Aleteia logoAleteia logoAleteia
sobota 11/05/2024 |
Św. Mamerta
Aleteia logo
Sztuka i podróże
separateurCreated with Sketch.

Wietnam: Ha Long to raj dla wielbicieli piękna

Zatoka Ha Long w Wietnamie

EAST NEWS

Stefan Czerniecki - 07.07.17

Najwięcej z nas kojarzy sobie Wietnam z przepięknym pejzażem wapiennych skał zatoki Ha Long. To właśnie one sprawiły, że wietnamska zatoka znalazła się w gronie szczęśliwej siódemki zwycięzców najnowszego rankingu Cudów Natury.

Do Wietnamu zwykle jeździ się dla tarasów ryżowych. Te na północy kraju są faktycznie przepiękne. Jeszcze inni jadą do Azji Południowo-Wschodniej dla kuchni. Jeszcze inna część dla zaznania tłoku na ulicach Ho Chi Minh.

Ale chyba najwięcej z nas kojarzy sobie Wietnam z przepięknym pejzażem wapiennych skał zatoki Ha Long. To właśnie one sprawiły, że wietnamska zatoka znalazła się w gronie szczęśliwej siódemki zwycięzców najnowszego rankingu Cudów Natury New7Wonders (tak przy okazji: nasze Mazury jako jedyne z Europy uplasowały się w pierwszej czternastce).

Jasne, wapienne, wyrastające niemal prosto z morza skały w połączeniu z obfitymi opadami okresu monsunowego sprawiają, że Ha Long to raj nie tylko dla speleologów, ale przede wszystkim dla wielbicieli piękna. Ci wszyscy z pewnością nie ominą więc największej z tutejszych jaskiń. Wyjątkowej Hang Đầu Gỗ.

– Halo, halo, moi drodzy! Prędzej, prędzej! Chodźcie tutaj! Muszę coś wam pokazać – wyraźnie podekscytowany przewodnik ewidentnie szykuje nam jakąś niespodziankę.

– Tak, tak… Zaraz będziemy… Jeszcze tylko kilka ujęć. Ta pieczara naprawdę jest zjawiskowa – bezskutecznie próbuję zbyć natręta. Ani mi w głowie pośpiech. Jest tu tyle do zobaczenia. Przewodnik jednak pozostanie nieugięty.

– Ależ nie! Nie „zaraz”! Przyjdź tu teraz! Zapraszam! Hi-hi-hi… – skośnooki opiekun naszej grupy najwidoczniej bawi się coraz przedniej.

– No, dobrze. Już jestem – wydobywam z siebie, gdy wreszcie dołączam do zniecierpliwionej reszty oczekujących. – O co chodzi? Dlaczego mnie wołałeś? Przyznaj się…

Oto ta chwila. Przewodnik z dumą przedstawia największą, jego zdaniem, gratkę zwiedzanej jaskini Hang Đầu Gỗ: gigantyczny stalaktyt wiszący nad naszymi głowami.

– A teraz pytanie za sto punktów… Co on wam przypomina? Hi-hi-hi… – przyznam, że Wietnamczyk staje się powoli irytujący z tym swoim nieustannym chichotem.

No, tak. Mogłem się domyślić. Oprowadzający nas przewodnik szybko wyjaśnia mi – tak, coby przypadkiem nikt z nas nie wyszedł z jaskini nie uświadomiony: oto nad nami wielki skalny fallus. Ehhh… Nie warto się było spieszyć.

Znajdujemy się w największej pieczarze wietnamskiej zatoki Ha Long. Turyści, którym (trudno się temu dziwić…) ciężko przechodzi przez gardło wietnamskie „Hang Đầu Gỗ”, często nazywają ją grotą des Merveilles. Nazwę wymyślili Francuzi – piersi znani biali podróżnicy, którym już pod koniec XIX wieku było dane zobaczyć nieznaną dotychczas zachodniej cywilizacji jaskinię.

Od tamtej pory w pieczarze wiele się zmieniło. Pragmatyczni Azjaci przystosowali grotę na cele turystycznych eksploracji. I może się to komuś podobać lub nie, ale uczynili to nad wyraz pieczołowicie. Wzdłuż trasy wewnątrz jaskini poustawiali m.in. „subtelne” kosze na śmieci. „Subtelne”, gdyż…

Za wszelką cenę nie potrafię pojąć, do czego ma nawiązywać stylizacja tych śmietników na… pingwiny. Tak, spacerujący po jaskini turyści wyrzucają śmieci prosto do otwartych dziobów tych – co tu wiele ukrywać – mało azjatyckich ptaków.




Czytaj także:
Ho Chi Minh – wietnamskie miasto uciech. A za rogiem straszliwa bieda…

Nie tylko jednak „pingwinowe kosze” przeszkadzają w poddaniu się czarowi obcowania z naturalnym cudem wietnamskiego krasu. Skuteczną kontemplację piękna pieczary burzy także fakt, że pod każdą skałkę prowadzi specjalna platforma. Spacerujemy po wygodnych kamieniach, schodkach, rynnach.

Wszystko pięknie. Ale jakby „za bardzo”. Nazbyt wygodnie. Owszem, z pewnością dzięki tylu udogodnieniom zwiedzanie Hang Đầu Gỗ nie przysparza większych trudności także osobom starszym lub mającym problemy z poruszaniem się, ale…

Nie chcę być źle zrozumianym, ale cała ta turystyczna infrastruktura zabija jakby naturalność tej jaskini. Nie ma tu najmniejszych szans na eksplorację „po swojemu”. Nie ma miejsca na odkrywanie tej jaskini wspak, według innego niż podany kawa na ławę sposób.

Z drugiej jednak strony najciekawsze ze skalnych formacji bardzo zmysłowo podświetlono. Ot, choćby mijaną kolumnę-stalagnat. Pięknie mieniąca się w ciemnym fiolecie. Hmm… Czy to jednak nadal zwiedzanie jaskini? Czy może raczej pięknie wystylizowanego pomieszczenia? Nie wiem.




Czytaj także:
Tajlandia: seksturystyka przyciąga tu tysiące turystów

Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail