Aleteia logoAleteia logoAleteia
piątek 26/04/2024 |
Św. Anakleta
Aleteia logo
Dobre historie
separateurCreated with Sketch.

Miłość silniejsza niż śmierć

WEB EMILY MEYERS MAŁŻEŃSTWO RADOŚĆ The Freckled Fox

The Freckled Fox

Natalia Białobrzeska - 18.07.16

Kiedy blogerka i fotomodelka Emily Meyers była pod koniec ciąży z piątym dzieckiem, dowiedziała się, że jej ukochany choruje na raka. Zostało im kilka miesięcy wspólnego życia. Jak wykorzystali ten czas?

Emily Meyers to 25 letnia dziewczyna o ślicznych rudych włosach. Blogerka, którą streścić można jednym słowem: kobiecość. Tworzy tutoriale z wizażu i stylizacji fryzur. Jest fotomodelką. Prowadzi Instagrama, nagrywa filmy na Periscope, współpracuje z markami odzieżowymi i jubilerskimi, aktywnie ćwiczy fitness oraz pisze pełne Ducha teksty na swoim blogu, okraszone pysznymi przepisami. To wszystko z przyczepioną do nóg piątką swoich dzieci. W pięć lat!

[protected-iframe id=”f97d41e3e54343ac1ad8d5a4a62bdc20-111509813-105703632″ info=”//platform.instagram.com/en_US/embeds.js” class=”instagram-media”]

I choć ta inspirująca kobieta mieszka w Idaho w USA, choć dzielą nas tysiące kilometrów, dostałam od niej niezwykle cenną lekcję na temat małżeństwa.

A wszystko zaczęło się w 2014 roku, kiedy Emily i jej mąż Martin ogłosili internetowej rodzinie (tak nazwali swoich fanów), że spodziewają się piątego dziecka. Szczęśliwi jeszcze bardziej. Zawsze pełni nadziei.

Tak samo i inaczej

Emily, jak większość ciężarnych, doświadczyła porannych mdłości. Jak większość ciężarnych, musiała na nowo nadać rytm codzienności. Jak większość ciężarnych, miała spory kawał domu na swojej głowie, kiedy mąż pracował poza nim. Jak większość ciężarnych, cieszyło ją dopinanie na ostatni guzik szpitalnej wyprawki. I jak jedna z nielicznych kobiet w dziewiątym miesiącu ciąży dowiedziała się, że jej ukochany ma raka.

Emily i Martin niemalże natychmiast rozpoczęli terapię. I choć wyniki biopsji, jak fala tsunami, uderzyły w ich rodzinne życie, nie popadli w beznadzieję. Falochronem silniejszym niż śmierć okazała się ich własna miłość.

Martin, mówił, że jego życie i życie Emily są z tego samego materiału. Że ich codzienność jest pełna ważnych, zabawnych i nie tak zabawnych rzeczy. I że sensem wszystkiego jest to, że te dwa życia splotły się ze sobą. Że mogą coś budować wspólnie, a radość z bycia razem przeliczają na tony.

Walka o normalność

To dlatego diagnozy nie traktowali jak wyroku śmierci. To dlatego wystarczyło im energii, entuzjazmu i dystansu, by pomiędzy jedną kroplówką a drugą zorganizować fotografa, pójść do fryzjera, kupić stroje wieczorowe i wypaść razem na miasto, uwieczniając ostatnie chwile ciąży.

[protected-iframe id=”8a08e5880dbf94c020ab591271605fa2-111509813-105703632″ info=”//platform.instagram.com/en_US/embeds.js” class=”instagram-media”]

„To była pierwsza rzecz od dnia diagnozy, którą zrobiliśmy tak, jak gdyby wszystko było normalne. Poczuliśmy, że znowu może być w porządku, że znowu możemy być naprawdę szczęśliwi i byliśmy szczęśliwi tego dnia!” – pisała Emily.

Oboje walczyli nie tylko o życie, ale też o to, by je przeżywać takim, jakie jest. By gromadzić jak najwięcej dobrych wspomnień, czułych gestów, pokrzepiających słów. Codzienność toczyła się swoim nieprzewidywalnym rytmem: zabiegi, chemia, terapie, ale też zbiórka pieniędzy i nadal te same rodzinne rytuały, jak wspólny posiłek czy zabawa z dziećmi. Otoczeni troską rodziny, sąsiadów i wspólnoty mogli liczyć na zaopiekowanie się gromadką maluchów, na skoszenie trawnika, ciepły obiad pozostawiony pod drzwiami, a przede wszystkim na modlitwę tej realnej i wirtualnej  kompanii ludzi.

Będzie dobrze

Nadszedł dzień, na który nie da się przygotować, takie wiadomości przychodzą zawsze nie w porę, trzy słowa: nowotwór złośliwy, z przerzutami.

„Wtedy doktor wzięła głęboki wdech i przepraszająco powiedziała: Mówimy o kilku tygodniach. Może. Nawet nie potrafię wyjaśnić, jakie to uczucie. Byłam jedynie pewna, że trzymam jego ciepłą dłoń i w myślach miałam naszych pięcioro małych dzieci, i wiedziałam, że cokolwiek stanie się z Martinem, my wszyscy będziemy razem. Że nasza rodzina jest na zawsze i że będzie dobrze, bez względu na wszystko” – dzieliła się z internautami Emily.

[protected-iframe id=”0ce4b44aeaf4dce1dd09c3494906232d-111509813-105703632″ info=”//platform.instagram.com/en_US/embeds.js” class=”instagram-media”]

Ten jeszcze nie tak dawno wyrzeźbiony kulturysta, już po chwili gasł w oczach. To dla niego Emily była dwa razy silniejsza. Dla niego odnalazła w sobie pokłady wiary, by nadal z pasją realizować swoje powołanie bycia żoną. Na swoim blogu napisała, że w podtrzymaniu małżeńskiego żaru pomaga im randkowanie. A wszystko po to, by przypomnieć sobie wzajemnie to, co jest w nich najlepsze. Taką też randkę w rocznicę ślubu zorganizowała swojemu ukochanemu na szpitalnym parkingu. Opuściła szyby, włączyła Michaela Bublé, by w powolnym tańcu mogli cieszyć się sobą.

Ich małżeńska miłość utkana była z detali. Sprawdzili na sobie, jak wielką moc ma trzymanie się za ręce, wybaczanie i zwykła, codzienna radość ze swojej obecności. To lekcja, którą biorę sobie do serca, by tak jak Emily kochać miłością silniejszą niż śmierć.

16 czerwca tego roku Martin odszedł do Pana. Emily pożegnała go słowami: „…pewnego dnia znowu będziemy razem. Lecz ci, którzy ufają Panu, nabierają siły, wzbijają się w górę na skrzydłach jak orły, biegną, a nie mdleją, idą, a nie ustają (Izajasz 40, 31). Do czasu, aż ponownie się spotkamy, tęsknię za Tobą, mój ukochany”.

[protected-iframe id=”dc2466fc92de879c4ea1f677cd3384e8-111509813-105703632″ info=”//platform.instagram.com/en_US/embeds.js” class=”instagram-media”]

Przeczytaj (niezwykły!) ciąg dalszy historii Emily: I że Cię nie opuszczę aż do śmierci”

Tags:
chorobacierpieniedziecimiłośćrelacjerodzinaśmierćzwiązek
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail