Jeśli chcemy dzieci wyposażać w zdolność zadbania o siebie i mówienia „nie”, potrzebujemy otoczyć szacunkiem ich granice i starać się usłyszeć, gdy nam o nich mówią. Jeśli my je stratujemy, każda następna dorosła osoba zrobi to bez trudu.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Jak traktujesz dziecko?
By dzieci mogły cokolwiek zrobić w sprawie własnych granic, potrzebują wiele czasu, by się w nich połapać. I nie nauczą się tego bez pomocy dorosłych, od których zależą. Nie chodzi jednak tak naprawdę tylko o mówienie dzieciom, że mają prawo do poszanowania osobistych granic. O wiele mocniej niż słowa przemawia bowiem do dziecka i zapada w nie to, jak dorośli opiekunowie je traktują.
Nie da się nauczyć kogoś prawa do poszanowania własnych granic inaczej niż przez szacunek. Jest to ten rodzaj wiedzy, którego nie da się „wbić do głowy”. Tu wszelkie „wbijanie” ma dokładnie odwrotny skutek. Granice dziecka w jakimś sensie są w rękach rodziców i to od rodziców w pierwszej kolejności zależy, czy ich dzieci będą kiedyś umiały bronić swoich granic, czy też to prawo zostanie w nich zamazane albo zniesione.
Wybór dziecka
Dziecko uczy się swoich granic przez doświadczanie przestrzeni, w której może je manifestować. Rodzice, którzy chcą, by ich syn czy córka potrafili kiedyś powiedzieć „nie”, mogą tworzyć tę przestrzeń doświadczania granic, dając dziecku wybór. Zaczynając od najprostszych spraw. Czy chcesz zjeść kanapkę z serem, czy szynką? Czy chcesz zjeść teraz, czy za kwadrans, czy za pół godziny, gdy poczujesz głód?
Jedzenie pojawia się tu nie przypadkiem, bo granice mocno związane są właśnie z ciałem – i to ono jest pierwszym miejscem, w którym można je poczuć. Jeśli zmusza się do zjedzenia obiadu dziecko, które nie jest głodne albo czuje obrzydzenie na widok szpinaku, naturalny radar, pozwalający na rozeznanie, co się mieści w naszych granicach, ulega rozregulowaniu. Ciało mówi „nie”, ale ktoś ważny podpowiada, że „tak trzeba”. W czasach mojego dzieciństwa modne było powiedzenie, by jeść „na rozum” – i to właśnie jeden ze sposobów pieczętowania rozwodu rozumu i ciała. Tymczasem odruch wymiotny jest informacją, jakiej nie można lekceważyć, ponieważ ciało jest mądre. I umie mówić o naszych potrzebach, więc rozumnym jest go słuchać.
Podobnie z ubieraniem się. Córeczka zmuszana do noszenia niewygodnych sukienek, których nie można pobrudzić, bo mama dostanie zawału (tyle pieniędzy na nie wydała), uczy się, że to, co mówi jej ciało o potrzebie wygody czy swobody ruchu, jest nieistotne. Najważniejsze, by mama nie była smutna. Nawet jeśli mama traktuje dziecko jak część swego wizerunku i strojenie córki jest załatwianiem jakichś własnych nieuleczonych kompleksów.
Zdolność odczuwania własnych granic rozregulowuje się zresztą podobnie jak wewnętrzny termostat. Systematyczne przegrzewanie (na przykład dlatego, że rodzice cierpią na paniczny lęk przed chorowaniem dzieci) prowadzi do tego samego momentu: utraty zdolności oceny, czego potrzebuję i co jest dla mnie nadmiarem. Tymczasem w granicach przecież chodzi o to, by potrafić powiedzieć „stop”.
Powiedzieć “stop”
Podobnie destrukcyjnie na tę zdolność wpływa zmuszanie dzieci do całowania cioć i wujków, gdy one się przed tym wzbraniają. Wymuszanie recytowania wierszy i grania na instrumentach podczas spotkań z rodziną i znajomymi, by zadowolić otoczenie. Wszędzie tam, gdzie skłonni jesteśmy poświęcić „nie” własnego dziecka po to, by zadowolić jakąś własną potrzebę lub by innym „nie było przykro” (albo żeby dobrze o nas myśleli) – uczymy dzieci, że tak wolno. Że to ich „nie” – nie ma żadnego znaczenia.
Do tego zresztą szczególnie przyczyniają się kary cielesne, które są ewidentnym naruszeniem granic. Dzieci w przyszłości będą korzystać z tych lekcji i to w sposób, jakiego zapewne byśmy nie chcieli, pragnąc przecież ich dobra. Jeśli uczymy je, że dorośli mają zawsze rację i zawsze trzeba być dla nich miłym, w związku z czym wytrwale tłumimy wszelkie przejawy złości, niechęci czy po prostu własnej inicjatywy – sprawiamy, że nasze dzieci będą kiedyś bezbronne. I w sytuacji, gdy jakiś inny dorosły będzie chciał je skrzywdzić, uznają, że to część świata, o jakim się uczyły.
Jeśli chcemy dzieci wyposażać w zdolność zadbania o siebie i mówienia „nie”, potrzebujemy otoczyć szacunkiem ich granice i starać się usłyszeć, gdy nam o nich mówią. Jeśli my je stratujemy, każda następna dorosła osoba zrobi to bez trudu.
Czytaj także:
Przemoc seksualna wobec dzieci: kiedy dorosły przekracza granice? [wywiad]
Czytaj także:
Granice w małżeństwie – jak je wyznaczać?
Czytaj także:
Dzieci potrzebują mądrych granic