Mężczyzna jeżeli nie widzi, że ma prowadzić, to wycofuje się. Traci swoją męskość – mówi ks. dr hab. Piotr Kieniewicz.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Katarzyna Matusz-Braniecka: Jakie są role mężczyzny i kobiety w małżeństwie?
Ks. dr hab. Piotr Kieniewicz MIC*: Myślę, że przede wszystkim to nie jest kwestia ról, bo role się przyjmuje i odgrywa, a bardziej chodzi o to, kim się jest w małżeństwie. Mąż ma być mężem, a żona ma być żoną. Każdy z nich ma być sobą.
Mężczyzna – siłą rzeczy mąż i ojciec – ma być obrońcą. To on sprawia, że w domu, w którym mieszka jego rodzina jest bezpiecznie. On jest przewodnikiem, czyli wyznacza kierunek. Nie na zasadzie, że rządzi i decyduje. Być przewodnikiem rodziny to raczej iść na przodzie i osłaniać ją. Mężczyzna bierze na siebie ryzyko zbadania terenu, czy nie ma tam żadnych zagrożeń. Wyszykuje miejsca, które są bezpieczne, dobre i życiodajne dla rodziny. Rodzina zaś idzie za nim i mu ufa. Właściwe relacje w rodzinie opisał św. Paweł w liście do Efezjan: “Żony bądźcie poddane mężom, jak przystało w Panu. Mężowie, miłujcie żony i nie bądźcie dla nich przykrymi! Dzieci, bądźcie posłuszne rodzicom we wszystkim, bo to jest miłe w Panu. Ojcowie, nie rozdrażniajcie waszych dzieci, aby nie traciły ducha” (Ef 3, 18nn).
Mężczyzna ma być obrońcą, przewodnikiem i…?
I trzeba tego od niego wymagać. Jest to pewna postawa ryzyka ze strony żony, zwłaszcza w naszej kulturze euroatlantyckiej, w której wyemancypowane kobiety widzą więcej, często uważają, że one to lepiej rozegrają – „to”, czyli zadania mężczyzny.
Rzeczywiście, kobieta widzi więcej, ale zupełnie inaczej niż mężczyzna postrzega świat. Zadaniem mężczyzny jest prowadzić i chronić. Zatem on wyszukuje miejsca, gdzie jest bezpiecznie i patrzy na świat w kategorii istniejących, bądź nieistniejących zagrożeń. Jak nie ma zagrożenia i nie ma gdzie pójść, przechodzi w stan uśpienia, trochę jak telewizor, co niewiastę doprowadza do szału. Jak można robić „nic”? A on wykonał swoje zadanie. Mężczyzna, jeżeli nie widzi, że ma prowadzić, to wycofuje się. Traci niejako swoją męskość. Czasami mówię kobietom: „złapałaś orła, nie wyrywaj mu piór, bo będzie nielot”. Kobieta postrzega świat w kategorii opieki. Jej zadaniem jest, by w miejscu, które wybrał mężczyzna, było miło, ładnie, by każdy miał co jeść i czuł się zaopiekowany.
Jak to jest z podejmowaniem decyzji?
Rodzina to jest zespół, a zespół powinien pracować razem. Mówię, że nie jest dobrze, jak mąż i żona chcą wypracować kompromis, bo kto ma mocniejszą pozycję, ten przeważy. Małżeństwo powinno dążyć do wypracowania swojego stanowiska, nie na zasadzie, że ja coś tracę, a raczej – co ja mogę włożyć w jego trwałość, w jego rozwój.
Mamy sytuacje, że jest pewien impas. Trudno jest wypracować wspólne rozwiązania. Moja rada jest taka, żeby ostateczną decyzję żona zostawiła mężowi. Wówczas stawia mu wyzwanie do miłości. Żona powie: „ty podejmij decyzję, ja ci ufam, tak jak powiesz, będzie dobrze”. Jeżeli mężczyzna jest mężczyzną i kocha swoją rodzinę, nierzadko ustąpi. Weźmie odpowiedzialność za całą rodzinę. Ona robi krok w przepaść, a on ją łapie. To jest sprawdzian dla relacji i trzeba dużo wspólnej pracy, zanim ona się na to odważy, a on stanie na wysokości zadania.
Tytuł księdza książki to „Labirynt małżeński”. W którym momencie łamiemy przysięgę małżeńską?
To przewrotne pytanie, bo przysięga małżeńska nie jest od tego, żeby ją łamać. W kategoriach: na ile mogę sobie pozwolić, zanim ją złamię? Powinniśmy raczej patrzeć na to, co mogę zrobić, żeby ona była mocna. Niewierność może mieć swoje źródło w niewłaściwej postawie współmałżonka, np. gdy on nie broni swojej żony, gdy jakiś mężczyzna dobiera się do niej w barze. Ona się czuje opuszczona, zaczyna się rozglądać, czy jest ktoś, kto się nią zaopiekuje. Kto jest winien niewierności? Oboje. Może być też tak, że on chce chronić swoją rodzinę, tylko widzi, że ta rodzina ma inny pomysł na życie. Oddalają się od niego, odchodzą. On się drze na nich. Zostaje sam. I zaczyna się rozglądać za kimś innym. Kto jest winny? Oboje.
Mamy teraz problemy z komunikacją. Co zrobić, żeby być dobrze zrozumianym przez małżonka?
To jest robota, która na początkowym etapie wspólnego życia, czyli przez pierwsze 25 lat, jest uciążliwa. Przez kilka pierwszych lat, ludzie mają poczucie, że świetnie się dogadują, rozumieją się bez słów. Potem, gdy zakochanie mija i problemy dochodzą do głosu, okazuje się, że z tym rozumieniem jest różnie. Jak pojawia się konflikt, to wysyłany jest komunikat: „domyśl się”. Nie ma szans, żeby mężczyzna domyślił się, o co chodzi kobiecie. Ani odwrotnie. Trzeba rozmawiać, możliwie otwartym tekstem.
Dobrze jest nauczyć się mówić o tym, co się samemu czuje, co przeżywa, a nie co się myśli o drugiej sobie. Zamiast powiedzieć: „jesteś głupi”, powiedzieć: „czuję się nie do końca zrozumiana”. Trzeba dużo rozmawiać, przeznaczyć na to czas, a żeby go mieć, trzeba z czegoś zrezygnować. A o to coraz trudniej.
Napisał ksiądz we wspomnianej książce, żebyśmy w konflikcie pamiętali o człowieku…
Pamiętajmy, że w konflikcie jest dwoje ludzi, którzy się kochają. Mamy trzy etapy rozwiązywania konfliktu. Pierwszy to cofniecie się z pola burzy. Drugim jest pojednanie z wzajemnie zadanych ran. Trzecim – szukanie rozwiązania tego, co stoi u źródła konfliktu.
Przy czym z tym pojednaniem też wychodzi różnie. Człowiek chlapnie coś, tłumaczy: „nie chciałem tego powiedzieć” i to jest prawda. Dodatkowo z tym wyjściem ku pojednaniu jest problem, bo jedna strona wyciąga rękę i mówi: „przepraszam”, nie mając pewności, czy druga ją przyjmie. Czasami nie ma tego „przepraszam”. Innym razem ten, kto powinien przeprosić, bagatelizuje to. To nie jest dobry pomysł. Są tacy ludzie, którzy nigdy nie nauczyli się przepraszać. Czasami jest tak, że nie ma żalu, nie ma chęci ku naprawieniu krzywdy. I co ma ta druga strona zrobić?
Przebaczyć.
Nadal ma przebaczyć. To jest dar z jednej strony. Czy zostanie on doceniony, czy z tego wyjdzie jakaś refleksja? Tego nie wiemy. Jest to swego rodzaju ryzyko. Ludzie mówią, że tak nie wolno przebaczać, to rozzuchwala tych chamów. A ja uważam, że zawsze powinienem przebaczyć, bo mi przebaczono. Pan Jezus mi przebaczył. Dar przyjęty będzie budował, a nieprzyjęty nie. Dar ofiarowany komuś i tak mnie będzie budował, nawet, jeśli nie będzie przyjęty.
*Ks. dr hab. Piotr Kieniewicz MIC, należy do Zgromadzenia Księży Marianów Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Jest sekretarzem prowincji i rzecznikiem prasowym zgromadzenia. Przez kilkanaście lat pracował w Instytucie Teologii Moralnej KUL, gdzie uzyskał doktorat, a następnie habilitację. W swoich badaniach naukowych zajmował się problematyką bioetyczną, skupiając się głównie na zagadnieniach płodności i początków życia ludzkiego. W latach 2011-2017, po odbyciu szkolenia z zakresu NaProTechnology® w Pope Paul VI Institute for the Study of Human Reproduction w Omaha w Stanach Zjednoczonych, zajmował się duszpasterstwem rodzin w Sanktuarium Matki Bożej Licheńskiej oraz współtworzył i prowadził tamtejszy Ośrodek Wsparcia Płodności „NaProTechnologia”. Wspomniana w wywiadzie książka to „Labirynt małżeński” wydana przez PROMIC.
Czytaj także:
Mark Gungor: Małżeństwo nie jest po to, by nas uszczęśliwiać
Czytaj także:
Jak zmienia się małżeństwo, gdy pojawiają się dzieci?
Czytaj także:
Zaskakujący mechanizm rządzący ludzkimi relacjami