Przed wami opowieść o pewnej rodzinie. O stracie, cierpieniu, nadziei, a nawet… odrobinie humoru w tym wszystkim.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Minivan pomknął w dół autostrady. Amy Walsh* płytko oddychała, walcząc ze sobą z przodu auta, a jej mąż Michael próbował skupić się na jeździe. Ich dzieci (15, 14, 7 i 5 lat) siedziały z tyłu. Z szeroko otwartymi oczami obserwowały mamę, która w bólach porodowych klęczała na podłodze, trzymając głowę i dłonie na siedzeniu.
To był koniec radosnej ciąży. Kilka miesięcy wcześniej, po podjęciu decyzji o próbie kolejnego poczęcia, Amy i Michael wciągnęli w ten proces całą rodzinę. Życie z nowym dzieckiem uległoby zmianie, dlatego chcieli się upewnić, że nikt nie ma nic przeciwko. Wszystkie dzieci dały swoje entuzjastyczne błogosławieństwo.
Nie ma powodu do obaw
Nie minęło dużo czasu, kiedy Amy poczuła, że jest w ciąży. Dwa pierwsze testy ciążowe były negatywne, ale wydawało się, że to tylko zwiększa jej oczekiwanie. „Sarah, moja najstarsza córka, była moją największą cheerleaderką. Była w tym ze mną”. Dziecięca gorączka ogarnęła dom i dzieci każdego dnia modliły się o nowego braciszka lub siostrzyczkę. „Zawsze wiedziałam, kiedy byłam w ciąży, nawet zanim pokazały to testy”, powiedziała Amy. Więc nie była wcale zdziwiona, kiedy trzeci test pokazał, że wkrótce zostaną rodziną 7-osobową.
Do Bożego Narodzenia zostało tylko sześć tygodni, więc pierwsze tygodnie ciąży minęły bardzo szybko, mimo regularnych napadów porannych mdłości.
Entuzjazm Walshów rozkwitał, gdy dzielili się wiadomością o ciąży z przyjaciółmi i rodziną. Ale nagle poranne mdłości ustały. W porównaniu do poprzednich ciąż Amy, nie było to zwyczajne.
Poszła do lekarza, który dał jej kolejny test ciążowy. Był pozytywny. Lekarz zaoferował USG, ale stwierdził, że nie ma powodu do niepokoju. Anna postanowiła czekać i wróciła do domu.
Kilka dni przed świętami Amy pomagała przy dekorowaniu kościoła parafialnego. Ksiądz, zauważając jej niepokój, podszedł do niej. Zwierzyła mu się, że mimo zapewnień lekarza, nie może pozbyć się poczucia, że coś z dzieckiem jest nie tak. Po rozmowie i wspólnej modlitwie Amy poczuła małą ulgę. Zdecydowała, że będzie patrzeć pozytywnie i skupi się na świętach.
Podczas otwierania prezentów w bożonarodzeniowy poranek „poczułam się w porządku”, mówi Amy. Jej ulga sprzed kilku dni jednak zniknęła, gdy korzystając z toalety zauważyła, że krwawi. Potem, podczas Mszy, była tak opanowana niepokojem, że prawie upadła na ławkę.
Czytaj także:
Zamiast łóżeczka kupowaliśmy trumnę. Dzień Dziecka Utraconego
W szoku
Były święta, dlatego Amy potrzebowała kilku dni, żeby umówić się na wizytę u położnej. W tym czasie modliła się i rozmawiała z bliskimi przyjaciółkami – jedna z nich plamiła w czasie ciąży i jej dziecko miało się dobrze, a druga cztery razy poroniła. Amy dowiedziała się, co najgorszego może się zdarzyć, ale także zyskała trochę nadziei.
Pierwszą rzeczą w gabinecie położnej było badanie ultrasonograficzne. To było potworne – patrzeć jak technik przesuwa myszką po ekranie i klika w różne obszary bez żadnego wyjaśnienia. W końcu powiedział: „Widzę źródło krwawienia”.
Amy była zdruzgotana. „Ale co z dzieckiem?”, spytała.
Technik odpowiedział gwałtownie. „Dziecko? Tu nie ma żadnego dziecka”.
„Jak to nie ma dziecka? Co masz na myśli?”, odpowiedziała Amy.
„Będziesz musiała się ubrać i porozmawiać z lekarzem”, powiedział technik.
Zdewastowana Amy została zaprowadzona do poczekalni.
Siedziała w szoku, czekając na rozmowę z lekarzem. Wyjaśnił jej, że skoro była w 11. tygodniu ciąży, dziecko prawdopodobnie przestało się rozwijać około 6. tygodnia.
Nie było potrzeby podejmowania natychmiastowych działań, więc Amy wróciła do domu.
Anielski strażnik przy moim boku
Po przekazaniu wiadomości Michaelowi i dzieciom, cała rodzina zdecydowała się kontynuować planowanie wycieczki w góry, zapakowała się do minivana i rozpoczęła 1,5-godzinną podróż. Wydawało się, że będzie to perfekcyjny czas na wyjście z żalu i robienie czegokolwiek innego. Nawet jeśli oznaczało to 10-kilometrową wspinaczkę, a potem opuszczanie się za pomocą liny do wodospadu.
Amy jest sportowcem. Piękna, 5-kilometrowa wspinaczka szybko ją naładowała. Ale kiedy była już blisko celu, znowu zaczęła krwawić. Tym razem mocno. Co teraz?
„Doszłaś już tak daleko”, powiedział Sean, najstarszy syn Amy. „Dalej, mamo, musisz zobaczyć wodospad”. Amy gwałtownie spuściła się na linie, zanim rozpoczęła wędrówkę powrotną. Niestety, droga była przeciwieństwem lekkiej wycieczki.
Z każdym krokiem następowały bolesne skurcze. Środki higieniczne, których używała, zaczęły przeciekać i Amy poczuła, że krew rozprzestrzenia się po jej ciemnych ubraniach.
Tymczasem najmłodszy Joey słabł z wycieńczenia. Michael niósł Joeya, a Sean, skaut, podtrzymywał Amy i delikatnie namawiał ją do kolejnego bolesnego kroku. „Mój kochany syn był jak anielski strażnik przy moim boku. Nigdy nie oczekiwałabym czegoś takiego od 15-latka”. Podczas drogi Amy desperacko potrzebowała podpasek, pytała o nie każdą napotkaną kobietę. Śmieje się teraz, że wyglądało to jak pytanie: „Przepraszam, masz może słoik musztardy?”.
Wsiedli do minivana i jedyna rzeczą, o której marzyła Amy, był powrót do domu. Było późne popołudnie, więc gabinet położnej znów był zamknięty. Ale pielęgniarka powiedziała Amy przez telefon, że powinna wziąć ibuprofen na ból i czekać. Kiedy wrócili do domu, Amy weszła do łazienki, żeby zakończyć poród.
Czytaj także:
Jak rozmawiać z dziećmi o śmierci?
Boże Narodzenie
Michael, zwykle bardzo uważny mąż i ojciec, postanowił zadzwonić do firmy kablowej i zgłosić nieprawidłowe funkcjonowanie. Krzyczał do telefonu, przechodząc przez cały dom. Gdy mijał zwiniętą na podłodze Amy, chwyciła go za nogę. „Czy mógłbyś już skończyć?”, błagała patrząc na niego. Śmiejąc się z tego później, Amy mówi, „Musiał coś naprawić”.
Kilka minut później, Michael wrócił do Amy i znalazł ją w łóżku. „Już po wszystkim”, powiedziała. „To dziecko. Włóż je do czegoś”.
Było dla nich oczywiste, że następnym krokiem będzie pogrzeb. „Mamo, włóżmy je do pięknego pudełka. Mam jedno”, zaproponował Sean. Był to prezent, który Amy dała Seanowi na święta. Drewniane pudełko ze złotem, kadzidłem i mirrą. Dziecko o imieniu Christmas (ang. Boże Narodzenie) zostało złożone na satynie.
Christmas Walsh jest pochowany w pobliżu groty przy ich parafialnym kościele. Nadal jest więc częścią ich codziennego życia. Młodsze dzieci chodzą tamtędy do szkoły. Czasami Amy znajduje sosnowe szyszki, kamienie lub inne drobne skarby, które Max i Joey kładą obok nagrobka.
„Pogrzebanie szczątków dało nam ogromne uzdrowienie”, mówi Amy. „Czułam głęboki smutek z powodu straty naszego dziecka. Opłakiwałam to, co mogło być”.
Nigdy nie jest łatwo zrozumieć, dlaczego dzieją się takie rzeczy. Zwłaszcza, że Amy czuła silne wezwanie do tego, żeby mieć więcej dzieci. „To była podróż wiary, pozwolenia Bogu, a nie sobie, na planowanie w naszej rodzinie. Nigdy nie postanawialiśmy, że będziemy mieć takie grono dzieci!”.
Cofając się w czasie do zamieszania na autostradzie kilka miesięcy wcześniej, Amy czuje mieszankę emocji, a nawet sporą dozę humoru. „Byłam w szoku, jak bolesne były skurcze i jak nie zdawałam sobie sprawy, że będę przechodzić przez doświadczenie podobne do porodu. Chciałam epidural! Chciałam, żeby to się skończyło! A potem poczułam troskę o dzieci, które patrzyły na mnie ruszającą się w samochodzie jak zwierzę w klatce. Zastanawiałam się, co mogło przechodzić przez ich myśli”.
Czytaj także:
Kiedy rodzice muszą pochować swoje dziecko. Jak przeżyć taką śmierć?
Ostatnie miesiące, oprócz powracania do rytmu życia, były dla Amy czasem kontemplacji i próby wsłuchania się w to, co jest jej przeznaczone. Uczestniczy w codziennych mszach i zabiera ze sobą dziennik. „Staram się zobaczyć, jak Bóg do mnie przemawia i często to, co usłyszę albo ktoś, kogo spotkam, daje mi coś nowego”.
„Jedna rzecz, z której zdałam sobie sprawę to to, jak często możemy być razem w jednym pokoju, ale słuchając się tylko w połowie. Jesteśmy rozproszeni przez nasze telefony, telewizory, prace do wykonania. Zwłaszcza z rodziną, wydaje nam się, że oni zawsze z nami będą. Przestałam próbować utrzymywać nad wszystkim kontrolę i wszystko planować”. Dodaje: „Wszystko, co chcę robić, to kochać ludzi dookoła. Dokładnie tam, gdzie są”.
*Wszystkie imiona bohaterów tekstu zostały zmienione, by chronić ich prywatność