Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Dobroczynny wpływ kozieradki
Kolbe, jeszcze jako bardzo młodociany Rajmund, z całego serca chciał zostać księdzem. Do święceń potrzebował jednak odpowiedniego wykształcenia, a na posłanie go do szkoły średniej nie było ani pieniędzy, ani woli. Jego matka uważała, że księdzem ma zostać najstarszy z braci, a średni niech jej pomaga w domu, przy najmłodszym Józku. Powołanie jednak zawsze znajdzie drogę.
Otóż pewnego dnia pani Kolbowa potrzebowała dla jednego z biednych, którymi się zajmowała, ziół. Posłała więc Mundka do aptekarza, mówiąc, co ma kupić, i rzucając od niechcenia łacińską nazwę – foenum graecum. Chłopiec całą drogę powtarzał sobie tę nazwę i po osiągnięciu celu wyprawy ze śmiałością zażądał ziela, podając łacińskie określenie.
Aptekarz zadziwił się, że od biednie wyglądającego dziecka słyszy poprawną łacińską nazwę, więc zaczął drążyć, skąd ono ją zna. Ta krótka rozmowa wystarczyła mu do ocenienia, że chłopiec jest tak zdolny, że szkoda go nie kształcić, więc zaproponował: „Przychodź do mnie, a ja będę cię uczył”. I tak dzięki kozieradce (bo o to ziele właśnie chodziło) Rajmund mógł wejść na drogę, która doprowadziła go do kapłaństwa.
Postawienie przed faktem zburzonym
Mimo tego, że „Rycerz Niepokalanej” bardzo szybko zaczął osiągać nakład sięgający kilkudziesięciu tysięcy, przygotowująca go franciszkańska drukarnia nie powiększała się tak szybko. W poszukiwaniu dodatkowych pomieszczeń redakcja wraz z jej naczelnym, czyli o. Kolbe, łakomie spojrzała na dawny refektarz. Co prawda trzeba było wyburzyć zbędne ścianki działowe i odpowiednio wzmocnić podłogę, jednak przestrzeni byłoby zdecydowanie więcej.
Gwardian (przełożony) się zgodził. Niestety, na wieść o tym dwaj inni współbracia uznali, że można w byłym refektarzu urządzić miejsca spotkań dla grup młodzieży. Istniała obawa, że przełożony zmieni decyzję. I wtedy ekipa „Rycerza” uknuła podstępny plan.
Współbracia byli przyzwyczajeni do nocnych hałasów, bo żeby zdążyć z drukiem, wydawnictwo czasem pracowało całą dobę. Nie zdziwiły ich więc łomoty dobiegające z dolnego piętra budynku.
Rano jednak przeżyli szok innego rodzaju – ścianek działowych nie było, za to przestrzeń wypełniały sprzęty drukarni, był nawet fragment z betonowym postumentem oraz kurz, całe kłęby kurzu. Po prostu o. Kolbe i współpracownicy postanowili wykorzystać posiadaną zgodę gwardiana i postawić braci przed faktem dokonanym.
A że przy okazji zapomnieli, by wynieść przygotowane w kuchni na śniadanie kawę i mleko, przez co do nich nakurzyli? Cóż, cały konwent miał okazję popościć w intencji powodzenia „Rycerza Niepokalanej”…
Ostrożnie z żartami
Niepokalanów rozwijał się w szalonym tempie, także dlatego, że było do niego mnóstwo powołań. Docenił to podczas wizytacji w maju 1929 r. prowincjał, wtedy jednak o. Maksymilian się pożalił, że wprawdzie przychodzą bracia, ale brak kapłanów. Przełożony zażartował: „To załóżcie seminarium niższe z internatem, a będzie mieli księży”.
Jakież było jego zdziwienie, kiedy w czerwcu na jego biurku wylądowały plany seminarium misyjnego autorstwa braci Kolbów (do franciszkanów wstąpił też najmłodszy, Józef). Co więcej, miało ono ruszyć… od września tego samego roku.
Bracia uznali żart za świetny pomysł i złapali prowincjała za słowo. A ten, po wstępnym chwyceniu się za tonsurę, przystał na ich projekty. Cóż, trzeba uważać, kiedy się dowcipkuje w towarzystwie zapaleńców.