Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Legenda czerwonej kurtki zawsze żywa. Ale coś pani zdradzę: kiedy TOPR-owską kurtkę noszą mężczyźni, to działa na kobiety jak lep na muchy. Ale kiedy ubiera ją baba, to wszyscy się jej boją” – mówiła w jednym z wywiadów* Ewelina Zwijacz-Kozica. Do niedawna – jedyna kobieta w TOPR. Kim były jej poprzedniczki?
Kejsi, czyli Zofia Radwańska-Paryska
Na pierwszą wycieczkę w góry pojechała zaraz po maturze. „Mój górski ekwipunek składał się z pary wysokich, sznurowanych bucików, mocno już podniszczonych, z granatowej, satynowej spódniczki, niebieskiej muślinowej bluzeczki o krótkich rękawkach” (Mozaika tatrzańska). Wiatr igrał ze spódniczką, Zosia najadła się wstydu, ale coś między nią, a górami zaiskrzyło.
Od 1921 r. Tatry odwiedzała regularnie, często w samotności, kontemplując rośliny, które były jej pasją. Przed wojną była jedną z najaktywniejszych taterniczek. Wspinała się także po Alpach. Jako pierwsza Polka weszła na Metterhorn, Monte Rosa, Grandes Jorasses.
27 września 1938 r., razem z Wandą Heniszówną i Tadeuszem Orłowskim, pokonała zdradziecki żleb Drège'a – śmiertelną dotychczas pułapkę. Najpierw zginął w nim student Jan Drège, potem Anna Hackbeilówna i Bronisław Bandrowski (skoczył w przepaść po 4 dniach czekania na ratunek). Jego siostra, Maria, została uratowana przez ratowników TOPR. Do historii przeszły słowa, które wypowiedziała wyczerpana podczas akcji ratunkowej – „Ostrożnie, tam przepaść”. Zofia znała te opowieści. Wybierając się na spotkanie ze żlebem musiała być albo bardzo odważna, albo szalona.
W 1945 roku – już jako żona Witolda Henryka Paryskiego, taternika, ratownika TOPR, lekarza – została pierwszą kobietą w szeregach TOPR. Uczestniczyła w 13 akcjach ratunkowych. Trzy lata później przetarła szlaki przewodniczkom tatrzańskim. Zmarła w 2001 r., przeżywszy 100 lat. 60 z nich spędziła na górskich szlakach.
Bronisława Staszel-Polankowa. Gaździna z Miętusiej
Aleksandra Korosadowicz, choć znalazła się w szeregach TOPR jako druga kobieta, nie wzięła udziału w żadnej akcji ratunkowej. Jej postać zniknęła w cieniu męża – Zbigniewa Korosadowicza, jednego z czołowych przedwojennych taterników i naczelnika TOPR. Kolejno do tatrzańskiego pogotowia wstąpiła Bronisława Staszel-Polankowa, wybitna narciarka, ośmiokrotna mistrzyni Polski. Pierwsze narty zrobiła sobie sama, z klepek od beczki. Norweski narciarz Sigmund Ruud – wspominając zawody – pisał o niej:
Ścisnąłem zęby i usiłowałem Polkę przegonić, ale ta jeszcze bardziej przyśpieszyła tempo. Moje chęci i prośba o końskie siły nie pomogły. Moje myśli owładnęło przygnębienie, „przegrałem” z dziewczyną.
Ale nagrody nie były dla niej najważniejsze. Puchary przekazała pallotynom, do przetopienia na dzwon do kościoła na Krzeptówkach. Oprócz sportów zimowych kochała rower. W 1934 r. pokonała na dwóch kółkach 4 tys. km. Po drodze opowiadała o Tatrach i udzielała wywiadów. W szeregach TOPR pracowała w l. 30. Nie brała udziału w żadnej akcji, ale udzielała pierwszej pomocy turystom. Jej punktem ratowniczym było (nieistniejące już) schronisko na Hali Miętusiej.
Janina „Mama” Pychowa
Poranionych turystów opatrywała także Janina Pychowa, 4. kobieta w TOPR, ale pierwsza zatrudniona na etat. Miłośnicy Tatr wspominali ją jako wyjątkowo ciepłą i zaczęli nazywać „Mamą Pychową”. Gdy zaszła taka potrzeba, zwoziła połamanych narciarzy z Kasprowego. Zawsze życzliwa, zawsze dobra. Niezwykle silna, tuż przed końcem II wojny światowej rozstrzelano jej męża, a kilka lat później straciła jeszcze syna. Podobno kiedy zmarła w 1971 r., jej dom (który był częściowo dyżurką TOPR), stracił całe swoje ciepło. Uczestniczyła w 6 akcjach ratunkowych, ale pochylała się pewnie nad setkami otartych pięt i skręconych kostek.
Krystyna Sałyga-Dąbkowska
W 1956 r. szeregi GOPR-u zasiliła Alina Kaszynowa, trzecia kobieta – przewodnik tatrzański. Zasłynęła przede wszystkim jako taterniczka, która przeszła ok 230 dróg wspinaczkowych (także tych wybitnie trudnych) oraz fotograf, autorka ok. 800 tatrzańskich zdjęć. Niestety, nie uczestniczyła w wyprawach ratunkowych. Za to jej następczyni, Krystyna Sałyga-Dąbkowska, wyruszała z pomocą aż 30 razy!
Jej historia z górami zaczęła się w wieku 18 lat. Marzyła, żeby pojechać na wakacje nad morze, ale nie wyszło. Wylądowała w Zakopanem. Przypadek?
Podanie do TOPR złożyła za namową kolegów. Jak mówiła w jednym z wywiadów:
Kobieta nie może dać z siebie w czasie akcji tle, ile mężczyzna, i nie powinna tego robić, bo może to potem odchorować. Nie każdy uczestnik akcji musi zjeżdżać na linie ze śmigłowca i wisieć na ścianie w grammingerze. W czasie jednej z akcji przez godzinę gotowałam w jaskimi herbatę dla poszkodowanych i kolegów, którzy ich wyciągnęli. To było bardzo potrzebne. (Wysokie Obcasy)
Jako ratowniczka nie miała łatwo. Kiedy pierwszy raz zjeżdżała z Kasprowego do wypadku, szczyt był czerwony od swetrów i kurtek ratowniczych. „Wszyscy wylegli patrzeć, jak sobie radzę” (magazyn Góry). Mimo to pracę w ratownictwie wspominała z uśmiechem. Jak powtarzała za kolegami, „im było gorzej, tym lepiej”.
Po niej na liście kobiet w TOPR znalazły się Czesława Słodyczka, która pomagała turystom w Herbaciarni na Polanie Strążyskiej, a przyrzeczenie złożyła w 1968 r. oraz Maria Riemen.
30 lat bez nowych ratowniczek TOPR
Nie sposób nie wspomnieć też o Monice Rogozińskiej, która przyrzeczenie złożyła w 1982 r, mając już na koncie wyprawę na Mount Everest! Trzy lata później została przewodniczką.
Kurs na przewodnika tatrzańskiego zrobiłam w ciąży z drugim synem. Ukrywałam rosnący brzuch pod kurtkami do siódmego miesiąca. Praktyczny egzamin z topografii zdawałam miesiąc po porodzie, owinięta bandażami elastycznymi.
Po jej przyrzeczeniu przez 30 lat w TOPR nie było żadnej nowej kobiety. Dopiero w 2013 r. w ratownicze szeregi wstąpiła Ewelina Zwijacz-Kozica. Teoretycznie nie ma przeciwwskazań, bo kobiety zostawały ratowniczkami TOPR. Ale oprócz znajomości topografii Tatr i sprawności fizycznej, muszą wykazać się siłą charakteru.
Nie każda kobieta też lubi się męczyć, śmierdzieć, mieć połamane paznokcie i chodzić w brudnych ciuchach, więc realizują się na administracyjnych stanowiskach, gdzie często kierują mężczyznami. Mnie wysiłek nie przeszkadza, choć lubię czuć się atrakcyjna. (Wysokie Obcasy)
Od miesiąca w TOPR jest jeszcze jedna kobieta – Katarzyna Turzańska, lekarz anestezjolog i rekordzistka Polski w nurkowaniu w jaskiniach tatrzańskich. Jak podkreśla, nie może liczyć na żadną taryfę ulgową. Ale nie czuje się też dyskryminowana. „Jeżeli są jakieś komentarze, to bardziej w formie żartu. Ktoś może mieć przekonanie, że baba się nie nadaje do tej roboty albo że nie powinna być (ratownikiem) – to jest jego wizja” – mówiła w rozmowie z reporterem RMF FM.
Korzystałam z: M. Mazurek „Jestem ratownikiem TOPR” (wywiad z Eweliną Zwijacz-Kozicą, gk.pl), J. Głąbiński „Baba ratownik i już” (Gość Krakowski 50/2016), Z. Radwańska-Paryska „Mozaika tatrzańska”, J. Marchwica „Komu baba wadzi w górach?” (WO, 2014), Encyklopedia tatrzańska, wywiad z K. Sałygą-Dąbkowską (Góry, 2013)