Im bardziej poznajemy ludzi, tym mniej jest w nas ochoty rzucać w nich kamieniami. Najłatwiej rzuca się w kogoś anonimowego i jeszcze najlepiej wytłumaczyć to sobie walką w jakiejś słusznej sprawie.
Przyprowadzili do świątyni kobietę złapaną na cudzołóstwie i postawili na środku, tuż przed Nim. Chcieli ją skazać na ukamienowanie, pytali Go o zdanie. To była zagrywka, próba pochwycenia Go na słowie. Ona w ogóle się nie liczyła dla nich, miała być tylko pretekstem, narzędziem w ich planie. A potem mogli ją ukamienować. W końcu to tylko cudzołożnica.
Kto z was jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamieniem…
Wszystko odbyłoby się zgodnie z Prawem, a przecież Prawo było najważniejsze, było święte. Jeszcze do tego autorytet Mojżesza: „Mojżesz kazał nam takie kamienować”. Stała na środku, przerażona i upokorzona. Jezus nie dał jednak się wciągnąć w ich rozgrywkę.
Spokojnie schyla się i pisze palcem po ziemi, a potem dodaje: „kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem”. I nagle wszystko się zmieniło. Nagle prawo nie było ważne i Mojżesz, kamienie wypadły im z rąk, a oni jeden po drugim wycofywali się.
Został On i ona stojąca na środku. Tym razem jednak faktycznie była w centrum. Dla Jezusa nie była jakimś prawnym przypadkiem, kazusem, nie była okazją do rozprawienia się z uczonymi w Piśmie. Dla Jezusa była osobą, która stoi w centrum, ze względu na to, że jest osobą – wartością samą w sobie, godną szacunku, miłości. Nawet jeśli przed chwilą złapano ją na cudzołóstwie. Jezus zawsze stawia człowieka pośrodku, w centrum. Ani Prawo, ani autorytet Mojżesza nie są w stanie Mu przesłonić człowieka.
Jezus stawia człowieka w centrum. To zmienia perspektywę
Obserwuję różnego rodzaju dyskusje (czasem sam w nich uczestniczę), w których toczą się spory o różnego rodzaju sprawy światopoglądowe, kwestie społeczne, polityczne, religijne. Niestety, bardzo często gubimy w nich człowieka, konkretnego człowieka. Potrafimy walczyć zaciekle o idee, przekonania, wartości, poglądy, a jednocześnie w ogóle nie dostrzegać w tym ludzi, prawdziwych ludzi.
Jezus potrafił patrzeć na kwestie religijne, społeczne, prawne przez pryzmat konkretnego człowieka, a my czasami robimy kompletnie na odwrót. Postawienie konkretnego człowieka pośrodku często sprawia, że nasze wypracowane schematy i systemy zaczynają się sypać. Już nie mamy do czynienia z jakimś teoretycznym przypadkiem, ale z bardzo realnym człowiekiem i jego historią. To naprawdę potrafi zmienić perspektywę. Nagle rzeczywistość nie jest taka czarno-biała i zerojedynkowa.
A może Jezus nie pisał wcale na ziemi grzechów uczonych w Piśmie. Może napisał coś, co miało sprawić, żeby zobaczyli w niej człowieka. Może odsłonił im kawałek jej historii, jej marzeń, radości, lęków, coś z jej życia codziennego. I nagle przestała być tylko prowokacją, środkiem do celu, który można wykorzystać.
Im bardziej poznajemy ludzi, tym mniej jest w nas ochoty rzucać w nich kamieniami. Najłatwiej rzuca się w kogoś anonimowego i jeszcze najlepiej wytłumaczyć to sobie walką w jakiejś słusznej sprawie. Ale im bardziej go poznajesz, tym bardziej kamień wysuwa się z ręki. I może być tak, że zaczynasz odczuwać empatię, a to już jest funkcja serca i pochodna miłości.
Jezus stawia człowieka pośrodku, żeby można było się przyjrzeć jego rysom twarzy, spojrzeć mu w oczy, porozmawiać, posłuchać jego historii. Stawia człowieka pośrodku, po to, żeby go kochać, bo drugi człowiek jest nam zadany, aby go kochać.
I czytanie: Iz 43, 16-21
II czytanie: Flp 3, 8-14
Ewangelia: J 8, 1-11

Czytaj także:
Co Jezus powiedział nam tuż przed swoją męką?

Czytaj także:
7 najpiękniejszych cytatów z pism św. Jana Apostoła

Czytaj także:
Jak Bóg, absolutnie nieskończony i wszechmogący, może się stać człowiekiem?