separateurCreated with Sketch.

Zofia Czekalska „Sosenka”: Cudownie ocalałam cztery razy. To łaska boska [nasz wywiad]

ZOFIA CZEKALSKA SOSENKA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Na adres Domu Powstańca dostałam list i paczkę od chłopczyka. Zna mnie tylko z telewizji. Zrobił kwiatuszki, szalik. To takie wzruszające, jak dzieci o nas pamiętają – mówi Zofia Czekalska „Sosenka”.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Zofia Czekalska „Sosenka”, w Powstaniu Warszawskim sanitariuszka ze zgrupowania „Chrobry II”. Z nami wspomina 1 sierpnia – opowiada, czym się zajmowała i dlaczego po wojnie wróciła do Polski.

Marta Brzezińska-Waleszczyk: Pochodzi pani z Tomaszowa Maz. Wybuch powstania zastał panią w Warszawie. To było zaskoczenie czy planowała pani udział w PW? 

Zofia Czekalska "Sosenka": Wiedziałam, że będzie powstanie. Z Tomaszowa uciekłam, bo miałam iść na roboty. Zdecydowałam, że zostanę w Warszawie. Chodziłam z rozkazami, po leki, robiłam bandaże. Na Mariańską, do szpitala. Co kazano, wykonywaliśmy, nieraz z narażeniem życia. Po powstaniu dostałam fałszywe zaświadczenie. Czesiek [kolega, przyszły mąż – przyp. red.] był ciężko ranny, kapitan powiedział, by go zostawić. Ze szpitalami mógł jechać Czerwony Krzyż. Byłam łączniczką, dostałam papier i pojechałam.

Zofia Czekalska „Sosenka”: Ja się nie bałam

Godzina W. Co pani czuje? Entuzjazm, radość, że wreszcie, czy strach?

Pierwsze strzały, jestem na pl. Grzybowskim. Ludzie cieszą się, można flagi Polski wieszać. Ja myślę: "Boże, będą strzelać, poleje się krew". Z drugiej strony, jest nadzieja, że zwyciężymy. Będzie wolność. Miałam 21 lat, kiedy wybuchło powstanie. I 16, kiedy zaczęła się okupacja. Jedni bardzo się cieszyli, inni narzekali. Ja myślałam: "Będzie, co będzie".

Wiedziała pani, co przenosi w rozkazach? 

Nie było mowy, żeby wiedzieć! Co dostałaś, niosłaś. Sama niewiele chodziłam. Raczej w grupie. Na Mariańskiej przedzierałam się piwnicami, przez ulicę biegiem, znów piwnicami. To zajmowało tyle czasu! Dziś Mariańską przeszłam w kilka minut. Wróciły wspomnienia, ile trzeba było wysiłku, by zanieść rozkaz.

Co było najtrudniejszego w służbie? Czego się pani bała?

Ja się nie bałam. Szłam z rozkazem. Później czułam strach tylko wtedy, gdy pikowały samoloty. Raz wpadła bomba, 500 kg, niewypał. Pęd powietrza mnie odrzucił. Stałam akurat koło drzwi. Dlatego przeżyłam. Bałam się tylko tego pikowania, bomb. Pęd powietrza jest taki, że zatyka oddech. Gwizd pikowania, bomba. Potem, kiedy słyszałam ten dźwięk np. w filmie, odruchowo się kuliłam.

Cztery razy umknęłam śmierci

Wymknęła się pani śmierci?

Cudownie ocalałam cztery razy. Raz przy wspomnianej bombie. Kiedy indziej poszłyśmy po zrzuty. Koleżanka szła obok, trafił ją gołębiarz. Padła. Później szłam gdzieś z rozkazem. Słyszę: „Krowa!”. Zdążyłam wyjść z pokoju. Złapałam za klamkę, a tu trzy piętra poleciały w dół. Łódź, już po powstaniu, wieźli nas nie wiadomo gdzie, mieli rozstrzelać. Cztery razy ocalałam. Łaska boska.

W takich chwilach nie myślała pani, że lepiej było nie jechać do tej Warszawy?

Nie, nigdy! Ani wtedy, ani teraz. Podjęłam decyzję, to się jej trzymam. Jest we mnie harcerski duch. Od dziecka. Nieść chętną pomoc bliźnim. Sprawia mi przyjemność, że mogę komuś pomóc. Podkreślam, chętną pomoc. Nie dlatego, że muszę, ale chcę. Podziwiam harcerzy, którzy z całej Polski przyjeżdżają 1 sierpnia, by kombatantom pomóc. Mamy tyle wolontariuszy w Domu Powstańca! Pomoc innym to wielka sprawa.

A tak po ludzku, tęskniła pani za rodziną?

Nie. Żyję tym, co jest teraz, w danej chwili. Może już w obozie tęskniłam, mieliśmy więcej czasu. Było radio, informacje. Czekaliśmy na koniec. Potem trzeba było zdecydować. Czy iść na Zachód, czy wracać do Polski. 

Zofia Czekalska: Jest radość, że się przeżyło

Często wspomina pani o koleżance z powstania, Wilczycy. Dlaczego była taka ważna?

Podziwiałam ją! Jaka ona była odważna, zorganizowana. Wszędzie szła z rozkazami, dobrze znała miasto. Nigdy nie narzekała, taka pogodna. Chyba była młodsza ode mnie, bohaterka! Później, po wyzwoleniu, uparcie jej szukałam. Po latach dowiedziałam się, że nie żyje.

Te straszne obrazy, śmierć, hekatomba miasta... Wracają po latach, nie dają spokoju?

Wtedy się o tym nie myślało. Była walka o przetrwanie. Wróciłam do Polski w marcu 1945 r. Zamieszkałam przy Krakowskim Przedmieściu, to była ruina. Te myśli wracają teraz. Do czego prowadzi ludzka nienawiść. Kiedy spotykamy się z koleżankami, myślimy – po co to było, dlaczego?

Ale zwykle, gdy zapytać powstańców o wspomnienia, opowiadacie z uśmiechem. Jak to możliwe?

Człowiek się cieszy, że przeżył, że tyle się przetrwało. Jest łezka w oku. Ale i radość, bo się spotykamy, jesteśmy.

Co pozwalało przetrwać w obozie jeńców, po wojnie? Nadzieja, że wrócicie do Polski?

Znowu zajęłam się pomocą. Pojechałam z apteką, a w barakach zobaczyłam taki głód! Niemcy dawali brukiew, trzeba było kombinować. Mieszać zupę tak, żeby został osad w kotłach. Wtedy wyskrobywało się to gęste i zanosiło rannym. Spryt i myślenie o innych. W barakach byli artyści, wykształceni. Powstała kaplica, teatr. Z czasem odesłali mnie z kuchni do roznoszenia listów po barakach.

„Sosenka”: Pracoholik jestem, na to nie ma rady

Co czuła pani po upadku PW? Rozpacz z powodu klęski czy jednak ulgę, że koniec przelewu krwi?

Ja tak nie myślałam. Martwiłam się tylko o jedno: co teraz z nami będzie. Co dalej? Nie rozpaczałam. Tylko koncentracja, co robić. I zdecydował kapitan, by nie zostawiać rannego Cześka samego.

Dlaczego zdecydowaliście o powrocie do Polski?

Nie rzucim ziemi skąd nasz ród… Po wyzwoleniu byłam w wielu miejscach, rodzinę miałam w różnych zakątkach świata. Ale, nie rzucim ziemi.

Był ból, że nie o taką Polskę walczyliście? 

Tu dopiero pojawiła się rozpacz. Dlaczego Polak strzela do Polaka? Niemcy strzelali, ale swój do swego? Dlaczego mówię, przestańcie się nienawidzić. Nie bijcie słabszego. Nigdy nie miałam czasu na partię. Musiałam dorabiać, wyszywałam. Mama była hafciarką, za okupacji robiłam na drutach. Po wojnie do tego wróciłam. Czesiek pojechał do Cieplic jako inwalida wojenny. Uczyli tam różnych zawodów, m.in. robienia zabawek. Pojechałam go odwiedzić, podpatrzyłam. Wróciłam do domu i zaczęłam robić po swojemu. Potem trafiłam na ogłoszenie o spółdzielniach zabawkarskich. Dostałam uprawnienia artysty plastyka w dziedzinie zabawkarstwa. Jeździłam po całej Polsce, robiłam szkolenia. Zwykle wybierałam spółdzielnie inwalidzkie, by pomagać. Pracoholik jestem, na to nie ma rady (śmiech). Dziś też staram się pomagać.

Dostałam prezent od chłopczyka. To wzruszające! 

Po wojnie wracaliście z mężem do wspomnień o powstaniu?

Nigdy. Tylko o obozie można było mówić, o powstaniu – absolutnie! Nawet z dziećmi nie rozmawialiśmy. Nie wolno się było przyznawać, bo miałyby gorsze stopnie w szkole.

A dziś, z wnukami wspomina pani powstanie?

Tak, oczywiście. Wtedy z dziećmi nie wolno było o tym mówić. A dziś, gdy to możliwe, one nie mają wiele czasu, mają swoje sprawy. Ale z wnuczkami tak.

Często spotyka się pani z małymi warszawiakami. O co pytają?

Pytania są różne. Ale ja staram się mówić o jednym. Myślcie o innych, pomagajcie słabszym. To moje przesłanie. Nie kłóćcie się. Widzicie, do czego prowadzą awantury. Żyjcie mądrze, by jeden drugiego nie nienawidził, bo to prowadzi do tragedii.

Wy, powstańcy, dajecie nam cenne lekcje. Czy jest coś, co my możemy dla was zrobić? Czujecie się zaopiekowani?

Mam niewielką emeryturę, pomoc, paczki, jakie dostaję, wiele dla mnie znaczą. Dla wielu  powstańców podobnie. Na adres Domu Powstańca dostałam wczoraj list i paczkę od chłopczyka. Zna mnie z telewizji. Zrobił kwiatuszki, szalik. To takie wzruszające! To przyjemność, jak dzieci o nas pamiętają.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!