Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Powolne odkrywanie św. Józefa
Barbara Kociok – z zawodu psychoterapeutka – zna św. Józefa już od dawna. Mieszka w Kaliszu, gdzie znajduje się sanktuarium św. Józefa – od niedawna narodowe. Jednak sama już od lat dziecięcych jest z nim zaprzyjaźniona i ma on ważne miejsce w jej życiu i modlitwie.
„Tych pierwszych modlitw do św. Józefa nauczyli mnie dziadkowie. I ten św. Józef zaczął się przede mną odkrywać” – stwierdza pani Barbara. Jako nastolatka modliła się o dobrego męża i jak stwierdza z uśmiechem: „Mam dobrego męża! Jesteśmy 24 lata po ślubie. Mamy 3 córki i 2 dzieci w niebie. Od niespełna 2 lat mamy zięcia, a od miesiąca wnuczkę. W naszym małżeństwie św. Józef przychodził z różnymi łaskami”.
Mąż pani Barbary, Paweł, szukał nowej, lepszej pracy. Poszukiwania trwały cały rok, w czasie którego modlił się litanią do św. Józefa, cierpliwie czekając na dobrą ofertę. W końcu pojawiła się informacja o konkursie na idealne dla niego stanowisko. Pojawiła się, gdy byli na pielgrzymce w Medjugorju i stamtąd wysyłał CV. „Był to dla nas znak od Boga!” – stwierdza pani Barbara. Od tego czasu jej mąż pracuje na tym właśnie stanowisku. O wiele większa interwencja św. Józefa była jednak przed nimi.
Straszliwa diagnoza
„6 lat temu zachorowałam na nowotwór” – wspomina pani Barbara – „Chcieliśmy mieć kolejne dziecko, ale niestety poroniłam”.
Po poronieniu w jej ciele pojawił się nowotwór zagrażający jej życiu. To był czas, kiedy Pan Bóg zaczął przypominać pani Barbarze postać św. Józefa. W niedzielę miłosierdzia Bożego jej rodzina odmówiła w jej intencji koronkę do Bożego miłosierdzia. Zaopatrzona w nią pojechała do szpitala na chemię. Ludzie, którzy ją tam spotkali, byli zdziwieni jej siłą i nadzieją. „Pytali mnie” – wspomina – „co się stało, że mam w sobie tę siłę, że się nie boję tej chemii”. Niestety czekały na nią dużo cięższe przeżycia.
„Zobaczyłam malutką rączkę”
„13 maja tamtego roku była 100. rocznica objawień Matki Bożej w Fatimie. Prosiła tam, by oddać cierpienie. Wzięłam to zaproszenie do siebie i oddałam moje cierpienie za dusze cierpiące w czyśćcu i oddalonych od Boga”. Nie zrobiło się wtedy wcale łatwiej, a choroba nie chciała ustąpić.
Wtedy do akcji wkroczył św. Józef. Znajomy ksiądz pani Barbary zaproponował jej udział w nowennie do św. Józefa. Było to 9 mszy świętych odprawionych w jej intencji. Wkrótce po niej, po powrocie z kolejnej wizyty w szpitalu Barbara zaczęła modlić się do swojego nienarodzonego dziecka o pomoc. „Prosiłam” – powiedziała pani Kociok – „, by wstawiało się za mną u Boga i wypraszało potrzebne łaski”. W jej głowie pojawił się wtedy obraz:
„Zobaczyłam malutką rączkę dziecka, która mi coś podawała. Coś małego i brązowego. Pomyślałam, że to czekoladka. Na rączce dziecka zawiązana była niebieska wstążeczka”.
Zmęczona całym dniem i wizytą w szpitalu pani Barbara zasnęła.
Szkaplerz św. Józefa
Po przebudzeniu opowiedziała swojemu mężowi o tym, co zobaczyła. Nie minęło pół godziny, gdy ktoś zapukał do ich drzwi. Był to znajomy ksiądz.
„Przyniósł mi szkaplerz św. Józefa. To właśnie była ta moja «czekoladka» – brązowy kawałek materiału! Na nim zaś jest wizerunek Józefa trzymającego Jezusa w niebieskiej szacie!”
Po przyjęciu szkaplerza pani Barbara ruszyła w dalszą walkę z chorobą. I nie było łatwiej, ale jeszcze trudniej. Pewnego dnia poczuła niezwykle silny ból brzucha. Okazało się, że doznała wylewu krwi, choć lekarze nie byli w stanie zdiagnozować, o co dokładnie chodzi. Zaczęła jeździć od szpitala do szpitala szukając pomocy.
„Oddaję się tobie. Działaj!”
„Nad ranem, gdy leżałam w szpitalu na łóżku, gdzie przetoczono mi krew, obok mnie siedział mój mąż Paweł. Pomodliłam się wtedy do św. Józefa: «Ty jesteś patronem życia i śmierci i niezależnie co się wydarzy, oddaję się tobie. Działaj!» Ku zdziwieniu wszystkich zaczęłam wracać do zdrowia!”
Choć nikt nie wiedział, co się stało i jej stan był ciężki, zaczęła błyskawicznie wracać do zdrowia. Wkrótce pani Barbara pojechała do szpitala w Poznaniu, gdzie była leczona chemioterapią i okazało się, że ma bardzo dobre wyniki. Przyjęła jeszcze dwie chemie i skończyła leczenie choroby, wracając do zdrowia.
„Byłaś tu dla mnie”
„Pytałam Pana Boga, dlaczego mnie to spotkało. Miałam jechać przecież na rekolekcje i głosić Go innym, a zamiast tego wybierałam ostatnią chemię”.
Pani Barbara zapytała o to jedną z pacjentek, z którą się leczyła. Opowiedziała o swoich planach głoszenia Jezusa i żalu, że zamiast tego, jest tutaj. Odpowiedź koleżanki zmieniła jej patrzenie na to wydarzenie.
„Ta kobieta powiedziała mi wtedy: «Byłaś tutaj dla mnie. Pan Bóg postawił ciebie na mojej drodze, byśmy się razem modliły, byś opowiedziała mi o Jego miłości do ciebie i innych»”
—
„Nazywamy się z mężem dziećmi specjalnej troski św. Józefa” – śmieje się pani Barbara – „Cały czas o coś prosimy i on nam pomaga”. Nie zostawiają tego dobra dla siebie, ale dzielą się nim z innymi. Gdy skontaktowaliśmy się po raz pierwszy, napisała: „Będę zaszczycona ponowną możliwością opowiedzenia o tym jak w naszym życiu działa św. Józef”. Z pewnością przynosi to zaszczyt także św. Józefowi.