separateurCreated with Sketch.

Ewangelia w remizie, czyli jak ksiądz został strażakiem

Ksiądz Dawid Gawenda jest strażakiem
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Praca w jednostce to dla mnie sposób na ewangelizację. Chodzi o to, aby być z tymi, których nie ma w kościele, pokazać im, że ksiądz to normalny człowiek, a nie ktoś oderwany od rzeczywistości” – mówi ks. Dawid Gawenda.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Marzenia o byciu strażakiem

Ks. Dawid Gawenda jest kapłanem i strażakiem. Należy do Ochotniczej Straży Pożarnej w Rybniku-Chwałowicach. Na co dzień pełni posługę wikarego w tamtejszym Sanktuarium św. Teresy od Dzieciątka Jezus.

Już jako dziecko marzył o tym, aby zostać strażakiem. Przed wstąpieniem do seminarium trzy lata studiował na kierunku budownictwo. Chciał zostać kierownikiem budowy. Myślał też o straży pożarnej, ale nie chciał wyjeżdżać ze Śląska do Warszawy, gdzie mieści się Szkoła Główna Służby Pożarniczej. Pan Bóg miał dla niego inne plany.   

„Kiedy przyszedł moment powołania, to już nie towarzyszyły mi żadne dylematy” – podkreśla ks. Dawid. Opowiada, że na decyzję o wstąpieniu w szeregi ochotników miała wpływ konkretna sytuacja z życia: „Jadąc samochodem, byłem świadkiem, jak straż pożarna pomagała motocykliście, który uległ wypadkowi. Trwała wtedy reanimacja tego człowieka. Jako ksiądz zatrzymałem się i poszedłem, aby go namaścić. Potem dowiedziałem się, że ten mężczyzna zmarł”.

Ks. Dawid pomyślał, że mógłby posługiwać ludziom duchowo i fizycznie, udzielając sakramentu namaszczenia i rozgrzeszenia, nieść nadzieję w sytuacji zagrożenia ludzkiego życia i mienia.

Przeszedł wymagający, 5-tygodniowy kurs przygotowujący do pracy w jednostce ochotniczej straży pożarnej. Pierwsze dwa tygodnie obejmowały zajęcia teoretyczne. „Mieliśmy dużo czasu na naukę indywidualną. Trzeba było przyswoić obszerny materiał z ratownictwa technicznego i zasad udzielania pierwszej pomocy. W programie kursu była fizyka i chemia pożarów. Część teoretyczna kończyła się egzaminem” – tłumaczy ks. Dawid. 

Po zaliczeniu teorii przyszedł czas na praktykę. „Z całym sprzętem wykonywaliśmy różne akcje ratunkowe. Uczyliśmy się również jak zapanować nad stresem i emocjami. Wynik egzaminu był decydujący o tym, czy ktoś będzie mógł wstąpić w szeregi strażaków, czy też nie” – dodaje.

Pierwszy kapłan w historii OSP Rybnik-Chwałowice

W miejscowej jednostce jest 40 druhów. Są wśród nich strażacy emeryci, którzy zakończyli już pracę, a teraz są honorowymi członkami OSP w Rybniku-Chwałowicach.

„Kiedy jest alarm, wszyscy dostajemy powiadomienia. Do akcji wchodzi ten, kto akurat może. W zastępie jest nas sześciu, dlatego kto pierwszy, ten lepszy” – mówi duchowny.

„Raz miałem taką nieprzewidywalną sytuację, bo było jeszcze przed mszą świętą. Wzywano mnie do pewnego zdarzenia. Poprosiłem więc jednego z księży emerytów, rezydujących w parafii, aby mnie zastąpił. Ze szkoły, w której uczę, też zdarzyło mi się zwolnić jeden raz. Pani dyrektor nie była zbyt zadowolona, ale zrozumiała tę wyjątkową sytuację” – uśmiecha się ks. Dawid.

Kapłan mówi nam, że jest wdzięczny proboszczowi za wyrozumiałość dla jego strażackiej posługi. „Ks. Grzegorz jest bardzo przychylny i interesuje się strażą pożarną. Często pyta mnie, co tam się dzieje w jednostce i w jakich akcjach ratunkowych uczestniczyłem” – dodaje.

Pożar mieszkania, wypadek, ratowanie kota

Ks. Dawid dzieli się z Aleteią wspomnieniem zdarzenia, w którym niedawno brał udział. „Nasz zastęp wezwano do ugaszenia pożaru piwnicy. Zadymienie w pomieszczeniu było bardzo duże i nic nie można było zobaczyć. Działaliśmy tak naprawdę po omacku. Mieliśmy świadomość, że musimy uratować czyjś dobytek.

Była też akcja, która okazała się niezbyt niebezpieczna, ale zdarzenie zostało przedstawione w sposób dramatyczny. Wtedy jechaliśmy do człowieka, którego miała przysypać ziemia z wywrotki. Wezwano nawet śmigłowiec. Na miejscu okazało się, że mężczyzna może oddychać, a jego ciało jest do połowy zasypane ziemią. Trudno opisać to, co działo się w mojej głowie podczas pokonywania drogi na wskazane przez dyżurnego miejsce” – opowiada.

Ewangelizacja w remizie

Co jest dla ks. Dawida najbardziej pasjonującego w tej pracy? „Każda sytuacja jest inna. Kiedy zawyje syrena lub zadzwoni telefon, to wtedy pojawia się ten potężny zastrzyk adrenaliny. Trzeba się szybko ogarnąć. W drodze dostajemy bardziej szczegółowe informacje, do jakiej akcji tak naprawdę jedziemy. To może być pożar mieszkania, poważny wypadek samochodowy lub wyciągnięcie kota ze studzienki kanalizacyjnej” – tłumaczy.

„Jadąc na miejsce zdarzenia, jesteśmy tymi, na których ludzie czekają, jesteśmy dla nich nadzieją, kołem ratunkowym, tymi, którzy ratują ich życie i cały otaczający ich świat” – dodaje duchowny.

Ks. Dawid opowiada, że służba w straży daje mu możliwość poznania realiów życia ludzi, których mógłby nie spotkać w kościele.

„Jestem wśród ludzi, którzy mają różne relacje z Panem Bogiem. Są tacy, którzy uczestniczą w życiu parafii, ale i tacy, którzy nie mają z kościołem za wiele wspólnego. Praca w jednostce to dla mnie sposób na ewangelizację. Chodzi o to, aby być z tymi, których nie ma w kościele, pokazać im, że ksiądz to normalny człowiek, a nie ktoś oderwany od rzeczywistości. Idąc za głosem Boga wcale nie trzeba rezygnować z marzeń, jeśli są one zgodne z Jego wolą. Dobro można czynić w każdym miejscu i czasie” – tłumaczy ksiądz-strażak. 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.