Zapewne siostry te mogą być inspiracją, a wiele z nich ma po prostu fascynujący, ciekawy życiorys. Robiły rzeczy, które dziś wydają się niemożliwe, nieprawdopodobne.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Z Agatą Puścikowską, dziennikarką „Gościa Niedzielnego” i autorką książki „Wojenne siostry” (Znak 2019), rozmawia Małgorzata Bilska.
Małgorzata Bilska: Zebrałaś historie nieznanych w zasadzie sióstr, które uważasz za wzory do naśladowania. Mogą inspirować młodsze pokolenia?
Agata Puścikowska: Większość sióstr zakonnych, które opisałam w książce, faktycznie nie jest szeroko znana. Chociaż o takich postaciach jak Matylda Getter, Alicja Kotowska, Ewa Noiszewska czy nazaretanki z Nowogródka, wiemy jako społeczeństwo nieco więcej.
O wielu moich bohaterkach jednak rzeczywiście niemal się nie mówiło, a jeśli pisało – to w wewnętrznych pismach czy wydawnictwach zakonnych. Wiedza o ich życiu i działalności podczas wojny, ale też aktywnościach przed wojną, nie zaistniała w szerokiej świadomości.
Czytaj także:
Siostra Józefa Kozieł: komendantka i szef wywiadu
Czy dla mnie są autorytetami, wzorami do naśladowania? Zapewne siostry te mogą być inspiracją, a wiele z nich ma po prostu fascynujący, ciekawy życiorys. Robiły rzeczy, które dziś wydają się niemożliwe, nieprawdopodobne. Trudno jednak w pełni wzorować się na kobietach… heroicznych, bo heroizmu nie należy wymagać ani od siebie, ani od innych. Z bohaterstwem jest podobnie.
Mnie fascynuje to, że kobiety w habitach, traktowane czasem jako gorszej kategorii, mocno stereotypowo, potrafiły działać w sposób nietuzinkowy; przekraczać bariery, łamać schematy, stereotypy. A przy tym były bardzo… zwyczajne i normalne. Bały się, czasem płakały, miały momenty zwątpienia – i przeróżne charakterki.
W tym sensie moje bohaterki mogą być inspirujące dla młodych pokoleń, w tym młodych kobiet: kobiecość, również w habicie, to siła, odwaga, ale również… słabości.
Ich zgromadzenia uważają je za autorytety?
Coraz mocniej i coraz częściej. Co ciekawe, to właśnie młode siostry niejako odkrywają zapomniane bohaterki, interesują się ich życiem, szukają informacji na ich temat w archiwach.
Przykładem jest tu postać s. Adelgund Tumińskiej, bestialsko zamordowanej i zgwałconej przez Sowietów. Mimo że siostra zginęła, gdyż ratowała młode dziewczęta, które dostały się w ręce żołnierzy, to jednak jej współczesne, ocalałe siostry, nie traktowały jej jak bohaterki. Bały się o niej mówić, być może wręcz wstydziły, bo wówczas inaczej był traktowany gwałt – wręcz jako złamanie ślubu czystości.
Więc mimo wielkiego bohaterstwa przez lata postać Adelgund była niezbyt znana. I dopiero ostatnie dziesięciolecia to czas przywracania pamięci o Adelgund. Młode siostry traktują ją jak wielki autorytet, szukają wszelkich informacji o swojej bohaterce. Zresztą nie tylko dlatego, że uratowała inne kobiety. Przez całe życie była aktywna, a wszędzie gdzie pracowała, tworzyła dzieła charytatywne na najwyższym wówczas poziomie.
Która z postaci jest ci najbliższa?
Nie jestem w stanie jednoznacznie odpowiedzieć. Siostry wybrałam z ogromnego, zebranego wcześniej materiału. Dlatego te, których życie znalazło się w tomie, są mi po prostu szczególnie bliskie. Od każdej czegoś się nauczyłam i każda w jakiś sposób na mnie wpłynęła. To nie jest zawsze do końca uchwytne, do końca wytłumaczalne. Niemniej – każdą z nich po prostu chciałabym… poznać. I porozmawiać jak kobieta z kobietą.
Myślisz, że „Wojenne siostry” urozmaicą jakoś wizerunek kobiety w Kościele? Altruistki, która bez skargi realizuje się poprzez darmowy dar z “ja”.
Nie mam takich aspiracji czy pretensji do tego, by zmieniać czyjś wizerunek, albo też zmieniać czyjeś schematyczne spojrzenie. Oddaję w ręce czytelników historie, które moim zdaniem pobudzają do myślenia i do zadawania pytań. Jeśli czytelnik zada sobie owe pytania, również o rolę kobiety w Kościele, to dobrze. Wolę zadawać pytania niż podawać gotowe odpowiedzi.
Czas wojny wymagał niestandardowych zachowań. Z pewnym zdumieniem jednak odkryłam, że siostry zakonne mają dużo cech męskich. Nazywasz je “muszkieterki”, “generał”, “saper”, “ułan” itd. Czy to nie jest pod prąd nauczania Jana Pawła II, który przestrzegał przed maskulinizacją kobiet?
Zwykły zabieg retoryczny i stylistyczny. Nie nadawałabym temu jakiegoś wymiaru „maskulinizacji”. Jestem publicystką, a nie historykiem czy specjalistką od wojskowości. Nie jestem też teologiem.
Tytuły, które wymieniasz, po prostu kojarzyły mi się z działalnością sióstr, więc ich użyłam – być może nieco… poetycko, ale jednak adekwatnie do ich działalności. Dość zresztą zabawnie brzmiałoby określenie „generałka” czy „saperka”. Nota bene – saperka to rodzaj łopatki, a nie rodzaj żeński od sapera.
Co polskie siostry zakonne mogą wnieść do odkrywania na nowo roli i powołania kobiety przez Kościół powszechny? Debata na ten temat trwa.
Bardzo poważne i dość górnolotne pytanie. A odpowiedź jest dość prosta: siostry, jeśli naprawdę chcemy je poznać, żyją wśród nas i współtworzą zarówno Kościół, jak i społeczeństwo. Wystarczy chcieć je poznawać naprawdę, a nie w oparciu o opisy medialne.
Moje bohaterki poszły za głosem powołania, robiły to, co uważały za stosowne, ważne. Były kobietami wielu pasji i umiejętności, walczyły o wartości i o godność ludzką. Współczesne kobiety, współczesne siostry, robią moim zdaniem podobnie, chociaż oczywiście w zupełnie innych czasach.
Czytaj także:
Zakonnice ’44. Oddawały serce, zdrowie i życie. Siostry w Powstaniu Warszawskim