separateurCreated with Sketch.

3 dziwne sylwestrowe historie, które zrozumiałem po 16 latach

NOWY ROK
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Mikołaj Foks - 11.10.19
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Był rok 2004. Drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Przyjechałem do Hamburga, gdzie dołączyłem do zespołu rozwiązującego sytuacje kryzysowe. Nie spodziewałem się, że przeżyję tam dziwne zdarzenia, a jeszcze bardziej, że zrozumiem je po 16 latach.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Z grupą znajomych pojechaliśmy pomóc w organizacji Europejskiego Spotkania Młodzieży, które co roku w jednym z europejskich miast organizuje wspólnota z Taizé. Ja trafiłem do zespołu zajmującego się interwencją w razie nieszablonowych problemów, które mogły mieć miejsce w czasie spotkania.

Pijani Polacy

W tłumie zawsze coś się może darzyć. A tu nic. Nie wiem, czy kiedykolwiek w życiu miałem tyle czasu na rozmowy. Sytuacja zmieniła się 31 grudnia po południu. Dostaliśmy zgłoszenie ze szkoły pod Hamburgiem, w której zorganizowano nocleg dla uczestników spotkania. Niemcy opiekujący się szkołą mieli problem z pijanymi Polakami.

Chwilę później w cztery osoby siedzieliśmy już w podmiejskim pociągu. Spodziewaliśmy się najgorszego. Po krótkiej rozmowie z dwiema młodymi Niemkami, które opiekowały się szkołą, zjawili się (zupełnie trzeźwi) „pijani” Polacy. Dzięki spokojnej rozmowie okazało się, że alternatywne ubranie, utykanie na skręconą nogę i bełkotanie (będące następstwem braku znajomości języków obcych) zostało opatrznie zinterpretowane jako stan upojenia. Prawdziwe problemy pojawiły się kilka godzin później.

Nadpobudliwy młodzieniec

Na Europejskich Spotkaniach Młodzieży stary rok kończy się modlitwą o pokój trwającą do północy. Nowy rok zaczyna się międzynarodową zabawą. Naszą „interwencję” skończyliśmy po 20.00 więc było jasne, że sylwestra będziemy spędzać tutaj, pod Hamburgiem.

Już w czasie modlitwy zorientowaliśmy się, że wśród uczestników jest pewien młodzieniec, który zachowuje się nadpobudliwie. Śpiew w intencji pokoju ucichł. Wybiła północ, a na niebie rozbłysła niezliczona ilość fajerwerków. W pobliskiej szkole rozpoczęła się impreza. Szybko okazało się, że chłopak był pijany i agresywny. Zaczepiał innych ludzi i niewybrednie zachowywał się względem dziewczyn.

Zastosowaliśmy „manewr okrążający”. Dwóch z nas zajęło go rozmową, odcinając tym samym od innych uczestników. Druga dwójka rozpoczęła poszukiwania opiekuna grupy, do której należał problematyczny uczestnik. Gdzieś koło wpół do drugiej udało się sprowadzić szefa grupy i unieszkodliwić mocno już zmęczonego młodzieńca. Do domu mieliśmy kawał drogi. Wyszliśmy w zasnute mgłą miasto. Za kilka godzin miałem wejść w zupełnie inną scenerię.

Świąteczny obiad

Był nowy rok. Autobus cicho przemieszczał się po willowej dzielnicy Hamburga. Wiedziałem, że to nie może się udać. Tej nocy prawie nie spałem, a byłem w drodze na noworoczny obiad do nieznanej mi niemieckiej rodziny. Miałem na sobie jakieś przypadkowe ciuchy. Byłem już spóźniony i szybko policzyłem, że nie mogę być tam dłużej niż pół godziny, bo inaczej nie zdążę na zebranie zespołu „do zadań specjalnych”.

Nacisnąłem dzwonek. W drzwiach ukazali się elegancko ubranych państwo po sześćdziesiątce. Wszedłem do środka. Z głośników dobiegały dźwięki noworocznego koncertu muzyki klasycznej, a na stole lśniła porcelanowa zastawa i srebrne sztućce. Po chwili siedzieliśmy już przy stole, na którym postawiono złocistą pieczeń. Musiałem zaraz wyjść, a równocześnie nie mogłem tego zrobić…

Chciałbym nie pamiętać chłodu, jaki unosił się w powietrzu, gdy godzinę później stojąc w drzwiach, powiedziałem Auf Wiedersehen! Oni piorunowali mnie wzrokiem niezrozumienia i oburzenia. Ja zawiodłem ich serdeczną gościnność. Czułem się fatalnie.

3 historie i 3 słowa

Minęło 16 lat. Kilka dni temu kupiłem w antykwariacie książkę o Taizé z 1969 roku. Jest tam zapisana reguła wspólnoty. Wertując kartki, trafiam na trzy słowa, które często powtarzał brat Roger – założyciel tego wyjątkowego ekumenicznego zakonu. Słyszałem je wiele razy, ale teraz usłyszałem je na nowo i przypomniał mi się Hamburg.

RADOŚĆ - bo przypomniał mi się człowiek posądzony o pijaństwo i nasza bezinteresowna radość z uściśniętych dłoni w geście pojednania.

„Szczera radość jest wewnętrzna. Drwina to trucizna (…) przemyca niby prawdy (…) i niszczy brata w oczach innych. Kto zna doskonałą radość nie szuka wdzięczności ani przychylności”.

PROSTOTA – bo żeby pomóc przy rzeczywistym „sylwestrowym problemie”, niczego więcej nie mieliśmy i nie potrzebowaliśmy, poza naszą prostą obecnością i gotowością.

„Twój stan gotowości zakłada ustawiczne upraszczanie życia, nie siłą, ale wiarą. Unikaj krętych dróg na których szuka cię diabeł. Zrzuć zbędę ciężary, aby lepiej nieść ku chrystusowi ciężary ludzi – twoich braci”.

MIŁOSIERDZIE – bo w czasie tamtego eleganckiego świątecznego obiadu po obu stronach zabrakło miłosierdzia…

„Lepszy jest nadmiar przyjaźni dla wszystkich niż mała antypatia, do jednego brata, która roznosi się jak wirus i nic z niej dobrego nie ma. Uciekaj od małostkowych sporów. Ucinaj insynuacje o innych. Gdy żyjesz w miłosierdziu – to nie znasz ani zawodu, ani drażliwości”.

Nowe historie

Za kilka miesięcy we Wrocławiu odbędzie się kolejne Europejskie Spotkanie Młodzieży. Nie mam wątpliwości, że wydarzy się tam wiele niezwykłych historii. Pewnie nie od razu uczestnikom spotkania uda się zrozumieć ich sens. Najważniejsze jednak, że w przyszłości będą mieli szerszą przestrzeń do przemyśleń. Nawet jeśli nadarzą się one szesnaście lat później.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Tags: