Emilian Snarski, lekarz hematolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, opowiada o swoim zawodzie, rozmowach z ciężko chorymi oraz stresie w pracy.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Przemysław Sałek: Skąd wybór profesji?
Emilian Snarski: Zawsze chciałem pomagać innym ludziom. I w zasadzie ta potrzeba ostatecznie przeważyła przy wyborze studiów medycznych nad ekonomicznymi.
A kiedy u młodego idealisty na medycynie pojawiły się pierwsze trudne chwile?
Pierwszy poważniejszy „cios” miał miejsce podczas mojego pobytu w Niemczech, gdzie jako wolontariusz opiekowałem się młodą kobietą chorą na stwardnienie rozsiane. Obserwowanie trzydziestokilkuletniej osoby potrzebującej stałej pomocy we wszystkich czynnościach oraz nieustanna myśl, że nie ma żadnej nadziei na poprawę jej stanu zdrowia, było ciężkim przeżyciem.
Ale ostatecznie ta sytuacja utwierdziła mnie w przekonaniu słusznego wyboru drogi zawodowej oraz tego, że muszę coś zrobić dla tych chorych, bo od tego jest lekarz. Jestem osobą, która nie zgadza się na to, że coś po prostu nie działa. To trudne doświadczenie z Niemiec spowodowało, że jako lekarz zająłem się także chorymi na stwardnienie rozsiane. Od wielu lat propaguję ideę przeszczepiania szpiku w stwardnieniu rozsianym – leczenie, które może dać szansę nawet na wyleczenie tej ciężkiej choroby.
Czym jeszcze Pan się zajmuje?
Upraszczając, zawodowo jestem związany z przeszczepieniami szpiku. Gdy zaczynałem pracę, dla wielu chorych wymagających przeszczepienia szpiku po prostu nie było dawców. To było kolejne trudne doświadczenie, ponieważ wielokrotnie musiałem patrzeć na śmierć młodych ludzi, którzy powinni byli żyć. Na szczęście dużo się w Polsce zmieniło w tym temacie w ostatnich latach. Dzięki aktywności wielu fundacji, organizacji, osób publicznych, mamy obecnie zarejestrowanych ponad milion potencjalnych dawców szpiku. Warto dołączyć do tej grupy. Dla osób zainteresowanych przygotowaliśmy nawet z zespołem film o tym, jak wygląda taka donacja szpiku kostnego.
Pacjenci śmiertelnie chorzy – jak o nich dbać?
Początkowe trudne doświadczenia ukształtowały Pana drogę zawodową. Ale czy studia medyczne przygotowują przyszłych lekarzy do zawodu także od strony psychologicznej? Przecież młody człowiek szybko zaczyna spotykać śmierć i czuje bezradność.
Gdy studiowałem, to faktycznie przygotowanie przyszłych lekarzy od strony psychologicznej pozostawiało wiele do życzenia. Tak naprawdę, ciężko przygotować teoretycznie do trudów tego zawodu. Lekarze muszą przejść przez „szkołę życia”, czyli praktykę zawodową, i zebrać samemu doświadczenia życiowe – nawet te najtrudniejsze. To daje zrozumienie życia na innym poziomie niż lektura podręczników.
W pracy zdarzają się bardzo trudne momenty i poczucie bezsilności, zwłaszcza, gdy nawiązuje się więź emocjonalna pomiędzy pacjentem i lekarzem. Doświadczamy ciężkich chwil, gdy widzimy śmierć pacjentów. To jest naturalne, bo gdy doświadcza się straty w życiu to pojawiają się uczucia smutku, żalu czy złości. Jednak znacznie gorzej by było, gdybyśmy nic nie czuli. W takich sytuacjach warto starać się zrozumieć co właściwie i dlaczego czujemy – niż po prostu odrzucać uczucia jako coś, co nie przystoi lekarzowi.
Jak powinno się rozmawiać z pacjentami, którzy są ciężko chorzy?
Wszystko zależy od konkretnej sytuacji i naszej relacji z chorym i jego rodziną. Jeżeli nie wiem, jak chory rozumie swoją sytuację, to należy go o to zapytać. Co istotne, wiele osób doskonale rozumie, co się z nimi dzieje – przykładowo są świadomi nieuleczalnej choroby albo tego, że dotychczasowe leczenie nie przynosi efektów. To ta wiedza chorego na temat własnej choroby powinna być punktem wyjścia w dalszej rozmowie. To pytania chorego o to, co jest dla niego istotne pozwalają lekarzowi przekazać wiedzę, która jest potrzebna w danej sytuacji.
W przypadku szansy na wyleczenie powinniśmy wyjaśnić sytuację choremu i wprowadzić go w detale jego leczenia tak, by pomóc mu przejść przez ten proces. Tak, by mógł aktywnie uczestniczyć w swoim odzyskaniu zdrowia – to uczestniczenie to mogą być tak różne rzeczy jak właściwa dieta, rehabilitacja czy też prowadzenie dzienniczka pomiarów glikemii.
A gdy mamy do czynienia z brakiem możliwości wyleczenia?
Wtedy koncentrujemy się na tym, aby chory mógł dostać ze swojego życia jak najwięcej, zarówno jeśli chodzi o długość, jak i jakość życia. Jest tyle istotnych spraw w życiu pacjentów, które są możliwe do zrealizowania w ostatnich dniach życia. Czasem bywa to zdanie matury, czasem odwiedziny przyjaciół z dzieciństwa, czasem jest to długie pożegnanie z bliskimi.
Naturalnie lekarze stale starają się polepszać proces komunikacji z pacjentami. W tym pomocna jest literatura. Młodym lekarzom polecam przede wszystkim Atula Gawande. Jest to autor-lekarz bardzo dobrych książek, w których pokazuje rolę lekarza jako człowieka, który ma towarzyszyć i pomóc drugiemu człowiekowi w procesie leczenia. Lekarz nie jest „człowiekiem-wyrocznią” – lekarz jest przede wszystkim człowiekiem. Atul Gawande w swoich książkach świetnie opisuje wiele istotnych aspektów relacji lekarz-chory. Jego książki – choćby „Śmiertelni” – to pozycje nie tylko dla lekarzy, ale wszystkich zainteresowanych problemami współczesnej medycyny.
Czytaj także:
“Na emeryturze bym się zanudziła!” – mawiała 92-letnia chirurg
Jak radzić sobie ze stresem?
Czy często u osób słyszących diagnozę pojawia się reakcja buntu, niezgody na rzeczywistość? Według Elisabeth Kubler-Ross jest pięć etapów psychologicznych, które przechodzi pacjent: zaprzeczenie, gniew, targowanie się, depresja, akceptacja.
Te pięć etapów jest pewnym uproszczeniem rzeczywistości. To nie jest tak, że chory zawsze przechodzi od etapu do etapu, robiąc po kolei jeden krok do przodu. Może być tak, że np. cofa się do któregoś etapu lub od razu przeskakuje kilka z nich. Wszystko to zależy od wielu czynników, m.in. od tego, co mówią mu lekarze, jak komunikuje się z nim rodzina, co akurat przeczyta, itd. To nie jest tak prosty schemat jak się pozornie wydaje, choć warto go znać. To jak mówimy, jak postępujemy z chorym, jak towarzyszymy mu w procesie leczenia ma istotny wpływ na to, czy chory ostatecznie zaakceptuje swoją sytuację i jak będzie z nami współpracował.
Jak lekarze radzą sobie ze stresem obecnym w ich pracy? Przecież jeden błąd może kosztować kogoś życie.
Stres w tej profesji, szczególnie na początku pracy, jest faktycznie duży. Gdy odchodzi się od książek i przechodzi do realnej pracy z pacjentami, trzeba być przygotowanym na jego sporą dawkę.
Zwłaszcza na początku pracy młodego lekarza szczególnie ważna jest organizacja pracy w danej placówce. Jeśli lekarz jest dobrze prowadzony w szpitalu, czyli ma oparcie w przełożonych i doświadczonych kolegach, to wtedy zdecydowanie lepiej radzi sobie z trudami codziennych sytuacjami i odczuwa mniej stresu. Warto także w pracy poszukać mentora zawodu, który doradzi, wesprze, będzie wzorem. Niewiedza i brak doświadczenia na początku pracy zawodowej są olbrzymim źródłem stresu dla młodych lekarzy. Warto tak prowadzić młodych lekarzy, by mieli z pracy dużo radości i satysfakcji.
Oczywiście, niezależnie od tego, czy jest się lekarzem czy nie, ważne jest także budowanie swojego życia poza pracą, tak aby nasza praca zawodowa nie była jedyną wartością, którą mamy w życiu. Lekarzowi spełnionemu w życiu poza szpitalem łatwiej być człowiekiem dla swoich pacjentów i współpracowników.
Czytaj także:
„Bóg postanowił mnie odwiedzić” – wzruszająca opowieść lekarza o chorej pacjentce
Czytaj także:
Św. Pantelejmon – zapomniany cudotwórca i patron lekarzy