Jeśli to czytasz, Drogi Singlu, wiedz, że modlę się za ciebie, żebyś dał się zaprosić do relacji z Przyjacielem, a gwarantuję, że pustkę zastąpi miłość. Reszta przyjdzie sama.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Rozmawiając z różnymi osobami „stanu wolnego”, mam taką refleksję, że „singlowanie” to przykrywka. Pod jej płaszczykiem każdy pragnie miłości, ciepła i obecności drugiej osoby. W końcu człowiek jest istotą społeczną, więc w jego naturze jest żyć z kimś.
Bycie singlem jest ok
Bardzo długo byłam sama i chociaż zawsze wolałam, żeby to się zmieniło, to nie zawsze miałam odwagę się do tego przyznać. „Tak jest ok, mam dużo czasu dla siebie”. Chociaż faktycznie miałam więcej czasu na realizację swoich planów, to czy zawsze było ok? Odpowiedź jest jednoznaczna – nie zawsze. Nieraz byłam zdominowana myśleniem, że już zawsze będę sama. Czasem przeciwnie – pełna nadziei patrzyłam w przyszłość z wizją rodziny – męża i dzieci. Totalna sinusoida.
Czytaj także:
Zanim znajdziesz miłość, znajdź siebie!
To ma sens!
Był taki okres, w którym czas samotności postrzegałam jako przekleństwo, ale im dłużej byłam sama, tym bardziej odkrywałam jego sens. Dziś z perspektywy czasu myślę, że tak jak związek ma swoje etapy – przechodzi przez zauroczenie, zakochanie, aż do miłości dojrzałej, tak samotność jest etapem przygotowującym do bycia w związku. Już wtedy powstaje fundament pod przyszłą relację. Nie od razu zdałam sobie z tego sprawę. Pan Bóg w swojej wspaniałomyślności dopuścił ten czas i muszę przyznać, że świetnie to wszystko zorganizował.
Najpierw zabrał się porządnie za moją relację z Nim. Myślę, że chciał, abym przed tym, jak zwiążę się z moim mężem, mocno związała się z Nim. Nic lepszego (nawet męża) nie mógł mi wtedy podarować. Zaprosił mnie do żywej relacji ze sobą.
Czytaj także:
Bycie singlem to nie problem do rozwiązania!
Jednocześnie przywrócił mi wtedy radość życia, akceptację siebie i swojej historii. Mówiąc wprost – zaczęłam czuć się dobrze ze sobą. To wspaniała droga do tego, żeby otworzyć się na relację i być w niej szczęśliwą. Doświadczyłam też tego, że Bóg jest gentlemanem. Nigdy się nie narzuca, przychodzi bardzo subtelnie ze swoimi propozycjami, zostawiając wolność wyboru.
Co mi wtedy zaproponował? Przystąpienie do wspólnoty i terapię dla DDA. Koniecznie zaznaczę, że często mówi przez drugiego człowieka, w moim przypadku tak było. Terapię ukończyłam po roku, we wspólnocie jestem do dziś.
Wspólnota – to absolutnie dla mnie!
Zawsze fascynowała mnie ta tajemnicza radość ludzi we wspólnotach przykościelnych, a jednocześnie myślałam „to nie dla mnie”. Dzisiaj też słyszę od wielu zagubionych osób: „Ja się do tego nie nadaję, to nie dla mnie”. Skąd wiesz? Spróbuj i wtedy ocenisz.
Dopiero jak weszłam w to środowisko, okazało się, że to absolutnie dla mnie! Przede wszystkim runęło moje wyobrażenie Boga. Sędzia, który wymierza kary na każdym kroku zamienił się w całkiem fajnego gościa – Przyjaciela, który w każdym momencie zapewnia o swojej miłości – pociesza, daje rady, ostrzega, wyjaśnia… Mogę tak wyliczać długo.
Czytaj także:
Długo byłem singlem…
Ten Przyjaciel zaprowadził mnie do etapu, gdzie sinusoida coraz częściej zamieniała się w stan pełen nadziei i zaufania. Idąc tą drogą, zaczęłam modlić się bardzo konkretnie o dobrego męża. W końcu przed Przyjacielem nie mam co ukrywać. Prosiłam o męża, który będzie w takiej samej formacji jak ja, a między nami będzie miłość, szacunek i szczerość. Pragnęłam też, żeby nasze małżeństwo przynosiło owoce, żebyśmy w jedności mogli służyć w jakiś sposób Bogu.
Ta modlitwa towarzyszyła mi codziennie. Pomogła też Maryja i św. Rafał.
Wierny Przyjaciel
Dziś mijają prawie dwa lata od ślubu z Maciejem, jesteśmy razem we wspólnocie, mamy roczną córeczkę, a za dwa miesiące urodzi się nasz synek. Nawracamy się codziennie, czasem nie jest łatwo, ale jestem szczęśliwa przede wszystkim dlatego, że mamy wiernego Przyjaciela.
Ten Przyjaciel jest też niezawodnym przewodnikiem życia, ile razy zejdziemy z dobrej ścieżki, mówi nam: „wyznaczam nową trasę”. Nową – rozumiecie, co to znaczy? Nie rozlicza z niepotrzebnych kilometrów – mówi: „czynię wszystko nowe”. Tak wielokrotnie prowadzi naszą historię.
Czy lepiej mi było być singlem? Nie. Czy czas samotności był mi potrzebny? Zdecydowanie tak. Czy jest przekleństwem? Okazał się błogosławieństwem, bo najpierw mogłam zakochać się w Kimś, kto jest najpełniejszym źródłem mojej miłości i radości.
Czytaj także:
Jesteś singlem? Chwała Bogu!
Dzisiaj wiem, że: „Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem”.
Jeśli to czytasz, Drogi Singlu, wiedz, że modlę się za Ciebie, żebyś dał się zaprosić do relacji z Przyjacielem, a gwarantuję, że pustkę zastąpi miłość. Reszta przyjdzie sama, bo – kontynuując wcześniej cytowany fragment z Księgi Koheleta – „Cóż przyjdzie pracującemu z trudu, jaki sobie zadaje? (…) Uczynił wszystko pięknie w swoim czasie (…) nie pojmie człowiek dzieł, jakich Bóg dokonuje od początku aż do końca”.
Czytaj także:
Lek na samotność? Wdzięczność!