Przyniosłam relikwie św. Szarbela z naszej parafii do domu i z całego serca modliłam się o cud uzdrowienia. Bóg był ze mną, kiedy płakałam modląc się o łaskę uzdrowienia.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
W styczniu opisywaliśmy pierwszą niezwykłą historię pochodzącą z polskiej społeczności w Londynie. Ks. Bartek Rajewski, proboszcz polskiej parafii pod wezwaniem św. Wojciecha w Londynie (Polska Misja Katolicka na South Kensington), na swoim profilu na Facebooku podzielił się wtedy opowieścią, którą zatytułował tak: Kolejny cud św. Szarbela w naszej parafii. Dziś ks. Bartek opublikował nową historię.
Czytaj także:
Cudowne uzdrowienia za przyczyną św. Szarbela? Polski ksiądz opisuje konkretne sytuacje
„Jestem przekonana, że moje uzdrowienie nie jest przypadkiem. To jest cud Boży! Mam nadzieję, że to świadectwo pomoże ludziom, którzy są w podobnej sytuacji, jak ja oraz ludziom, którzy tracą wiarę w Boga i Jego dobroć!
Wszystko zaczęło się 4 lata temu, kiedy zostałam skierowana na operację usunięcia cysty z moich narządów kobiecych. Nie miałam wtedy pojęcia, że jestem chora, bo rezonans magnetyczny nie wykazał żadnych komórek rakowych, więc wydawało mi się, że idę po prostu na zabieg; nic poważnego. Po operacji, biopsja wykazała, że był to nowotwór, który ma skłonność do zezłośliwienia się i szybkiego rozprzestrzenienia po organizmie. Okazało się, że ten typ guza lubi powracać, dlatego też lekarze postanowili mnie monitorować co 3 miesiące, czy nic nowego się nie rozwija.
Rak jajnika jest jednym z najbardziej niebezpiecznych, jak również najsłabiej rozpoznawalnych, ponieważ rozwija się praktycznie bezobjawowo i w momencie, kiedy jest wykryty, często jest już za późno na pomoc. Wiele kobiet umiera w młodym wieku.
Po dwóch latach, w 2015 roku, lekarze poinformowali mnie, że mam kolejnego guza i koniecznie musi być jak najszybciej usunięty. Zgłosiłam się do lekarzy w Polsce. Opinia została potwierdzona i zostałam skierowana na kolejną operację usunięcia guza. Lekarze potwierdzili, że gdybym nie była taka młoda, usunęliby narządy rodne, żeby pozbyć się ryzyka nowotworu 😞
Gdy po operacji lekarz przyszedł do mnie z wynikami biopsji, powiedział, że miałam duże szczęście i że guz został usunięty w ostatnim momencie. Dodał, że powinnam ze świecą iść do kościoła i dziękować Bogu. Po operacji w dalszym ciągu byłam sprawdzana co 3 miesiące: markery nowotworowe i usg.
W październiku 2017 pokazała się cysta. Lekarze zdecydowali, że powtórzą badanie w grudniu. W grudniu otrzymałam raport, że to nowotwór i jak najszybciej wskazana jest operacja. Lekarz oświadczył, że najbliższy wolny termin operacji ma 5 stycznia. Poprosiłam o dodatkowe badania rezonansem magnetycznym. Po badaniach pojechałam do Polski, żeby zasięgnąć opinii lekarza, który operował mnie 2 lata wcześniej. Potwierdził diagnozę i kazał mi się szykować na operację najpóźniej do końca lutego.
Postanowiłam ofiarować to zmartwienie Jezusowi. Włożyłam karteczkę z moją chorobą za krzyż wiszący w domu i powiedziałam: „Jezu, Ty się tym zajmij!”. Otrzymałam też ogromne wsparcie modlitewne od moich przyjaciół i rodziny.
Dzięki Mszom św. i modlitwom czułam łaskę pokoju w sercu i poczucie, że Jezus jest ze mną. Nie wiedziałam, co mnie czeka, ale bardzo chciałam żyć dla mojego dziecka. Zaufałam Panu!
Przyniosłam relikwie św. Szarbela z naszej parafii do domu i z całego serca modliłam się o cud uzdrowienia. Bóg był ze mną, kiedy płakałam, modląc się o łaskę uzdrowienia.
5 lutego, czekając na lekarza, siedziałam sama w poczekalni. Poprosiłam o obecność i wsparcie w czasie tej trudnej rozmowy zmarłych z mojej rodziny: mojego tatę i bratową, żeby pomogli mi podjąć mądre decyzje dotyczące operacji. Wspomniałam również świętych z naszej parafii: św. Faustynę, św. Szarbela, św. Wojciecha oraz św. Ojca Pio. Prosiłam, żeby byli ze mną (trochę chciało mi się śmiać, jak wyobraziłam sobie miny lekarzy, gdyby zobaczyli z jaką ekipą weszłam do gabinetu😁). Byłam przygotowana na najgorsze. Wyjęłam telefon i zaczęłam nagrywać rozmowę.
Lekarz oświadczył, że rezonans nie wykazał żadnych komórek nowotworowych, ale tego nie mogą być w 100% pewni. Ze względu na moją historię choroby muszą dmuchać na zimne. Zapytał mnie, czy zgodzę się na dodatkowe badanie usg. Miał je wykonać lekarz przeprowadzający moją operację przed czterema laty. Po badaniu lekarz oświadczył, że nic nie ma, nie ma żadnego, najmniejszego nawet guza!
Uścisnął mi rękę i pogratulował! Popłakałam się ze szczęścia. Pan Bóg mnie uzdrowił! To jest cud! Poczułam, jakbym otrzymała nowe życie!!! Jezus jest moim Panem”.
Czytaj także:
Sparaliżowana kobieta po 22 latach zaczęła chodzić. Mówi, że uzdrowił ją Jezus