Żyjemy w ciekawych czasach. To czasy, w których ludzie pracują w znienawidzonych miejscach po to, by móc od nich coraz intensywniej odpoczywać na coraz intensywniejszych i bardziej egzotycznych wakacjach. Wielu osobom wyjazd do mojej ukochanej Ustki już nie wystarcza, bo muszą odreagować.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Żyjemy w ciekawych czasach (w rozumieniu chińskim). Kiedyś ludzi bolały głowy, bywali smutni, podnieceni albo zmęczeni – dziś miewają migreny, depresje, ADHD albo wypalają się zawodowo. Bynajmniej nie deprecjonuję osiągnięć nauk o człowieku. Naigrawam się jednak z ludzkiej skłonności do użalania się nad sobą i szukania obiektywnych powodów swojego zachowania, podczas gdy… po prostu brakuje woli i charakteru.
Trudne, acz pouczające lata międzywojenne
Jednym z takich fetyszy, który daje ludziom różnorodne alibi w różnych sprawach jest idea work-life balance. Znamienna jest historia Jana Ludwika Banaszaka. Pisałem o nim jakieś czas temu tutaj. Na spotkaniu Towarzystwa Biznesowego Siedleckiego Pan Jan opowiadał o dwudziestoleciu międzywojennym. Okazuje się, że za niebywałym wyczynem – jakim z całą pewnością była odbudowa Polski po odzyskaniu niepodległości – stały olbrzymie aspiracje Polaków oraz ciężka praca. Choć bliższe prawdy pewnie byłyby słowa: “krew”, “pot” i “łzy”.
Wyobraź sobie, że Pan Jan widywał swego ojca raz na 3 tygodnie. Jego tata budował COP, a to kosztowało go wiele wysiłku i czasu. Pan Jan wspomniał, że ojciec na te długie wyjazdy zabierał ze sobą abażur, by powiesić w baraku na budowie. Chciał, by choć ten jeden element przypominał mu dom. Trudno się dziwić, że Pan Jan z radością wspomina pierwsze lata po wojnie, gdy komuniści byli zmuszeni zatrudnić ojca do rozruchu jednej z przedwojennych fabryk, które budował. Dlaczego? Bo wtedy tata był w domu aż… raz na dwa tygodnie.
Co to za ojciec, który nie ma czasu dla żony i dzieci? Czy przypadkiem nie jest tak, że ten człowiek zbłądził, zapominając o tym, jak ważna jest równowaga między życiem zawodowym a prywatnym? A może zarzuty tego typu to idiotyzm, wszak okoliczności były, jakie były – ojciec Pana Jana troszczył się o Dom wszystkich Polaków, bez którego domowe ogniska nie mogą liczyć na spokojne, bezpieczne, szczęśliwe życie. Bo Polska to Dom, prawda?
I zdaje się, że Pan Jan też to rozumie. Bo choć będąc dzieckiem rzadko widywał ojca, to kiedy o tym wszystkim opowiadał, trudno było oprzeć się wrażeniu, że to serdeczne wspomnienie. Silna więź między ojcem a synem przetrwała – również śmierć (ojca Pana Jana). A więc mimo tych wszystkich przeszkód, ojciec był w życiu Pana Jana obecny.
Czytaj także:
5 niezwykłych świętych liderów i ich przepis na rozwój biznesu
A gdzie w tej historii work-life balance?
Wybrałem się kiedyś na poranne spotkanie w pewnej francuskiej firmie doradczej. Prezes tej firmy miał opowiedzieć o swoim spojrzeniu na work-life balance. Spodziewałem się raczej słodkiego bredzenia na ten temat, ale prezes uraczył nas czymś takim:
Drodzy Państwo, work-life balance w moim życiu oznacza to, że od prawie 40 lat pracuję po 14 godzin dziennie, czasem robię sobie wolne niedziele, gdy się zmęczę… i jestem szczęśliwy. Mój zięć – czego kompletnie nie rozumiem – jest stomatologiem i poza weekendem lubi sobie nie pracować jeszcze przez 2 dni. Nonsens.
Wariat, co nie? A w dodatku pracoholik. O nieszanowaniu niedzieli nie wspomnę. Tylko że… A co, jeśli on tak ma naprawdę? Co, jeśli praca to jego pasja, a nawet życiowa misja? A co, jeśli rodzina tę pasję podziela?
Zaiste, żyjemy w ciekawych czasach. To czasy, w których ludzie pracują w znienawidzonych miejscach po to, by móc od nich coraz intensywniej odpoczywać na coraz intensywniejszych i bardziej egzotycznych wakacjach. Wielu osobom wyjazd do mojej ukochanej Ustki już nie wystarcza, bo muszą odreagować.
Pewnie domyślasz się, co ja sądzę o tzw. równowadze między życiem zawodowym i prywatnym. Przed tygodniem pisałem o św. Maksymilianie (czytaj tutaj), który zawsze dawał z siebie wszystko. Gorliwie się modlił i bardzo ciężko pracował. Nie zawsze dawał radę, bo czasami organizm odmawiał posłuszeństwa (ojciec Kolbe szczególnie ciężko znosił klimat panujący w Japonii). Ale nigdy nie było tak, że leżał do góry brzuchem, bo… musiał odreagować.
Jak oddzielić życie zawodowe od prywatnego?
Nie istnieje coś takiego jak świętość od święta. Życie to całość. Oczywiście, na tę całość składają się różne sfery i różne aktywności, ale na pewno nie powinniśmy wznosić murów między tym sferami. Bo czy da się oddzielić życie zawodowe od prywatnego? I na podstawie jakiego kryterium? Pracy? A jeśli tak, to czy dbanie o dom nie jest pracą? Koszenie trawnika, sprzątanie, pranie itd.?
Cała sztuka polega na tym, by umieć odpocząć, by znaleźć czas na modlitwę, na chwilę refleksji, by mieć czas dla rodziny, dla żony, dla dzieci, dla przyjaciół. I tak się wspaniale składa, że mam dla Ciebie 3 bezcenne rady, jak odpoczywać, by naprawdę odpocząć.
Czytaj także:
Dlaczego nie warto doradzać pracoholikowi, jak ma spędzić urlop?
Rada 1: Rób coś innego niż zwykle
Wielu ludzi uważa, że odpoczynek musi polegać na robieniu rzeczy spektakularnych. Jeśli imprezowanie, to koniecznie do upadłego. Jeśli turystyka, to najlepiej w Himalaje. A jeśli w grę wchodzi tylko opalanko, to koniecznie sexy wczasy w Egipcie albo na innym Bali. Skąd to się bierze? W wielu przypadkach ludziom chyba potrzebny jest reset po nieciekawym, znienawidzonym życiu codziennym. Dla innych to po prostu sposób na lans.
Tymczasem w udanym odpoczynku chodzi o coś innego. Udany odpoczynek polega na wprowadzeniu zmiany. Tak, to aż tak proste. Jeśli np. na co dzień klepiesz linijki kodu, to zrób sobie odpoczynek od komputera. Wyjedź pod namiot. Jeśli jesteś z Warszawy, możesz udać się choćby i do Puszczy Kampinoskiej. Co z tego, że tylko naście kilometrów od domu? Gwarantuję, że w sto razy mniejszym budżecie wypoczniesz sto razy bardziej.
Rada 2: Przestań robić to, co robisz zawsze
Ta rada wydaje się być oczywista, ale żeby nie było żadnych nieporozumień, wyartykułuję czarno na białym. Samo robienie innych rzeczy niż na co dzień nie wystarczy. Istotą odpoczywania jest to, by – no właśnie – odpocząć. Odpocząć OD czegoś. Dlatego pora zaniechać robienia tego, co robisz na co dzień. Tak, mam na myśli telefon, laptopa, spotkania z ludźmi itd. Warto opuścić codzienną rutynę, by tym lepiej ją zmienić po powrocie.
Rada 3: Nie bój się „stracić czasu” na myślenie
Żyjemy w ciekawych czasach. Codziennie nasz mózg przyjmuje MNÓSTWO komunikatów. W znakomitej większości bezwartościowych zresztą. Niestety, trzeba powiedzieć, że współcześnie cierpimy na przeciążenie informacyjne. Choć moja trzecia rada może wydawać się w tych okolicznościach dziwna, to zapewniam, że warto.
Nie bój się na wakacjach poświęcić czasu na myślenie. Tak, po prostu – myślenie w samotności. Gwarantuję, że zabranie ze sobą notesu zaowocuje mnóstwem spisanych zadań do zrobienia, pomysłów do rozwinięcia i realizacji. Ba! Może nawet po powrocie z takich wakacji wrócisz jako inny człowiek. Może postanowisz zmienić pracę? Może zechcesz otworzysz firmę lub organizację dobroczynną?
Kto wie, może to nawet będą bardziej rekolekcje niż wakacje? I bardzo dobrze. Współcześnie żyjemy w takim biegu, że często nie mamy czasu zastanowić się, czy biegniemy we właściwym kierunku.
Czytaj także:
Chcesz zwiększyć swoją efektywność? Oddaj się nicnierobieniu
A co, jeśli w ogóle nie ma czasu na odpoczynek?
Masz rację, bywają w życiu także takie okresy, gdy nie ma się czasu na porządny odpoczynek. Nawet na taki prosty, jak ten opisany powyżej. Co zrobić w takiej sytuacji? Czy należy się frustrować? Nigdy! Św. Maksymilian – a należy pamiętać, że był prawdziwym hardkorem – na pewno by sobie na to nie pozwolił.
Prawdziwy hardkor w takiej sytuacji po prostu… robi swoje – żyje heroicznie. Znajduje sobie pół godziny w tygodniu i wykorzystuje je na efektywny odpoczynek. I jest zadowolony. Bo kiedyś będzie lepiej. Albo nigdy nie będzie. I też nie ma co płakać, bo nie zostaliśmy stworzeni do odpoczynku, tylko do tego, żebyśmy byli święci.