To, czego Ewa nie znalazła w Betlejem, wyłania się ze słonych wód Morza Martwego. Pisała: „Szukamy łodzi rybackich i potomków tych rybaków, którzy lat temu prawie dwa tysiące zarzucali tu swe sieci. Oto powstaje w naszej wyobraźni postać Chrystusa nauczającego tłumy biednych rybaków – przecież tak niewiele się od tamtego czasu zmieniło”.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
„W ruinach cywilizacji twarze uciekają z kadru” – historia Ewy Dzieduszyckiej, bohaterki książki Uli Ryciak “Poławiaczki pereł. O pierwszych Polkach na krańcach świata” (Znak 2020).
Goście zjeżdżają, zastawy idą w ruch, ale niewiele jest czasu na opowieści, piętrzą się sprawy w gospodarstwie, a ją gna na łono natury. Łąki Jezupola budzą się do życia jak co roku, zaraz zażółcą się pola, zagęszczą ścieżki, którymi lubi gnać z wiatrem na swojej damce. Ledwo rozpakowała azjatyckie kufry, już jedzie do Wiednia, będzie pokaz ogierów męża, słodycz tortu Sachera, teatr i światowe rozrywki. Nie wiadomo kiedy, może już tam, w tym wielkomiejskim salonowym życiu, pojawia się zew, by wyruszyć na Wschód.
Konstantynopol. Na wąskich uliczkach Wschód miesza się z Zachodem
Mąż zajęty stadniną, dzieci zostaną pod opieką bony, znajduje kogoś ze znajomych do towarzystwa i rozwija mapy. Pakowanie walizek nie trwa długo, ma w tym wprawę, zresztą nie lubi się stroić. Zaczyna od Bukaresztu, dużo się nasłuchała od attaché wojskowego Austro-Węgier Tadeusza Rozwadowskiego o architekturze, królowej Elżbiecie zu Wied, co myli samą siebie z Pytią, o ekscesach księżniczki Marii Sachsen-Coburg-Gotha, a w trzy lata później królowej, która zasłała dywanami drzewo i przyjmuje gości, siedząc na gałęzi. Nic z tego nie zobaczy. Miasto spłowieje w jej pamięci przytłoczone przez następne, zanim wróci z podróży. Zostanie tylko wspomnienie pysznego kawioru. Morze Czarne iskrzy błękitem. Zwodzi patrzących.
„Trzymając się mocno, rzuciłam wyzwanie falom, które przelewały się przez pokład i przemoczyły mnie od stóp do głów, jakby dla ochłodzenia mojego wewnętrznego żaru” – zanotuje podróżniczka Ida Pfeiffer płynąca tą samą trasą do Konstantynopola kilka dekad wcześniej. Ewa ma szczęście płynąć w znacznie bardziej komfortowych warunkach. Unika nie tylko choroby morskiej, ale i przykrego chybotania statku podczas sztormu. Po kilku godzinach na promie, mijając blade żagle zbyt małe, by wiedzieć, kogo przeprawiają na inny brzeg, wreszcie na horyzoncie nad wzgórzem dostrzega kopułę Konstantynopola.
Ileż się naczytała o tym mieście w bibliotece Jezupola, ileż miała wyobrażeń o szczątkach bizantyjskiego imperium. Ledwo zeszła na ląd, poczuła zapach roztaczany przez bulgoczące nargile. Na otomanach, różnej maści zdobionych taboretach, trzeszczących krzesłach, gdzie bądź, za ciężkimi przepierzeniami kawiarń – wszędzie siedzą wąsacze dymiący gigantyczne faje.
Na wąskich uliczkach Wschód miesza się z Zachodem, prawnuki Hellenów z prawnukami barbarzyńców. Ociemniali idą obok rozmodlonych, nosiwody mijają żebraków. Kupcy obwieszeni konfekcją, misternie plecionymi bransoletami z turkusów i korali, naszyjnikami w najróżniejszych kolorach, po namolnych Hindusach już wydają się Ewie łatwi do zniesienia, zagadują dwa razy i odchodzą, nie dręczą. Gorsze są zabiedzone psy puszczone na żebry i męskie spojrzenia, które świdrują ciało na wylot, nie okazując przy tym emocji. Nie dają się łatwo zatrzymać w kadrze.
Hagia Sophia odbiera mowę
(…) Hagia Sophia, pierwszy kościół chrześcijańskiego Wschodu i duma miasta, Ewie, która tyle już widziała świątyń, odbiera mowę. Legendy głoszą, że wznoszący ją Justynian Wielki czerpał inspirację z rozmów z aniołami i dumny z dzieła w 537 roku po ukończeniu krzyknął: Salomonie, przewyższyłem ciebie! Po zatynkowanych przez osmańskich Turków na rozkaz sułtana Mehmeda II Zdobywcy chrześcijańskich freskach nic nie zostało, doszły minarety, przetrwały mozaiki na podłodze. Sunie po nich w białych pantoflach, przyglądając się zgiętym w pokłonach ciałom. Zdąży jeszcze zobaczyć szesnastowieczny meczet Sulejmana, zachwycić się kolorami tkanin i już żegna miasto, oddalając się ku Cieśninie Dardanelskiej.
(…) Nasycona smakiem i zapachem pomarańczy zrywanych prosto z rosnących dookoła drzew, w trzęsącym się pociągu, który ledwo jedzie, wygląda dachów Jerozolimy. Marzyła od dzieciństwa, by zobaczyć scenerię znanych z Biblii opowieści. Brodacze w długich brudnawych chałatach i osły ciągnące tłumoki, nawet swąd pieczonej baraniny – to wszystko wpisuje się w wyobrażony świat.
„Oto powstaje w wyobraźni postać Chrystusa nauczającego tłumy biednych rybaków”
Ogród Oliwny w Dolinie Jozafata, dokładnie taki, jakim go sobie wyobrażała, nietknięty przez czas zwyczajny gaj położony na wzniesieniu, odrealniony jest tylko przez wyżłobioną na kamieniu stopę Chrystusa. Jej rozmiary oddają raczej gigantomanię pobożnego wyznawcy, niż znaczą ślad po wstępującym do nieba Zbawicielu. Wyczekiwane Betlejem okaże się brudne, zaśmiecone, na każdym kroku odrażające. We wspomnieniach po latach porówna je do nędznych żydowskich sklepików w małych polskich miasteczkach. Choć pisząc zaraz po powrocie reportaż do magazynu „Wędrowiec”, uwzniośli swoją opowieść, przyjmując ton baśniowy (…).
Położone nad Morzem Martwym Jerycho okaże się rekompensatą za betlejemskie rozczarowanie. Męcząca przeprawa nabrała nowych walorów, gdy pustkowia wreszcie zamieniły się w dzikie pastwiska, porośnięte purpurowymi kwiatami gąszcze wiodące do wielkiego rowu tektonicznego. Po wspięciu się na górę Gho- resh mogła się nasycić złożonością krajobrazu. Za bladoniebieską plamą jeziora wznosiły się rozległe na dziesiątki kilometrów ośnieżone zbocza pasma Antylibanu, obok spływający do Morza Martwego Jordan porośnięty na brzegach szuwarami. Ożywiona dzikim krajobrazem wyobraźnia ożywia świat prastarych legend. Zbiega w dół, ku wodzie, setki lat wstecz, w inny czas. To, czego Ewa nie znalazła w Betlejem, wyłania się ze słonych wód Morza Martwego.
Szukamy łodzi rybackich i potomków tych rybaków, którzy lat temu prawie dwa tysiące zarzucali tu swe sieci. Oto powstaje w naszej wyobraźni postać Chrystusa nauczającego tłumy biednych rybaków – przecież tak niewiele się od tamtego czasu zmieniło.
Warunki metereologiczne sprzyjają wyobraźni. Łódź zaczyna się kołysać na wietrze, nad szczytami Libanu pojawiają się wyładowania. Krople deszczu spadają na wodę, na niebie pojawia się wyrazista tęcza. Wiatr podbija falę, łódź trzęsie się coraz groźniej. Rozsądek bierze górę nad głodem ekstremalnych doznań. Decyduje się zawracać do brzegu.
*Tytuł, lead, śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji Aleteia.pl
Czytaj także:
7 kobiet, które mogą ubrać się na biało na audiencję u papieża. Kim są?
Czytaj także:
11 kobiet ze świata nauki, które warto znać
Czytaj także:
Edmonia Lewis – katoliczka i rzeźbiarka. Tę kobietę warto znać!