separateurCreated with Sketch.

„Boże, jeżeli jesteś, uratuj mojego syna”. Poruszające świadectwo nawrócenia Michała

Michał i jego żona
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Michał ma 37 lat, jest mężem i ojcem czworga dzieci. Jako młody chłopak, po zachłyśnięciu się subkulturami metalu i grunge zrezygnował z Boga i Kościoła. Jego nawrócenie rozpoczęło się po narodzinach pierwszego syna, który w 23. dobie trafił do szpitala z poważną niewydolnością oddechową.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Po godzinach w milczeniu i tonie łez wylanych z rozpaczy nad małym, szpitalnym łóżeczkiem, nastąpiło pierwsze szczere padnięcie na kolana i prośba „Boże, jeżeli jesteś, uratuj mojego syna” – zawołał Michał. Po tym doświadczeniu rozpoczął się proces jego nawrócenia. Chrzest dziecka był pierwszym naocznym cudem. Po nim przyszły kolejne...

Osoba niewierząca

Michał Lisiecki ma 37 lat. Jest mężem i ojcem czworga dzieci. Jak mówi, pochodzi z katolickiej rodziny, ale do kościoła chodziło się raczej okazjonalnie. Brakowało żywej wiary i relacji z Bogiem. 

Mężczyzna wspomina, że jako dziecko od czasu do czasu uczestniczył we mszy św., ale z niecierpliwością czekał do momentu odśpiewania aklamacji „Baranku Boży” – bo to zapowiadało bliski koniec liturgii i możliwość powrotu do domu. 

„W życiu młodzieńczym, po zachłyśnięciu się subkulturami metalu, grunge, po połowicznym przeczytaniu Pisma Świętego, bez jakiegokolwiek zrozumienia, po odbyciu wielu rozmów przy «winie patykiem pisanym» na tematy egzystencjalne i pseudoteologiczne z różnymi ludźmi, zacząłem deklarować się jako osoba niewierząca” – opowiada Michał. Potem poznał przyszłą żonę, Małgosię. Para zdecydowała się na ślub i założenie rodziny. 

Bóg uratował dziecko 

W 2011 roku na świat przyszło pierwsze dziecko – syn. Michał miał wtedy 23 lata. Był dumnym i szczęśliwym ojcem. W 23. dobie życia maluch trafił do szpitala z poważną niewydolnością oddechową. 

Ostry dyżur, wokół mnóstwo lekarzy, sprzętu, respirator, który w stu procentach pomagał synowi oddychać. Pojawiła się niewydolność nerek, skutkująca nagromadzeniem się wody w organizmie i puchnięciem całego ciałka, zmiany w mózgu. Był dwa razy reanimowany. Stan krytyczny. Dramat, który ciężko sobie wyobrazić, który ciężko przetrwać – wspomina.

Lekarze wykonali setki badań. Żaden z nich nie potrafił wskazać przyczyny tak złego stanu zdrowia dziecka. Michał i jego żona spędzili dziesiątki godzin nad łóżeczkiem. Płakali i czuli obezwładniającą bezsilność. Rodzice doradzali, aby ochrzcili dziecko i przygotowali się na najgorsze, które może się wydarzyć w każdej chwili. 

„Po godzinach w milczeniu i tonie łez wylanych z rozpaczy nad małym szpitalnym łóżeczkiem, nastąpiło pierwsze szczere padnięcie na kolana i prośba «Boże, jeżeli jesteś, uratuj mojego syna» – tłumaczy Michał. 

Dzień później, ksiądz z pobliskiej parafii, ochrzcił chłopca. 

Kolejnego dnia nastąpiła znaczna poprawa. Nerki dziecka podjęły pracę. Chłopczyk mógł wreszcie samodzielnie oddychać, zmiany w mózgu się cofnęły. 

„Nasz pierwszy naoczny cud” – pomyślał mężczyzna. 

Po dodatkowym tygodniu spędzonym na oddziale pediatrycznym, dziecko mogło wrócić do domu. 

Po całym przebiegu choroby nie wystąpiły żadne powikłania, które mogłyby rzutować na przyszłość. Od tego dnia byłem świadomy tego, że Bóg jest i słucha naszych modlitw. Zdałem sobie sprawę, że ważne są sakramenty – mówi Michał. 

Czy zaczął coś zmieniać dalszym podejściu do wiary? 

„Byliśmy kilka razy w kościele, pół roku później wzięliśmy ślub kościelny, i to by było na tyle” – dodaje 37- latek. 

W trakcie rozwodu

Po kilku latach jako małżeństwo, do kościoła chodząc okazjonalnie, budując swoją duchowość na własnych zasadach, nie zgłębiając się w wiarę, mając już troje dzieci, urządziliśmy sobie piekło na ziemi, rozwodząc się. Kłótnie, obelgi, zdrady, alkohol, papierosy, narkotyki, wszystko najgorsze co można sobie wyobrazić doprowadziło nas do ludzkiego dna, wytrzymałości psychicznej i fizycznej – wspomina Michał. 

W tej duchowej ciemności, jak mówi, modlił się „zdrowaśkami”, ale nie miał relacji z Bogiem, nie rozmawiał z nim. 

„Może czasami wykrzykiwałem coś pod wpływem upojenia alkoholowego w stylu «czemu, czemu?», do kościoła zaprzestałem w ogóle chodzić, bo wystarczyło już tego wstydu przed księdzem i ludźmi, że się rozstaliśmy i nie potrafiliśmy zbudować trwałego małżeństwa” – podkreśla Lisiecki. 

Pewnego dnia wspólna przyjaciółka pary poprosiła ich o zdjęcia. Chciała je złożyć, wraz z intencją o naprawę małżeństwa, u stóp Matki Bożej w Medjugorie. 

„Wybrałem te najzabawniejsze, bo jej prośbę potraktowałem z zupełną kpiną, nie mając w ogóle ochoty na odbudowanie relacji z żoną. Był we mnie żal i negatywne emocje”.

Małgosia i Michał żyli w separacji, mieszkali oddzielnie. 

„Czasem, gdzieś z tyłu głowy, pojawiały się myśli o przysiędze małżeńskiej, a zwłaszcza słowa: «nie opuszczę Cię aż do śmierci» – opowiada 37-latek. Przyznaje, że na tamtym etapie, te wspomnienia budziły w nim jeszcze większą odrazę i nienawiść do samego siebie, do żony i do całej tej sytuacji.

30 grudnia miał być ostatecznym terminem rozwodu.

Data była paradoksalnie dniem rocznicy naszego ślubu cywilnego. Czternastego grudnia byliśmy znowu „razem”, próbując jeszcze raz. Wprowadziliśmy kilka zmian, ale wciąż pojawiały się kłótnie. Najpierw odnośnie tego dlaczego się rozstaliśmy, a potem tego, co zrobiliśmy po rozstaniu. Ta sytuacja była po ludzku nie do naprawienia i już po kilku miesiącach mieliśmy żal do siebie, że zdecydowaliśmy się scalić nasze małżeństw – mówi Michał. 

„Jezu, w moim małżeństwie próbowaliśmy już wszystkiego, ale nam nie wychodzi”

Małżonkowie zostali zaproszeni przez znajomego kapłana na warsztaty małżeńskie w parafii u kapucynów z Polskiej Misji Katolickiej. 

To, co się działo podczas trzech dni rekolekcji, jest nie do opisania. Zdobyliśmy niesamowitą wiedzę o relacjach i budowaniu związku. Duch Święty pokazywał nam kolejne przestrzenie, które wymagały poprawy – tłumaczy. 

Ostatniego dnia rekolekcji małżonkowie wzięli udział w sakramencie przebaczenia i zerowania w obecności Ducha Świętego. 

„Wybaczyliśmy sobie zranienia i urazy. To było oczyszczenie serca, łzy lały się po policzkach” – mówi Michał. 

Ten etap był potrzebny, by jak najlepiej przygotować ich do odnowienia przysięgi małżeńskiej. Teraz wypowiadane słowa mogły być nareszcie wypełnione szczerością i miłością. Potem małżonkowie udali się do kaplicy, w której został wystawiony Najświętszy Sakrament. „Jak wiecie, to jest Jezus” – rzekł do pary kapłan. 

Brat prowadzący warsztaty odczytał przypowieść biblijną o kobiecie cierpiącej 12 lat na krwotok. Wyjaśnił, że to jest Jezus, a to jest Jego szata i założył na monstrancję swoją stułę. Powiedział, że teraz każdy może podejść do Jezusa i przedstawić Mu swoje intencje, podobnie jak kobieta, która chciała dotknąć Jego szaty. Dodał, że wiara może nas uzdrowić – opowiada Michał.

Mężczyzna uklęknął przed Najświętszym Sakramentem i rzekł: „Jezu, w moim małżeństwie próbowaliśmy już wszystkiego, ale nam nie wychodzi i do tego, gdy tylko sięgnę po alkohol, zaczynamy się kłócić. Jak chcesz coś z tym zrób”. 

Michał dotknął delikatnie stuły, która znajdowała się na monstrancji.

W tym momencie zalał mnie potok łez, moje serce zostało rozpalone do czerwoności, czułem się przepełniony niewyobrażalnym doświadczeniem miłości. Gdy moja żona wróciła do mnie po swojej spowiedzi, ja wciąż płakałem, nie mogłem dojść do siebie – dodaje Lisiecki.

Mężczyzna był tylko w stanie cicho do niej wyszeptać, że „tu jest prawdziwy Jezus i On żyje!”. 

Ekscytująca przygoda z Bogiem 

Po rekolekcjach życie Lisieckich zaczęło się zmieniać. Małżonkowie coraz częściej sięgali po Biblię.

„Kształtował nas przede wszystkim sam Mistrz, Jezus Chrystus. To On przeprowadził nas przez swoje życie, śmierć i zmartwychwstanie. Dał nam łaskę wiary. Od niego wciąż uczymy się miłości” – tłumaczy 37-latek. 

Od czasu spotkania z Jezusem mężczyzna został uzdrowiony z uzależnienia od alkoholu i innych używek.

Michał mówi, że od tamtej pory, przeżywa „ekscytującą przygodę życia z Bogiem”. „Jego Miłość jest nieskończona, a Słowo wiecznie żywe” - podkreśla. „Jakże ciekawym i niesamowitym zaskoczeniem jest to, iż w dniu ukończenia pisania tego świadectwa, w liturgii z dnia było czytanie z Ewangelii św. Marka (5,21-43) o uzdrowieniu kobiety na upływ krwi cierpiącej” – dodaje. 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!