała z naszym proboszczem o pochówku dziecka, a nasi znajomi obiecali uszyć mu ubranko do trumny. Jednego dnia wszedłem do naszej sypialni i zastałem moją żonę leżącą na podłodze i tonącą we łzach. Nie mogła przestać szlochać”.
Jak wspomina obecnie Michelle (l. 49): „klęczałam i w rozmowie z Bogiem powiedziałam, że jeśli zabierze moje dziecko, będę Go nadal kochać, jednak przebaczenie Mu zabierze mi na pewno jakiś czas. Zrobię wszystko, co mi każesz, Panie. Wszystko jest w Twoich rękach – mówiłam”.
„Nie przypominam sobie teraz, czy tego samego, czy kolejnego dnia powiedziałam mężowi, że oczywiste jest, że Bóg może uzdrowić mojego synka, jednak wyraziłam wątpliwość, czy tak się stanie. I wówczas Daniel odpowiedział mi z pewnością w głosie, że chłopiec zostanie uzdrowiony”, mówi Michelle. Wydarzenia kolejnych tygodni potwierdziły jego przeczucia
Seria „przypadków”
Małżonkowie już wcześniej mieli w planach pielgrzymkę do Fatimy z grupą innych agentów ubezpieczeniowych Rycerzy Kolumba i ich żon. W podróży do sanktuarium miał im towarzyszyć najwyższy przełożony zakonu Carl A. Anderson oraz kapelan Rycerzy Kolumba, metropolita Baltimore arcybiskup William E. Lori. W trakcie podróży do Europy pielgrzymi mieli także odwiedzić Madryt i Rzym; to ostatnie miejsce zostało dodane na prośbę Michelle i Daniela.
Przed podróżą do Fatimy małżonkowie udali się na kolejne badanie USG, chcąc potwierdzić, że Michelle może podjąć taki wysiłek. Lekarze zezwolili na to, choć na zdjęciu widać było, że w płucach i głowie dziecka zgromadziło się wiele płynu.
Michelle i Daniel nie przestawali modlić się za wstawiennictwem ks. McGivneya. Wraz z nimi modliła się cała rodzina, zbierając się co wieczór na wspólnym różańcu i prosząc o wyniesienie na ołtarze ks. Michaela J. McGivneya.
W Rzymie Michelle i Daniel spotkali się ze znajomym amerykańskim księdzem, który studiował w Wiecznym Mieście. Kiedy znajomy kapłan dowiedział się o sytuacji małżonków, obiecał im i pozostałym pielgrzymom z USA odprawienie mszy świętej w jednej z bocznych kaplic Bazyliki św. Piotra. Grupie przydzielono na tę mszę losowo ołtarz Matki Boskiej Nieustającej Pomocy.
Przypadkowo właśnie ten ołtarz poddano dwadzieścia lat wcześniej renowacji, która była możliwe dzięki ofiarom Zakonu Rycerzy Kolumba. Michelle doskonale wiedziała, jak wygląda ten ołtarz, gdyż kilka lat wcześniej otrzymała jego zdjęcie z życzeniami bożonarodzeniowymi od przełożonego zakonu, Carla Andersona. To zdjęcie umieściła w swoim domowym ołtarzu ze świętymi obrazami. To był zaledwie jeden z serii „przypadków”.
Czytaj także:
„Dzięki Tobie jestem bliżej Boga”. Marysia jest poważnie chora, ale wokół niej dzieją się cuda
Po mszy poczułam się lepiej
Uczestnicząc we mszy świętej w Fatimie, pielgrzymi z Ameryki wysłuchali fragmentu Ewangelii o urzędniku królewskim, który błagał Jezusa o uzdrowienie syna.
Jezus rzekł do niego: Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie. Powiedział do Niego urzędnik królewski: Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko. Rzekł do niego Jezus: Idź, syn twój żyje. Uwierzył człowiek słowu, które Jezus powiedział do niego, i szedł z powrotem.
Jak wspomina teraz Daniel: „wysłuchanie tego fragmentu Ewangelii najprawdopodobniej wlało w nasze serca najwięcej nadziei”.
Pielgrzymi z USA dotarli do Madrytu przed 19 marca, wspomnieniem św. Józefa. Tego dnia rodzice Daniela obchodzili rocznicę swojego ślubu. W Hiszpanii jest to święto obowiązujące, a ponadto Dzień Ojca. Michelle i Daniel odwiedzili tego dnia wiele kościołów hiszpańskiej metropolii, podziwiając ich architekturę i zgromadzone w nich dzieła sztuki.
Co dziwne, za każdym razem, kiedy wchodzili do kolejnego kościoła, trwała tam Eucharystia i dokonywała się konsekracja hostii. Ks. McGivney, który miał na drugie imię Joseph, był po pierwsze kapłanem. Centrum jego posługi było sprawowanie Eucharystii na pamiątkę wydarzeń ostatniej wieczerzy.
Michelle przyznaje, że po mszy św. w sanktuarium fatimskim poczuła się o wiele lepiej fizycznie. „Kiedy przypominam sobie ten czas, to myślę, że także dobrze poczułam się już podczas mszy św. w Rzymie. Nie wiem teraz, czy moje samopoczucie to była kwestia odpoczynku i oderwania się od wszystkich trosk, czy też wtedy właśnie uratowane zostało życie Michaela”.
Wszystkie oznaki ustąpiły
Po powrocie do domu małżonkowie udali się na kolejne badanie USG. Ginekolog, która przeprowadzała wcześniejsze badania, była tego dnia nieobecna, więc zdjęcia z badań omówiła z nimi inna lekarka.
Lekarka powiedziała wówczas Michelle: „To najpiękniejsze dziecko, jakie dotąd widziałam, sama zobacz, jakie jest śliczne”. Michelle popatrzyła na ekran i zobaczyła lekkie zmętnienie. Spytała lekarki czy to płyn, a ta odpowiedziała twierdząco, choć nie wyraziła specjalnego zaniepokojenia.
Matka chłopca powiedziała jej wówczas, że na wcześniejszym badaniu klatka piersiowa nienarodzonego dziecka była opuchnięta jak balon z powodu nagromadzonego płynu. Jego małe płuca były mocno ściśnięte, a pozostałe organy wewnętrzne wydawały się zanurzone w olbrzymiej ilości płynu. Twarz była nienaturalnie opuchnięta i chłopiec w łonie matki wyglądał jak nadmiernie otyły mężczyzna. Po powrocie z Fatimy wszystkie te oznaki ustąpiły, zauważa Daniel.
Czytaj także:
Cud przypisywany Carlo Acutisowi zaaprobowany przez lekarzy
Okazuje się, że nowa lekarka nie była świadoma wcześniejszej diagnozy i występowania u nienarodzonego chłopca puchliny wodnej. Zaczęła już planować kolejną wizytę rodziców u specjalisty, który miałby zająć się dzieckiem na oddziale intensywnej terapii neonatologicznej po przyjściu chłopca na świat.
Michelle wspomina: „Powiedziałam lekarce, że wydawało mi się, iż nie ma nadziei na urodziny żywego dziecka. Wtedy ona raz jeszcze spojrzała na dane dziecka, przypomniała chyba sobie, że to my właśnie wróciliśmy z Fatimy i powiedziała coś, co bardzo mocno wryło mi się w pamięć: “kiedy wierzysz w Boga, nadzieja nie umiera nigdy”.
Lekarka zapytała o imię dziecka, na co Michelle zaczęła płakać. Powiedziała, że wcześniej były duże kontrowersje co do imienia chłopca, ale chyba będzie miał na imię Michael. I, jak przyznaje matka, wtedy po raz pierwszy nazwała go Michael i od tego czasu nigdy już nie użyła imienia Ben.
Jak pocałunek samego Jezusa
Michael McGivney Schachle urodził się 15 maja 2015 r. Jakiś czas później, kiedy Daniel wychodził z biura na spotkanie, wzrok jego padł na reprodukcję karty założycielskiej Rycerzy Kolumba, przyjętej na pierwszym posiedzeniu organizacji. U dołu dokumentu widniała data 15 maja 1882 r. i podpis ks. M.J. McGivneya.
Dla obojga małżonków bycie rodzicami „dziecka-cudu” nie jest jedyną nagrodą ich wiary. Jak twierdzi Daniel, nigdy nie modlili się o to, by chłopiec nie urodził się z zespołem Downa: „Uważaliśmy, że życie z takim dzieckiem jest ubogacającym darem dla całej naszej rodziny”.
Doświadczenie to miało niezwykle pozytywny wpływ na całą rodzinę. Daniel zauważa, że te spośród jego dzieci, które ciągle mieszkają w domu rodzinnym, pogłębiły swoją wiarę: „Już po urodzinach Michaela trójka naszych najstarszych dzieci zaczęła studia poza domem. Niektóre z dzieci nie były przesadnie religijne, jednak teraz wszystkie nasze dziewczynki myślą o tym, by zostać siostrami zakonnymi”.
Daniel przyznaje, że zanim urodził się Michael, wiele z ich dzieci angażowało się bardziej w „sprawy tego świata, a Bóg był w najlepszym razie na drugim miejscu. Teraz jest zupełnie odwrotnie i Chrystus stał się dla nich najważniejszy”.
Michelle przyznaje: „Trudno jest uwierzyć w to, co się stało. Wiadomo, że Bóg czyni cuda każdego dnia. Jednak dogłębne zrozumienie tego najprawdopodobniej zajmie mi całe życie. A ponieważ już kiedyś poroniłam dziewczynkę, to w każde urodziny w rodzinie, w momentach ukończenia szkoły czy uniwersytetu przez dzieci i innych szczególnych okazjach odczuwałam pragnienie zobaczenia i przytulenia mojej zmarłej córeczki. Dlatego teraz codziennie patrzę na Michaela, na każdy jego uśmiech i każde urodziny jako na wielki dar, na nowo mi dany”.
Jak twierdzi Michelle, której imię jest żeńską odmianą imienia Michael, cud życia jej synka jest jak „pocałunek samego Jezusa – dar otrzymywany każdego dnia”.
Czytaj także:
Uzdrowienia przez wstawiennictwo św. Faustyny. To są niezwykłe historie!