Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Krzysztof Antkowiak – piosenkarz, kompozytor, pianista, producent muzyczny. Podczas 25. Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, w wieku piętnastu lat, zaśpiewał piosenkę Zakazany owoc, zdobywając nagrodę publiczności. Niedługo po występie w Opolu wydał album muzyczny o tym samym tytule, który otrzymał status Złotej Płyty. Finalista ósmej edycji programu Twoja twarz brzmi znajomo (2017). W 2020 roku ukazała się płyta artysty pt. Zostanie mi muzyka, która pokryła się platyną. Na płycie znalazły się utwory z tekstami przyjaciela artysty – księdza Piotra Pawlukiewicza.
Litania, która porusza
Katarzyna Szkarpetowska: Pana przyjaźń z księdzem zaczęła się od Litanii – utworu, o którym ksiądz Piotr powiedział: „autobiografia nas obu”.
Krzysztof Antkowiak: Po jednym z koncertów podeszło do mnie pewne małżeństwo i zwróciło się z prośbą o skomponowanie muzyki do tekstu księdza Piotra. Wręczając mi kartkę z tekstem Litanii, powiedzieli, że chcą w ten sposób podziękować księdzu, który uratował ich relację. Poruszyły mnie te słowa, bo były mocne i szczere, a tekst Litanii mnie zachwycił. Ja wtedy księdza Piotra nie znałem. Słyszałem o nim, ale nie słuchałem jego kazań, nie czytałem jego książek.
Pracą nad utworem zająłem się dość szybko. Nagranie wysłałem dosłownie kilka dni później. Otrzymałem informację zwrotną, że słuchając Litanii, ksiądz się wzruszył, i że chciałby mnie poznać. Wkrótce doszło do naszego spotkania w jaskini księdza na Przyrynku, w której królowały muzyka i literatura. To, co szczególnie mocno utkwiło mi wtedy w pamięci, to spojrzenie księdza Piotra – dobre, łagodne, a zarazem przenikliwe. Ksiądz miał coś takiego w oczach, jakby czytał duszę człowieka. Pomimo choroby, która go dotknęła, cierpienia, z jakim mierzył się każdego dnia, nie tracił pogody ducha.
W Litanii padają słowa o ludziach tęskniących przez łzy: „Czy w Twoim domu są same mieszkania? / Może przedpokój się znajdzie dla tych, / co nie słuchali niedzielnych kazań, / ale tęsknili często przez łzy”. Za czym Krzysztofowi Antkowiakowi zdarza się tęsknić przez łzy?
Myślę, że za miłością. To ona porusza nas najbardziej, najgłębiej, najdotkliwiej. To ona powoduje, że tęsknimy, wzruszamy się.
W czerwcu 2019 roku ksiądz Piotr był jednym z prelegentów forum charyzmatycznego w Szczecinie. Znajoma księdza, która to wydarzenie współorganizowała, poprosiła mnie, żebym podczas tego kongresu zaśpiewał dla księdza Litanię. Ksiądz o niczym nie wiedział, to miała być dla niego niespodzianka. Oczywiście zgodziłem się.
W trakcie wykonywania utworu poczułem, że zbiera mi się na łzy. Pamiętam, że walczyłem sam ze sobą, żeby nad tym zapanować i zaśpiewać do końca. Po występie udałem się do garderoby i tam już się rozpłakałem. To trwało kilka minut. Nie wiedziałem, dlaczego płaczę. Do dzisiaj nie wiem. Przedziwne to było. Rozmawiałem z ludźmi mądrzejszymi ode mnie duchowo i oni mówili, że czasami, gdy Duch Święty wylewa się na nas, zaczynamy płakać.
Dar łez?
Być może. Wszyscy tęsknimy do Boskiego Absolutu. Tęsknimy za Bożą miłością, która jest nieograniczona, wszechogarniająca, wieczna. Na tym świecie możemy się do niej przybliżyć, ale nie znajdziemy jej w pełni, ponieważ w pełni ona jest tam, po tej drugiej
stronie.
Świat ks. Piotra Pawlukiewicza
Ksiądz Piotr mówił: „Każdy z nas jest wielkim światem. Światem, w którym są wspomnienia, tęsknoty, radości, smutki”. Jaki świat nosił w sobie ksiądz Piotr? A może to było kilka światów?
Ksiądz Piotr na pewno nie był jednobarwny. Nosił w sobie różne światy. Nosił w sobie miłość do muzyki, miłość do literatury, a nade wszystko miłość do drugiego człowieka. Dawał świadectwo głębokiej wiary, ale też pokory. Pomimo choroby emanował spokojem. Był człowiekiem, który nikogo nie udawał, który w stu procentach był sobą. Jednocześnie miał w sobie coś takiego, co sprawiało, że człowiek chciał się przy nim porządkować. Nie pilnować, ale właśnie porządkować. Nasza relacja pokazała mi, w jakim miejscu duchowo jestem i jak wiele mam jeszcze do przepracowania. Po każdym spotkaniu z księdzem miałem poczucie, że ono coś we mnie uporządkowało, ułożyło, mimo że my raczej nie rozmawialiśmy o wierze. Rozmawialiśmy tak ogólnie – o życiu, o muzyce, o sporcie, literaturze. Oglądaliśmy filmy, mecze, słuchaliśmy muzyki, snuliśmy plany odnośnie do płyty. Zdarzało się, że ksiądz włączał jakiś kabaret, bo lubił kabarety. Czasami przychodziłem do niego ze znajomymi, z ludźmi, których lubił. Jedliśmy ciasto, piliśmy kawę, śmialiśmy się. Myślę, że ksiądz był już tak zmęczony chorobą, że potrzebował chwil, które byłyby dla niego odskocznią, wytchnieniem od cierpienia.
Spełnił pan marzenie księdza Piotra o albumie muzycznym. Zaczął pan je realizować jeszcze za życia księdza, ale wtedy powstały tylko trzy utwory.
Tak. Te utwory to Litania, Apokalipsa i Piosenka o młodych powstańcach. Muzykę do pozostałych piosenek, które znalazły się na płycie „Zostanie mi muzyka”, skomponowałem już po śmierci księdza. Bardzo żałowałem, że nie mogę z nim o tym porozmawiać, przedyskutować wielu kwestii, że nie mogę puścić mu demówek. Dodatkowo wprowadzono obostrzenia związane z pandemią. Po ulicach jeździły patrole policji. Pojawiły się pierwsze promienie słońca, bo to był początek wiosny – marzec, kwiecień – a miasto [pracowałem wtedy w Poznaniu] było jakby wymarłe. Jak z czasów Apokalipsy. Zatem ten okres pracy nad płytą był trudny, ale czułem obecność księdza w mojej pracowni. Wiedziałem, że mam jego błogosławieństwo.
Ostatnie dni z ks. Piotrem
Krótko przed śmiercią wyruszył pan z księdzem Piotrem w kilkudniową podróż. Czy coś wskazywało na to, że ksiądz wkrótce odejdzie?
Nic na to nie wskazywało. Wiadomość o śmierci księdza była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. To był pierwszy dzień wiosny. Byłem wtedy w domu, w Poznaniu. Około godziny dziesiątej rano zadzwonił telefon. Odebrałem i dowiedziałem się, że ksiądz Piotr nie żyje.
Co pan czuł, jadąc na pogrzeb księdza Piotra?
Czułem, że jadę pobyć jeszcze trochę z przyjacielem. Już nie fizycznie, ale duchowo. Pamiętam, jak jechałem z Poznania do Warszawy na tę uroczystość, która miała się odbyć w przeddzień pochówku. Autostrada była praktycznie pusta. Zostałem poproszony o zaśpiewanie Litanii na pogrzebie księdza, ale ze względu na wspomniane obostrzenia do końca nie było wiadomo, czy to będzie możliwe. Ostatecznie okazało się, że tak.
Jak słowa Litanii brzmią dla pana dzisiaj, gdy ksiądz jest już po tej drugiej stronie?
Na każdym moim koncercie uśmiecham się do księdza, śpiewając Litanię. Na każdym koncercie o nim wspominam. I nie ma znaczenia, czy gram w klubie, w teatrze, czy w kościele – chociaż w kościołach zdarza mi się rzadko – ksiądz Piotr stale mi towarzyszy. Jego utwory niosą głęboki, ponadczasowy przekaz, a reakcja ludzi jest zawsze taka sama. Są poruszeni.
Bóg, który daje obficie
Słucha pan kazań księdza?
Zacząłem słuchać po jego śmierci i to, można powiedzieć, lawinowo. Gdy żył i spotykaliśmy się, jakoś nie czułem takiej potrzeby. Kumplowaliśmy się, poznawałem go przede wszystkim jako wspaniałego człowieka, a teraz poznaję jako kapłana. Odkrywam, jak pewne rzeczy nazywał, w jaki sposób mówił o wierze, o słowie Bożym.
Mottem tej książki są słowa księdza Piotra „Bóg nie umie dawać mało”. Doświadcza pan na co dzień Bożej hojności, tego, że Bóg jest dobry?
Doświadczam. Pan Bóg daje takie obfitości! To, w jaki sposób potrafi przemienić ludzkie życie, uzdrowić je, wielokrotnie przekracza granice naszej wyobraźni. Boża łaska potrafi spłynąć na człowieka w momencie, w którym on zupełnie się tego nie spodziewa; w sposób, o którym byśmy nigdy nie pomyśleli. Coś, co jest trudne, z pomocą Boga nagle zaczyna nabierać zupełnie innego wymiaru. Zaczyna nabierać sensu.
*Fragment książki „Bóg nie umie dawać mało. Ksiądz Piotr we wspomnieniach bliskich i znajomych” aut. Katarzyny Szkarpetowskiej, Wydawnictwo Esprit.
Tytuł, śródtytuły pochodzą od redakcji Aletei.