separateurCreated with Sketch.

Nie wierzyłam, że poznam kogoś w internecie. Dostałam pstryczek w nos! [wywiad]

RANDKOWANIE
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
– Wpadałam w czarną rozpacz. Miałam myśli: Nikt mnie nie chce! Co jest ze mną nie tak? Ale potem zrozumiałam, że jestem w porządku – wspomina 29-letnia Magda. Przeczytaj jej opowieść o tym, jak poradziła sobie z samotnością i została żoną maszynisty Tomka.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Zuza: Jak radziłaś sobie z samotnością, gdy byłaś singielką? 

Magda: Różnie. Bywałam w związkach albo potrafiłam się zauroczyć na dłuższą chwilę. Czasami wzdychałam do jakiegoś mężczyzny i choć on mnie nie zauważał, byłam w to emocjonalnie zaangażowana. Można powiedzieć, że miałam dłuższe okresy samotności i krótsze bycia w relacji. Gdy miałam 22-23 lata, w moim sercu pojawiła się potrzeba relacji. Czułam, że chcę być z kimś związana, że pragnę ślubu. Nie, że już muszę, ale że mam taką potrzebę.

Zrobiło się trudniej?

Miałam myśli: Nikt mnie nie chce! Co jest ze mną nie tak? Co zmienić w sobie, w swoim życiu? Pamiętam to jako trudny czas. Kiedy wychodziłam ze znajomymi – a miałam ich wielu – okazywało się, że jestem jedyną osobą bez pary. Mimo że byłam wśród ludzi, to czułam, że jestem samotna, „nieparzysta”. Ale jakieś 2-3 lata temu to się zmieniło. Zaczęłam bardziej świadomie podejmować decyzje dotyczące mojego życia. Dodatkowo wzięłam się za sport i bardzo mi to pomogło. 

„Terapia dała mi siłę”

Twoje nastawienie też się zmieniło?

Z myślenia o tym, co jest ze mną nie tak, przestawiłam się na przekonanie, że ja, jako człowiek, jestem w porządku. Być może to nie jest po prostu ten czas, miejsce, moment, żebym kogoś poznała. Zapisałam się na terapię i to był świetny pomysł. Przepracowałam trudności z relacji rodzinnych i budowałam poczucie własnej wartości. Terapia dała mi siłę i umocniła w przekonaniu, że ja, jako człowiek, jestem OK. Oczywiście bywało mi przykro, kiedy nic się w życiu miłosnym nie zmieniało czy jak ktoś mnie odtrącił, ale z tym wszystkim radziłam sobie lepiej. 

Twoja codzienność też wyglądała inaczej?

Podjęłam decyzję, że muszę wychodzić, poznawać nowe osoby, a nie tylko spędzać czas ze znajomymi czy ludźmi z pracy. To wszystko było też dla mnie sposobem na walkę z nieśmiałością. Zapisałam się na krav magę, bo chciałam poczuć się bezpieczniej, szczególnie jak wracałam wieczorami do domu. Dużo też biegałam. Te aktywności pomogły mi radzić sobie z emocjami, napięciem i stresem. 

Nie dawałam złudnych nadziei

Zaczęłaś wychodzić i poznawać nowe osoby. Jakie miałaś podejście do randkowania? Każdemu dawałaś szansę?

Nie jestem typem osoby, która przebierała w mężczyznach czy miała na pęczki zaproszeń na randki. Nigdy też nie stawiałam jakichś wymagań w stylu, że chłopak musi mieć co najmniej 180 cm wzrostu, abym się z nim umówiła.

Ale był jeden czynnik, który powodował, że decydowałam się z kimś nie umówić. Gdy rozmowa nam się nie kleiła, bo mieliśmy inne wartości, poczucie humoru, to wtedy nie decydowałam się na spotkanie. Uważałam, że to będzie strata i jego, i mojego czasu. 

Z jednej strony uważałam, że trzeba poznać wielu mężczyzn. Z drugiej, gdy miałam już świadomość, czego ja potrzebuję, czego szukam w mężczyźnie, to nie chciałam tracić czasu na osoby, którym nie pasuję. Albo które nie pasują mi.

W tym okresie randkowania co cię najbardziej frustrowało?

Sytuacje, w których wpadałam w tzw. friend zone. Na przykład kiedyś poznałam chłopaka, który bardzo mi się podobał. Jego charakter i wartości były dla mnie pociągające. Ale wiedziałam, że jesteśmy na etapie kolega-koleżanka i praktycznie niemożliwe jest przekroczenie tej granicy. 

Na randkach za to frustrowały mnie dwa typy sytuacji. Mężczyźni uwielbiają imponować kobietom i to przybiera różne formy. Denerwowały mnie sytuacje, gdy chłopak próbował mi zaimponować tym, co posiada, a nie tym, kim jest. Ale najgorsze były sytuacje, gdy po kilku randkach z chłopakiem pytałam go, dokąd zmierza ta relacja, jakie ma do mnie podejście. Pytałam, bo nie chciałam się angażować emocjonalnie i później cierpieć. 

Szczególnie pamiętam, jak jeden facet mi odpowiedział: Magda, nigdy nie myślałem o tej relacji tak, żeby stworzyć z Tobą wspólną komórkę rodzinną. Bardzo mnie to dotknęło, bo oczywiście fajnie się spotkać. Ale jak on wie, że nic z tego nie będzie, że nie zaangażuje się emocjonalnie, to po co mnie zaprasza na kolejne randki? W takich sytuacjach czułam się oszukana. Moje podejście było inne. Jeżeli wiedziałam, że nie chcę angażować się emocjonalnie, to nie dawałam złudnych nadziei. 

Wolałam spotkać się w realu

Jak się zaczęło z tobą i Tomkiem?

Poznaliśmy się przez portal randkowy. Nie lubię wychodzić z inicjatywą, więc tylko polubiłam jego zdjęcie. Tomek się do mnie odezwał, a ja powiedziałam mu wprost, że nie chcę tracić czasu na relacje internetowe i wolę spotkać się w realu. Nie chciałam wymieniać wiadomości przez miesiąc, a później przeżyć rozczarowania. Tomka zaskoczyła moja szczerość i zgodził się na spotkanie. 

Tomek był inny niż mężczyźni, których dotychczas spotykałaś?

Tak, była w nim szczerość, autentyczność, prawdziwość. Miał w sobie taką dziecięcą, prawdziwą radość życia. Nie stosował gierek, nie był wyrachowany, nie udawał. 

Wchodząc w tę relację, miałaś jakieś lęki?

Oczywiście. Gdy poznajesz kogoś spoza kręgu bliskich osób, to ryzyko i wątpliwości są większe. Pojawiają się pytania: Z jakiej rodziny pochodzi? Jaką ma przeszłość? Jakim jest człowiekiem? Jakich ma znajomych? Z jednej strony fajnie, bo jest czysta karta, ale z drugiej, pojawia się lęk – jest tyle do odkrycia, że jest to trochę przerażające. 

Wtedy podjęłam decyzję, że w tę relację wejdę z autentycznością. Że pokażę się taką, jaka jestem. Z całą moją wrażliwością, łatwością do angażowania się. Wolałam na początku zostać odrzucona, bo jest to dla mnie mniej bolesne. 

Jestem ważna jako człowiek

Co cię przekonało, że chcesz z nim spędzić życie?

Był szereg zdarzeń. Dużo dała mi wzajemna otwartość na rozmowy. Nauczyłam się, że wiele rzeczy dopisujemy sobie do słów drugiej osoby. I często wcale tak nie jest. Dlatego dużo rozmawialiśmy, dopytywałam, wyjaśniałam. Tomek też miał takie podejście. Te godziny rozmów i wzajemna otwartość spowodowały, że wiedziałam, na co się decyduję i z kim będę tworzyła przyszłość. Niesamowite dla mnie było to poczucie, że przy Tomku mogę być sobą. Nie wstydziłam się przy nim płakać, a on dawał i daje mi prawo do moich uczuć, nie bagatelizuje ich. 

Czułam, że jestem ważna w jego życiu. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu czułam, że w tej relacji nie chodzi o samo posiadanie dziewczyny, ale o mnie. Że ja jestem ważna jako człowiek.

Pamiętam sytuację, gdy mój tata trafił do szpitala i miał operację. Wróciłam wtedy do domu, żeby być przy rodzicach. To było chyba po dwóch miesiącach naszej znajomości. Choroba kogoś bliskiego to trudny czas i Tomek dał mi wtedy bardzo dużo wsparcia. Dzwonił codziennie i dopytywał o zdrowie taty, ale też gdy nie chciałam wałkować dalej tego tematu, nie drążył. Zmieniał temat, rozśmieszał. 

Wtedy sobie pomyślałam, że jego wsparcie jest dla mnie ważne. Poczułam się bezpieczna i zaopiekowana. 

Jestem singielką, ale nie ze swojego wyboru

Tomek pracuje jako maszynista. Nie jest to zawód uznawany za prestiżowy. Nie miałaś z tym problemu?

To wszystko jest kwestią postrzegania. Tomek nie zajmuje wysokiego stanowiska, nie zarabia 20 tysięcy złotych miesięcznie. Zresztą ja też nie. Ale gdy miałam swoją listę cech idealnego mężczyzny, to zapisałam na niej, że ważne jest dla mnie, aby traktował pracę jako wartość. I Tomek tak ma. On uważa swoją pracę za cenną, lubi ją, ma ten błysk w oku, jak o niej opowiada. Widać, że kolej to jego pasja. I to dla mnie jest ważne, a nie konkretne stanowisko czy zawód.

Jaką radę dałabyś dziewczynom, które pragną wejść w związek?

Nie bój się. Nie uogólniaj swoich porażek. Jeżeli raz się sparzyłaś, to nie mów, że wszyscy mężczyźni tacy są. Bo to pułapka. A na tym świecie są jeszcze wartościowi mężczyźni. Może trudno na nich trafić, ale są. 

Jeżeli jesteś singielką i jest ci z tym źle, to się do tego przyznawaj. Ja miałam moment wyparcia, gdy udawałam, że bycie singielką jest OK. A tak naprawdę miałam w sobie ogromną potrzebę relacji, bliskości emocjonalnej. Teraz z perspektywy wiem, że warto być szczerą i przyznawać się do takich rzeczy. Możesz powiedzieć: Jestem singielką, ale nie ze swojego wyboru. Teraz bycie singlem jest w modzie, ale jeśli ci to nie pasuje, to nie udawaj. 

Spróbuj założyć konto na portalu randkowym. Mnie samą przekonały koleżanki, bo miałam duże opory i uważałam, że nikogo wartościowego nie da się tam poznać. I dostałam pstryczek w nos, bo teraz mam męża poznanego przez internet. 

Odważ się i nie bój opinii innych. Rób to, co jest w zgodzie z tobą i nie obawiaj się nowych rzeczy. 

Wywiad pierwotnie ukazał się na blogu Kierunek Małżeństwo.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!