Jarka zna każdy, kto choćby na chwilę odwiedził nasz Dom. Jest typem słodkiego łobuza. Wszędzie go pełno. Szybko nawiązuje kontakt. Jest spragniony obecności drugiej osoby. Ma niezwykłą moc rozkochiwania w sobie jak i wystawiania na próbę czyjejś cierpliwości. Wydaje mi się, że potrzebowałby jedynie 30 sekund, aby na taką próbę wystawić nie tylko Anioła, ale i Archanioła. /dla teologów dodam, że to przenośnia;)/
Kiedy Jaruś trafił do nas, były to jego piąte miejsce życia. Musiał przeżyć rozłąkę z rodzicami biologicznymi, potem porzucili go rodzice zastępczy, potem zrezygnował z niego dom dziecka, a potem kolejny dom.
Dzień po przyjeździe do nas wyjeżdżałam do Krakowa i zaproponowałyśmy Jarkowi wycieczkę samochodem na dworzec pkp. Ucieszył się bardzo, bo uwielbia samochody. Zapiął pasy z radością ale po sekundzie jego pierwsze pytanie brzmiało: A czy ja tutaj wrócę?
Reginie, Tymce i mi stanęły łzy w oczach i klucha w gardle. Obiecałam: Tak, Jaruś! Tu już jest twój dom na zawsze! Co musiał mieć w główce i sercu, że przejażdżka samochodem kojarzyła mu się z brakiem powrotu?… Kochamy go, jak nie wiem co i ćwiczone jesteśmy przez niego w cierpliwości też jak nie wiem co.
Wrzucam dwa zdjęcia. Pierwsze: Jarek pierwszy dzień po przyjeździe do Bronek na dworcu pkp i drugie: Jarek obecnie. I widzimy, jak bardzo dobrze, że jest z nami. I nie mogę się nacieszyć jego szczęściem w oczach. Ma tu swoją mamusię, którą sobie wybrał, Agnieszka Tymoteusza Gil. Była pierwszą osobą, jaką spotkał po przyjeździe do Bronek. Wtulił się w nią na przywitanie i stwierdził: Ty będziesz moją mamusią! I jest temu wyborowi bardzo wierny.
Tekst pochodzi z facebookowego profilu s. Elizy Myk
Czytaj także:
Siostry-Pingwinki wydreptały swoim „synkom” miliony. Jak one to robią?
Czytaj także:
Siostry z Broniszewic: decyzja o oddaniu dziecka nigdy nie jest łatwa