Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
W 2016 roku Charle pracował na rusztowaniu kaplicy w Saumur. Spadł z wysokości 15 metrów na ławkę, przebijając sobie bok. Było to 30 listopada późnym popołudniem, w wigilię setnej rocznicy śmierci bł. Karola de Foucauld.
Tego dnia parafia w Saumur, której – tak się "złożyło" – patronuje Karol, zakończyła nowennę przygotowującą do tej uroczystości. Wieczorem, podczas nieszporów ku czci de Foucauld, pracodawca Charle'a poprosił wielu ludzi o modlitwę za niego – oczywiście za wstawiennictwem bł. Karola.
Jak się okazało, ten niewierzący młody człowiek wyszedł z wypadku praktycznie bez szwanku. A potem – mimo deklaracji niewiary – zgodził się, żeby Kościół rozpoczął procedurę rozpoznania cudu. Po raz pierwszy od wypadku Charle opowiedział Aletei o tamtym dniu.
Wypadek Charle'a
Aleteia: Co się wydarzyło 30 listopada 2016 roku?
Charle: To był zwyczajny dzień. Pracowałem na rusztowaniu przy renowacji kaplicy należącej do Instytutu Świętego Ludwika w Saumur, gdzie mieści się szkoła. Ranek minął normalnie. Ale późnym popołudniem, kiedy staliśmy we dwóch na rusztowaniu, postawiłem nogę w złym miejscu. Spadłem z wysokości piętnastu metrów i nabiłem się na odwróconą do góry nogami ławkę.
O czym myślałeś, spadając?
Myślałem przede wszystkim o tym, żeby się jakoś chronić, żeby nie złamać nóg. Przekręciłem się więc na bok. Starałem się też chronić głowę. Najpierw zamknąłem oczy, otworzyłem je po raz pierwszy w połowie spadania, ale od razu znowu je zamknąłem. Upadłem na ziemię. Zaraz zerwałem się na nogi i w pierwszej chwili nie zauważyłem, że tkwi we mnie kawał drewna, wystający z obu stron mojego ciała na jakieś piętnaście centymetrów!
Co się działo potem?
Postanowiłem nie wychodzić głównymi drzwiami kaplicy, bo one prowadzą prosto na dziedziniec szkolny, a nie chciałem straszyć dzieci. Wyszedłem więc bocznymi drzwiami po prawej stronie i poprosiłem dwóch nauczycieli o wezwanie pomocy. Przyleciał helikopter, ale przez ten kawałek drewna nie mogłem do niego wsiąść. Do szpitala w Angers dojechałem karetką, ale wtedy już straciłem przytomność.
Bałeś się o swoje życie?
To było bardzo dziwne: nie zdawałem sobie wtedy sprawy, że miałem dużo szczęścia. Starałem się wszystko bagatelizować, jakbym na przykład skręcił nogę w kostce. Ale dopiero chodząc po korytarzu szpitalnym i obserwując reakcje ludzi, zacząłem rozumieć, co się naprawdę stało. Reakcje chirurga, moich bliskich i mojego pracodawcy uświadomiły mi, że to był tak naprawdę śmiertelny upadek.
Cud za wstawiennictwem Karola de Foucauld
Jak zareagowałeś na wiadomość o tym, że Twój przypadek może zostać uznany za cud za wstawiennictwem Karola de Foucauld i przyczynić się do jego kanonizacji?
Wcześniej nie znałem Karola de Foucauld. Dopiero François Asselin, mój pracodawca, długo mi o nim opowiadał, kiedy byłem w szpitalu. Dał mi też w prezencie komiks o Karolu i powiedział, że to, co mi się przytrafiło, nie jest rzeczą zwyczajną i poradził, żebym się zainteresował tą postacią.
Nie miałem też żadnych wątpliwości co do procedury, która miała wyjaśnić, czy mój przypadek można uznać za cud kanonizacyjny Karola de Foucauld. Kiedy François Asselin zapytał, czy ta sprawa by mnie interesowała, powiedziałem sam do siebie, że w niczym by mi to nie przeszkadzało. Uznałem, że należy spróbować, gdyby to, co przeżyłem, mogło pomóc Karolowi de Foucauld!
Ale przecież ty jesteś osobą niewierzącą. Czy twoja zgoda na udział w tym procesie nie zaskoczyła twoich bliskich?
Niektórzy do dziś zadają mi pytanie, dlaczego się zgodziłem. Ale nie spotkałem się z żadną negatywną reakcją. Moje otoczenie wspierało mnie, uważając, że jeśli mam ochotę się tym zająć, to w porządku.
Jak konkretnie potoczyły się sprawy?
Wszystko zaczęło się na początku 2018 roku. Razem z biskupem Ardurą, postulatorem w procesie kanonizacyjnym Karola, poszliśmy na rozmowę z moim lekarzem. Chodziło o przeanalizowanie upadku, obrażeń. Spotkaliśmy się także z innymi lekarzami z Angers, chirurgami i psychiatrami. Chodziło o zbadanie, czy to, co mi się przydarzyło, można wyjaśnić naukowo, czy nie.
Święty człowiek na pustyni. Mało znane zdjęcia Karola de Foucauld
Charle na kanonizacji Karola de Foucauld
Czy to wszystko jakoś zmieniło twoje nastawienie do Boga?
Nie byłem wierzący przed upadkiem i dalej nim nie jestem. Moja matka jest trochę wierząca, ojciec nie, babcia tak. Zdarzało mi się bywać w kościele – czy to w związku z pracą, czy przy okazji wydarzeń rodzinnych, pogrzebów... Na pewno cieszę się, że lepiej poznałem historię Karola de Foucauld, ale mimo wszystko nie czuję się jakoś mocno związany z tą postacią.
Może Karol de Foucauld pomógł mi uniknąć następstw wypadku, a może nie. Tego nie wiem. Jednak cieszę się, że mogłem się skromnie przyczynić do jego kanonizacji.
Czy obserwujesz jakąś zasadniczą zmianę między okresem sprzed cudu i po nim?
Tak naprawdę to nie. To, co się wydarzyło, jest już za mną, nie myślę o tym. Wróciłem do mojego życia, zawodu.
Czy będziesz na kanonizacji Karola de Foucauld 15 maja na placu Świętego Piotra?
Oczywiście, będę tam razem z moimi rodzicami.
Czego się spodziewasz po tej uroczystości?
Że przeżyję miłe chwile! Uprzedzano mnie, że rozpoznanie i uznanie cudu może trwać zarówno dwa lata, jak i dziesięć lat. Cieszę się więc, że sprawy potoczyły się dość szybko i że będę mógł być na tej uroczystości. Może będzie to okazja do spotkania z papieżem, do odkrycia tej religijnej społeczności, Rzymu, Watykanu, do zobaczenia, jak to się wszystko odbywa...
Gdybyś miał okazję rozmawiać z papieżem, co chciałbyś mu powiedzieć?
Tak naprawdę to nie wiem. Myślę, że byłbym zaskoczony taką sytuacją. Może chciałbym po prostu z nim podyskutować. A może to on chciałby mi zadać jakieś pytania?