separateurCreated with Sketch.

Baby w górach, czyli o ratowniczkach TOPR

EWELINA ZWIJACZ KOZICA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Od niedawna w Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym pracują dwie kobiety. Kto przecierał dla nich szlaki?

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

„Legenda czerwonej kurtki zawsze żywa. Ale coś pani zdradzę: kiedy TOPR-owską kurtkę noszą mężczyźni, to działa na kobiety jak lep na muchy. Ale kiedy ubiera ją baba, to wszyscy się jej boją” – mówiła w jednym z wywiadów* Ewelina Zwijacz-Kozica. Do niedawna – jedyna kobieta w TOPR. Kim były jej poprzedniczki?

Kejsi, czyli Zofia Radwańska-Paryska

Na pierwszą wycieczkę w góry pojechała zaraz po maturze. „Mój górski ekwipunek składał się z pary wysokich, sznurowanych bucików, mocno już podniszczonych, z granatowej, satynowej spódniczki, niebieskiej muślinowej bluzeczki o krótkich rękawkach” (Mozaika tatrzańska). Wiatr igrał ze spódniczką, Zosia najadła się wstydu, ale coś między nią, a górami zaiskrzyło.

Od 1921 r. Tatry odwiedzała regularnie, często w samotności, kontemplując rośliny, które były jej pasją. Przed wojną była jedną z najaktywniejszych taterniczek. Wspinała się także po Alpach. Jako pierwsza Polka weszła na Metterhorn, Monte Rosa, Grandes Jorasses.

27 września 1938 r., razem z Wandą Heniszówną i Tadeuszem Orłowskim, pokonała zdradziecki żleb Drège'a – śmiertelną dotychczas pułapkę. Najpierw zginął w nim student Jan Drège, potem Anna Hackbeilówna i Bronisław Bandrowski (skoczył w przepaść po 4 dniach czekania na ratunek). Jego siostra, Maria, została uratowana przez ratowników TOPR. Do historii przeszły słowa, które wypowiedziała wyczerpana podczas akcji ratunkowej – „Ostrożnie, tam przepaść”. Zofia znała te opowieści. Wybierając się na spotkanie ze żlebem musiała być albo bardzo odważna, albo szalona.

W 1945 roku – już jako żona Witolda Henryka Paryskiego, taternika, ratownika TOPR, lekarza – została pierwszą kobietą w szeregach TOPR. Uczestniczyła w 13 akcjach ratunkowych. Trzy lata później przetarła szlaki przewodniczkom tatrzańskim. Zmarła w 2001 r., przeżywszy 100 lat. 60 z nich spędziła na górskich szlakach.

Bronisława Staszel-Polankowa. Gaździna z Miętusiej

Aleksandra Korosadowicz, choć znalazła się w szeregach TOPR jako druga kobieta, nie wzięła udziału w żadnej akcji ratunkowej. Jej postać zniknęła w cieniu męża – Zbigniewa Korosadowicza, jednego z czołowych przedwojennych taterników i naczelnika TOPR. Kolejno do tatrzańskiego pogotowia wstąpiła Bronisława Staszel-Polankowa, wybitna narciarka, ośmiokrotna mistrzyni Polski. Pierwsze narty zrobiła sobie sama, z klepek od beczki. Norweski narciarz Sigmund Ruud – wspominając zawody – pisał o niej:

Ścisnąłem zęby i usiłowałem Polkę przegonić, ale ta jeszcze bardziej przyśpieszyła tempo. Moje chęci i prośba o końskie siły nie pomogły. Moje myśli owładnęło przygnębienie, „przegrałem” z dziewczyną.

Ale nagrody nie były dla niej najważniejsze. Puchary przekazała pallotynom, do przetopienia na dzwon do kościoła na Krzeptówkach. Oprócz sportów zimowych kochała rower. W 1934 r. pokonała na dwóch kółkach 4 tys. km. Po drodze opowiadała o Tatrach i udzielała wywiadów. W szeregach TOPR pracowała w l. 30. Nie brała udziału w żadnej akcji, ale udzielała pierwszej pomocy turystom. Jej punktem ratowniczym było (nieistniejące już) schronisko na Hali Miętusiej.

Janina „Mama” Pychowa

Poranionych turystów opatrywała także Janina Pychowa, 4. kobieta w TOPR, ale pierwsza zatrudniona na etat. Miłośnicy Tatr wspominali ją jako wyjątkowo ciepłą i zaczęli nazywać „Mamą Pychową”. Gdy zaszła taka potrzeba, zwoziła połamanych narciarzy z Kasprowego. Zawsze życzliwa, zawsze dobra. Niezwykle silna, tuż przed końcem II wojny światowej rozstrzelano jej męża, a kilka lat później straciła jeszcze syna. Podobno kiedy zmarła w 1971 r., jej dom (który był częściowo dyżurką TOPR), stracił całe swoje ciepło. Uczestniczyła w 6 akcjach ratunkowych, ale pochylała się pewnie nad setkami otartych pięt i skręconych kostek.

Krystyna Sałyga-Dąbkowska

W 1956 r. szeregi GOPR-u zasiliła Alina Kaszynowa, trzecia kobieta – przewodnik tatrzański. Zasłynęła przede wszystkim jako taterniczka, która przeszła ok 230 dróg wspinaczkowych (także tych wybitnie trudnych) oraz fotograf, autorka ok. 800 tatrzańskich zdjęć. Niestety, nie uczestniczyła w wyprawach ratunkowych. Za to jej następczyni, Krystyna Sałyga-Dąbkowska, wyruszała z pomocą aż 30 razy!

Jej historia z górami zaczęła się w wieku 18 lat. Marzyła, żeby pojechać na wakacje nad morze, ale nie wyszło. Wylądowała w Zakopanem. Przypadek?

Podanie do TOPR złożyła za namową kolegów. Jak mówiła w jednym z wywiadów:

Kobieta nie może dać z siebie w czasie akcji tle, ile mężczyzna, i nie powinna tego robić, bo może to potem odchorować. Nie każdy uczestnik akcji musi zjeżdżać na linie ze śmigłowca i wisieć na ścianie w grammingerze. W czasie jednej z akcji przez godzinę gotowałam w jaskimi herbatę dla poszkodowanych i kolegów, którzy ich wyciągnęli. To było bardzo potrzebne. (Wysokie Obcasy)

Jako ratowniczka nie miała łatwo. Kiedy pierwszy raz zjeżdżała z Kasprowego do wypadku, szczyt był czerwony od swetrów i kurtek ratowniczych. „Wszyscy wylegli patrzeć, jak sobie radzę” (magazyn Góry). Mimo to pracę w ratownictwie wspominała z uśmiechem. Jak powtarzała za kolegami, „im było gorzej, tym lepiej”.

Po niej na liście kobiet w TOPR znalazły się Czesława Słodyczka, która pomagała turystom w Herbaciarni na Polanie Strążyskiej, a przyrzeczenie złożyła w 1968 r. oraz Maria Riemen.

30 lat bez nowych ratowniczek TOPR

Nie sposób nie wspomnieć też o Monice Rogozińskiej, która przyrzeczenie złożyła w 1982 r, mając już na koncie wyprawę na Mount Everest! Trzy lata później została przewodniczką.

Kurs na przewodnika tatrzańskiego zrobiłam w ciąży z drugim synem. Ukrywałam rosnący brzuch pod kurtkami do siódmego miesiąca. Praktyczny egzamin z topografii zdawałam miesiąc po porodzie, owinięta bandażami elastycznymi.

Po jej przyrzeczeniu przez 30 lat w TOPR nie było żadnej nowej kobiety. Dopiero w 2013 r. w ratownicze szeregi wstąpiła Ewelina Zwijacz-Kozica. Teoretycznie nie ma przeciwwskazań, bo kobiety zostawały ratowniczkami TOPR. Ale oprócz znajomości topografii Tatr i sprawności fizycznej, muszą wykazać się siłą charakteru.

Nie każda kobieta też lubi się męczyć, śmierdzieć, mieć połamane paznokcie i chodzić w brudnych ciuchach, więc realizują się na administracyjnych stanowiskach, gdzie często kierują mężczyznami. Mnie wysiłek nie przeszkadza, choć lubię czuć się atrakcyjna. (Wysokie Obcasy)

Od miesiąca w TOPR jest jeszcze jedna kobieta – Katarzyna Turzańska, lekarz anestezjolog i rekordzistka Polski w nurkowaniu w jaskiniach tatrzańskich. Jak podkreśla, nie może liczyć na żadną taryfę ulgową. Ale nie czuje się też dyskryminowana. „Jeżeli są jakieś komentarze, to bardziej w formie żartu. Ktoś może mieć przekonanie, że baba się nie nadaje do tej roboty albo że nie powinna być (ratownikiem) – to jest jego wizja” – mówiła w rozmowie z reporterem RMF FM.

Korzystałam z: M. Mazurek „Jestem ratownikiem TOPR” (wywiad z Eweliną Zwijacz-Kozicą, gk.pl), J. Głąbiński „Baba ratownik i już” (Gość Krakowski 50/2016), Z. Radwańska-Paryska „Mozaika tatrzańska”, J. Marchwica „Komu baba wadzi w górach?” (WO, 2014), Encyklopedia tatrzańska, wywiad z K. Sałygą-Dąbkowską (Góry, 2013)

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!