„Moje życie kręciło się wokół myśli: Co by tu zjeść? Pochłaniałam olbrzymie ilości jedzenia, czasem także obrzydliwe rzeczy. Moja bulimia była jednak ostatnim ogniwem w łańcuszku problemów”. 44-letnia Ewa opowiada o nałogowym objadaniu się, którego doświadczyła jako nastolatka. Poznajcie jej poruszającą historię.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
W dzieciństwie całe moje życie kręciło się wokół jedzenia. Tuż po obudzeniu myślałam o śniadaniu, potem o czymś słodkim, potem o następnym posiłku… I tak dalej. Nawet kiedy jedzenie stawało mi w gardle i ciążyło w brzuchu, a ja czułam się jak wieloryb wyrzucony na brzeg, już po chwili kombinowałam, co by tu znowu zjeść. Tylko jedząc, czułam się – jedynie przez moment! – spokojna i bezpieczna. Bardzo długo sądziłam, że wszyscy tak mają. Kiedy odkryłam, że dla innych ludzi jedzenie nie jest zajęciem, która nadaje sens i radość ich egzystencji, zaczęłam się wstydzić swojej obsesji i starałam się ją ukryć.
Jak dostać się do lodówki
Były smutne i nędzne lata 80., nie mogłam pójść do sklepu i kupić fury batoników, więc moja namiętność nie była taka łatwa do zaspokojenia. Bez przerwy planowałam, jak dostać się do lodówki albo kuchennej szafki, żeby domownicy nie zauważyli. Wypracowałam naprawdę pomysłowe metody podkradania się i wyjadania, a potem zacierania śladów. Na przykład wstawałam w środku nocy i jadłam zimny bigos z garnka, a potem mieszałam resztę i układałam w taki sposób, żeby wydawało się, że jest go tyle samo, ile było. Czasem jadłam obrzydliwe rzeczy, np. musztardę ze słoika albo wysuszone resztki z obiadu sprzed tygodnia.
Strach
Jednak moje główne wspomnienie z dzieciństwa to strach. W domu nie było typowej patologii, takiej jak alkoholizm, przemoc czy bieda. Ale nie przypominam sobie ani jednej (!) sytuacji, żeby któreś z rodziców mnie przytuliło. Za to bardzo lubili sobie ze mnie żartować, także przy obcych ludziach. Czasem bili mnie i siostrę, głównie za to, że za głośno się zachowywałyśmy. Absolutnie nie miałam poczucia, że mogę im powiedzieć o swoich problemach albo szukać u nich pomocy. Odwrotnie – raczej miałam silne przekonanie, że powinnam z całych sił ukrywać przed nimi to, jaka jestem zła, głupia i niewarta miłości. Bo że byłam zła, było dla mnie oczywiste od zawsze.
Nadwrażliwość
To wszystko brzmi dosyć dramatycznie i pewnie takie jest. Ale teraz, kiedy mam własne dzieci, widzę jeszcze inne aspekty tej sprawy. Na przykład, wszystkie moje dzieci miały problemy z nadwrażliwością słuchową i dotykową. Kiedy jeździłam z nimi na te wszystkie diagnozy i terapie, zauważyłam u siebie te same problemy. Dzisiaj takie deficyty można zlikwidować albo zminimalizować. 40 lat temu nikt nie słyszał o integracji sensorycznej i wygaszaniu odruchów noworodkowych.
Dużo daje mi do myślenia też to, że moja siostra, choć była wychowywana tak samo jak ja – to znaczy bez przytulania i rozmawiania – wspomina nasze dzieciństwo jako całkiem udane. Sądzę, że mój „ból istnienia” wziął się z jakichś fizycznych problemów, które potem pogłębiły błędy wychowawcze rodziców i nieumiejętność okazywania miłości.
Tabletki
Objadanie się przynosiło skutki. Miałam nadwagę. Wstydziłam się swojego wyglądu i niezgrabności. Poza tym człowiek, który jest ciągle przejedzony, czuje się fatalnie. Kiedy miałam 13 lat, wpadłam na genialny – jak mi się wtedy wydawało – pomysł. Kupiłam tabletki na przeczyszczenie. Brałam je wtedy, kiedy za bardzo się objadłam. Po tabletki chodziłam do apteki na drugim końcu miasta (żeby nie spotkać nikogo znajomego), i chowałam je pod podszewką szkolnej torby (żeby nikt ich nie znalazł). Kiedy moje wizyty w toalecie były za długie albo za częste, serwowałam rodzinie jakieś wytłumaczenie, a w końcu przekonałam ich, że najwyraźniej mam problemy z układem trawiennym. Zresztą, te problemy faktycznie niedługo się pojawiły. Do dzisiaj odczuwam skutki.
Tabletki na przeczyszczenie przyniosły taki skutek, że do dawnego obrzydzenia do siebie samej dorzuciłam kolejne. I do dawnego strachu jeszcze jeden – że wyda się, jak zacieram ślady po obżarstwie. Jak sobie radziłam ze smutkiem i poczuciem winy? „Pocieszałam” się cukierkiem albo kanapką.
Co mi pomogło?
Kiedy poszłam na studia, wyprowadziłam się do innego miasta i zamieszkałam w akademiku z dobrymi, mądrymi dziewczynami. Zaprzyjaźniłyśmy się. Wtedy po raz pierwszy w życiu miałam poczucie, że mogę z kimś szczerze porozmawiać. Poczułam się akceptowana i bezpieczna. Zobaczyłam, że ludzie mogą się do siebie odnosić serdecznie i życzliwie oraz spokojnie rozwiązywać problemy, które między nimi się pojawiają. To było dla mnie jak odkrycie nowego, cudownego świata.
Nie otworzyłam się od razu i nie od razu minęły moje problemy z objadaniem się (na początku jadłam nawet więcej i łykałam więcej tabletek, bo łatwiej mi było to zorganizować), ale niekończące się rozmowy z koleżankami były dla mnie jak terapia. Drugim ważnym wydarzeniem było rozpoczęcie pracy, która okazała się moją pasją.
Pewnego dnia zorientowałam się, że od jakiegoś czasu jestem tak zajęta, że przypominam sobie o jedzeniu tylko wtedy, kiedy zgłodnieję. Wtedy jadłam nawet za mało. Dużo i gwałtownie schudłam. Myślę, że wtedy stanęłam na skraju anoreksji, która jest następnym etapem po bulimii. Uratowało mnie to, że byłam wtedy już starsza, dojrzalsza, w lepszym stanie emocjonalnym niż nastolatki, które najczęściej zapadają na anoreksję. Niestety, niedojadanie poważnie odbiło się na moim zdrowiu. Pojawiły się problemy hormonalne, przez które kilka lat później miałam problemy z zajściem w ciążę.
Potem poznałam mojego obecnego męża. Jego miłość i dobroć pomogły mi ostatecznie pogodzić się ze sobą samą.
Łańcuszek
Jednak jeśli miałabym radzić komuś, kto ma podobne problemy, to powiedziałabym mu, żeby poszedł na terapię psychologiczną. Myślę, że tak byłoby łatwiej. Ja tego nigdy nie zrobiłam, ale może kiedyś się wybiorę. Jedzenie nie jest teraz moją obsesją, ale nie jestem wolna od innych kłopotów, które zostawia w ludziach niedobre dzieciństwo.
Z własnego doświadczenia wiem, że bulimia znajduje się na samym końcu łańcuszka problemów. I że najpierw trzeba by się zająć tym łańcuszkiem, żeby dojść do nałogu.
Czytaj także:
Co robić, kiedy lęk, stres i smutek kierują nas w stronę lodówki?
Czytaj także:
Jadłam i wymiotowałam. A w lustrze wciąż widziałam tłustą krowę