Było to w pierwszym i drugim tygodniu po tym, jak urodziłam mojego syna. Obiecałam sobie, że gdy tylko złapię w moim życiu względny balans, opracuję temat tzw. wyprawki, czyli tego, w co warto zaopatrzyć się, gdy na świat przychodzi młody człowiek, choć tak naprawdę chodzi w tym o wiele więcej.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Nie przypominam sobie, abym jakoś wybitnie wierzyła w to, że na moment pojawienia się dziecka mogę przygotować się w sposób absolutny. Wydarzeniu temu zawsze towarzyszy wersja „w jakimś stopniu”, i do tej myśli próbowałam się przyzwyczaić, gdy będąc w uprzywilejowanym położeniu pierworódki (jeśli chodzi o porodowy i macierzyński poziom abstrakcji), sukcesywnie gromadziłam moje skarby.
Jak przygotować się na przyjście dziecka
Z całą nadwrażliwością kobiety (i rodziny!) oczekującej pierwszych spotkań z dzieckiem, uzmysłowiłam sobie, że mimo przeczytania wielu wskazówek dostępnych w książkach i w necie, postfactum żadna ze znanych mi list nie posiadała zrównoważonej gradacji potrzeb, jakie wówczas – ja i mój syn – odkryliśmy.
Niestety, prawda jest taka, że okoliczności wyprawkowe zasilają jeden z najprężniej działających biznesów na rynku. Pod osłoną troski o siebie i malucha, łatwo jest poddać się konsumpcyjnej presji i uwierzyć w konieczność posiadania wielu bardzo dziwnych rzeczy, ułożonych w jeszcze dziwniejszych proporcjach.
Doświadczenie porodu i pierwszych dni w szpitalu, a następnie w domu, pokazało mi, że nieodłączne jest posiadanie tylko kilku z nich, w czym jedną z najważniejszych jest szczere i spokojne serce w przyjmowaniu siebie samej.
Prawda jest taka, że każde macierzyństwo (nawet to w wykonaniu jednej i tej samej mamy) najzwyczajniej w świecie się od siebie różni. Tak, zaczynamy od początku, nawet gdy rodzimy czwarte dziecko. W kwestii prawdziwej miłości nie ma powtórek, choć zdarzyć się może minimalne uniwersum, i o nim właśnie odważę się opowiedzieć.
Czytaj także:
Żona i mama: jak pogodzić te role, gdy rodzi się pierwsze dziecko
Podpowiedź pierwsza: Laktator
Laktator to najbardziej odjechany i potrzebny mamie gadżet, a 2-3 namiary na „sprawdzone” doradczynie laktacyjne pozwolą Ci zachować spokój i poczucie bezpieczeństwa na starcie.
Staje się częścią matczynej prozy życia – laktator to przyjaciel niemal każdej kobiety, która chce karmić piersią swoje dziecko. Warto zaopatrzyć się w elektryczny (kwestia wygody), z lejkiem dopasowanym do rozmiaru biustu – tutaj link do rozmiarówki firmy Medela (ja akurat wybrałam laktator tej firmy).
Laktator prawdopodobnie przyda Ci się „od zaraz”, w celu rozkręcenia laktacji. Każda z nas przechodzi ten moment trochę inaczej. Gdyby, tak jak mnie, przyłapała Cię pojedyncza lub seryjna podłamka, przypomnij sobie moje słowa – jest to jedyny i niepowtarzalny moment w życiu, w którym dzięki charakterystycznej melodii odciąganego mleka, dorównasz w warstwie dźwiękowej Optimusowi Prime z Transformersów.
Z całego serca zachęcam Cię również do zaopatrzenia się w kilka sprawdzonych kontaktów do konkretnych doradczyń laktacyjnych. Jeśli spotkasz takie już w szpitalu – chwała Bogu! Jeżeli jednak poczujesz się w tym temacie zbyt samotna, (bywa, że karmieniowe dylematy nie kończą się wraz z wyjściem ze szpitala) zachęcam Cię do tego, abyś poprosiła o pomoc kogoś „z zewnątrz” i w ten sposób dała się sobą zaopiekować.
Czytaj także:
Piękne czy kontrowersyjne? 13 zdjęć matek karmiących dzieci
Jeśli o karmienie piersią chodzi, nie przejmuj się tym, co pomyśli o Tobie ta czy inna położna albo koleżanka z łóżka obok. Wsłuchaj się w swoją potrzebę (prawdopodobnie będzie nią pierwsza myśl, która przyjdzie Ci do głowy). Na własnej skórze przekonałam się, że fachowa porada laktacyjna to ta, która zaczyna się od słów: „Pomogę Pani przystawić dziecko do piersi” lub „Wiem, że może Pani karmić piersią i znajdziemy na to sposób”. Naprawdę wierzę w to, że najefektywniejsze próby przystawienia dzieciątka do piersi odbywają się w spokojnej atmosferze, pod okiem empatycznej i kompetentnej osoby.
Jeśli miałabym podsunąć komuś tematyczne pomoce „nieożywione” – mam na myśli Internet lub książki – kopalnię wiedzy stanowi jeden z najpopularniejszych portali w Polsce, Hafija.pl, prowadzony przez Agatę Aleksandrowicz. Wyszukałam na nim mnóstwo ciekawych i przydatnych artykułów, a niektóre z nich podsunęły mi bardziej doświadczone koleżanki (dzięki Kasia!). Jako lekturę polecam poradnik napisany mądrze, rzeczowo i bez nadęcia (ten jeden wystarczy za tuzin innych) Po prostu piersią Rapley Gill i Murkett Tracey wydawnictwa Mamania.
Czytaj także:
Montessori. Jak urządzić pokój, w którym dziecko będzie szczęśliwe?
Podpowiedź druga: sprzyjające okoliczności okołoporodowe
Okoliczności okołoporodowe są poruszające, pełne emocji i wymagające, dlatego najlepiej, jeśli okażą się w pierwszej kolejności sprzyjające dla Ciebie i dziecka.
Oczekiwanie na poród. Dobra szkoła rodzenia to nie wszystko
To, czego najbardziej potrzebowałam, oczekując na sygnał od mojego syna, to… azyl od świata zewnętrznego. Razem z mężem poprosiliśmy rodzinę i przyjaciół o roztoczenie nad nami ochronnego parasola.
Dla niektórych zwierzenie się z naszych potrzeb było zupełną nowością. Jedną z próśb było np. oszczędzenie nam takich pytań, jak: „Czy to już?”, w okolicach wyznaczonego przez lekarza środkowego terminu. Jeszcze kilka tygodni przed porodem uważałam to trochę za efekt nagromadzenia się hormonów w sąsiedztwie mojej przysadki mózgowej.
Gdy jednak termin rozwiązania zbliżał się, a nasz syn nie miał zamiaru opuszczać ciepłego mieszkanka, jakie zajmował już prawie od 9 miesięcy, błogosławiłam naszą decyzję i spokój promieniujący ze strony telefonu komórkowego. Dobrym pomysłem było także ograniczenie klasycznych odwiedzin naszej dopiero co powiększonej rodziny i przesunięcie ich na czas późniejszy. Pozwoliło nam to, z Bogu tylko wiadomym fasonem, wylądować na nowej planecie pt. Rodzina.
Czytaj także:
Bodyguard na porodówce. Co mi dało bycie wraz z żoną przy porodach?
Osoby towarzyszące przy porodzie
Na sali porodowej zazwyczaj mogą być z Tobą dwie osoby wspierające – np. mąż/inna bliska osoba i ktoś jeszcze, np. doula. Warto zatrzymać się na chwilę nad ostatnią „propozycją” pomocy.
Doula (w starożytnej grece słowem tym określano służącą) to „wykształcona i doświadczona również w swoim macierzyństwie kobieta, zapewniająca ciągłe niemedyczne, emocjonalne, informacyjne i fizyczne wsparcie dla matki i rodziny na czas ciąży, porodu i po porodzie” (cytat ze strony www.doula.org).
Czasami doulami są położne, które choć nie mogą podejmować żadnych medycznych decyzji, służą pomocą w trakcie porodu. Ten pomysł wydaje się szczególnie sensowny, gdy rodzimy pierwszy raz i nie wiemy jeszcze, jak podczas porodu zachowuje się nasze ciało. Doula czuwa nad nami cały czas, pomaga nam głębiej wejść w poród, nawet wtedy, gdy położna opiekująca się nami musi na chwilę wyjść, bo na jej zmianie prowadzi poród kilku innych kobiet. U mnie rozwiązanie to przyszło całkowicie niespodziewanie i wspaniale dopełniło team, który w nieoceniony sposób pomógł mi przenieść na świat syna.
Coraz częstszym rozwiązaniem jest także wcześniejsze wybranie położnej, która miałaby poprowadzić poród. Może nią być specjalistka zatrudniona w placówce, w której zdecydujesz się rodzić.
Czytaj także:
Piękno domowego porodu
Osoby towarzyszące w pierwszym okresie bycia z dzieckiem
To, jakimi ludźmi otaczasz się po porodzie, w bezpośredni sposób rzutuje na to, jak przeżywasz siebie jako kobietę i jako matkę w prawdopodobnie najbardziej kruchym momencie swojego życia. „Krąg zaufanych osób” – tak nazwałabym wspólnotę ludzi, którym zdecydowałam się dać dostęp do intymności mojej i mojej rodziny.
Niedobór snu, zmęczenie po porodzie, niepewność w nowej roli, to wszystko sprawia, że nie ma nic bardziej frustrującego niż narzucające się w swych radach osoby, a jedyne, na co masz siłę to sen – w każdym położeniu i o każdej porze. Dlatego też, dając dziecku wszystko, potrzebujesz równocześnie wszystkim zostać obdarowana.
Najpierw sobą, a ściślej, zaufaniem do siebie samej, choćby minimalnym. Później Tym, którego kochasz i który kocha Ciebie – to, jak wielką pomocą może być dla kobiety jej mąż, nie sposób wyrazić! Nie ma nic bardziej męskiego, niż ukochany usypiający Wasze dziecko o trzeciej w nocy tylko po to, abyś Ty mogła odpocząć pół godziny dłużej. Kolejny krąg to kobiety służące Ci dobrą, powtarzam, dobrą radą. I fachową. W moim przypadku była to przede wszystkim moja siostra, karmiąca przyjaciółka i zaprzyjaźniona położna. Dzięki nim mogłam przejść przez niejedną burzę i niepewność. Kolejnym kręgiem są przyjaciele i rodzina, dzięki którym mogliśmy przetrwać. Do dziś ze wzruszeniem wspominam przyjaciółkę, która przyjechała nagotować nam garnek zupy pomidorowej, szwagra i jego żonę, którzy pomogli nam przenieść się ze szpitala do domu, szwagierkę, która podrzucała nam potrzebne rzeczy, zaprzyjaźnione małżeństwo, które przywiozło nam pyszny obiad.
Czytaj także:
Kiedy mama przytuliła go pierwszy raz, nie ważył kilograma. Poznajcie małego wojownika
Podpowiedź trzecia: Słuchaj swojego ciała
Poród i połóg to wyjątkowy czas dla kobiecego ciała. Jeśli o coś Cię prosi, po prostu mu to podaruj.
„Idź” do porodu tak, jak chcesz, a gdy urodzisz dalej noś się wygodnie, zdrowo i tak jak chcesz. Czytałam, że powinnam rodzić w koszulce męża lub sukience do karmienia. Tymczasem złota myśl jest taka, że kiedy rodzisz Ty (a nie Twoja siostra lub sąsiadka), oznacza to, że jedyną osobą, która decyduje o tym, co na siebie włożysz jesteś właśnie Ty sama. Osobiście zachęcam do szczerego podążania za tym, co w kwestii porodowego ubioru narodzi się w Twojej głowie i sercu.
Jeśli podoba Ci się luźna halka, mieszcząca Ciebie w rozmiarze 9 miesiąca, niech będzie! Jeżeli wolisz koszulę do karmienia – super. Wolisz praktyczne podejście spranego podkoszulka? Ekstra! Chodzi o totalną wolność w tym temacie. Poród to wydarzenie spójne, od stóp do głów, a wszystko, na co się składa ma w rzeczy samej tylko jedno zadanie: otworzyć Cię jeszcze bardziej. Nie daj się wmanewrować w myślenie: „Ciuch z porodu nadaje się potem już tylko do wyrzucenia”. Może tak, może nie. W chwili, gdy go wybierasz, gdy rodzisz, gdy przytulasz do siebie swoje dziecko, nie ma to najmniejszego znaczenia. No, chyba że… Ma to znaczenie dla Ciebie :).
Czytaj także:
Nareszcie, mamo! Zobacz wzruszający gest nowonarodzonej dziewczynki
To samo tyczy się rzeczy, które będziesz ubierać po porodzie. Jeśli zdecydujesz się na karmienie piersią, warto postawić na swobodę. Chodzi o to, aby wszystkie rzeczy, które będziesz na siebie wkładać, „pomagały” Ci w przejściu przez czas bycia na superwyłączność dla Twojego maluszka.
Nie ma jednego dresscodu, co zapalczywie próbują udowodnić przeróżne wyprawkowe listy dostępne w necie i lekturze pomocniczej. Kraina, w którą wchodzimy, gdy zaczynamy uczyć się bycia mamą, w pierwszych dniach często przypomina pole bitwy, także warto jest walczyć w tym, w czym czujesz się absolutnie sobą. Bycie mamą noworodka otwiera przed nią szeroko dział modowy z pogranicza stylu homewear :).
Ubrania przejściowe, czyli te, w których idziesz do szpitala oraz z niego wychodzisz, a także bielizna. Jeśli masz czas (w przypadku pierwszego porodu lub planowanego porodu, zazwyczaj mamy na to czas) przebrać się przed przyjazdem do szpitala, można wykonać takie ciuchowe „F5”.
Wtedy ubrania, w których przyjedziesz mogą stać się automatycznie rzeczami, w których pójdziesz do domu. Ważne, aby pamiętać o tym, żeby zabrać ze sobą komplet ciuchów na wyjście. Tu też nie ma co się spinać – najważniejsza jest Twoja wygoda i dobre samopoczucie. Zdaję sobie sprawę, że wyjątkowo przychylnie mają te z nas, które tak jak ja, rodzą latem. Ze szpitala wyszłam w marynarskiej sukience i błękitnych crocksach z Auchan. Mój dresscode niewiele różnił się od kombinezonu kosmity z filmu science fiction klasy B. Tak. Czasem opuszczenie szpitalnych murów przypomina wylądowanie na obcej planecie. Pierwszy podmuch wiatru na nowej ziemi przy ulicy Żelaznej w Warszawie – jedno z najbardziej surrealistycznych doświadczeń w moim życiu!
Czytaj także:
Dwa przepisy na macierzyństwo, czyli Ania Lewandowska vs Poeta. Który wybierasz?
Powrót do formy zaczyna się od ćwiczenia mięśni dna miednicy
Często słyszymy, że po porodzie trzeba przyzwyczaić się do „nowej siebie”, że pewnych rzeczy nie da się już zmienić. W Polsce, kwestia powikłań poporodowych u kobiet to nadal temat tabu, tak u lekarzy, jak i u mam. Jak mówi Izabela Żak, fizjoterapeutka specjalizującą się w profilaktyce i terapii dysfunkcji dna miednicy, w wywiadzie dla The Mother Mag:
Kobiety, które rodziły np. we Francji mają refundowaną reedukację mięśni dna miednicy po każdym porodzie, Australijki z kolei – jeśli wystąpił czynnik ryzyka wystąpienia urazu okołoporodowego (tj.: duża masa dziecka, nietrzymanie moczu w ciąży, wąska miednica matki, kleszcze, próżnociąg, przedłużająca się II faza porodu) – mają zapewnianą opiekę okołoporodową tak długo, aż mięśnie wrócą do formy, czyli nawet kilka miesięcy.
Na przeciętnej wizycie kontrolnej w szóstym tygodniu po urodzeniu dziecka, niemal każdy lekarz powie, że „generalnie wszystko wygląda dobrze” i odeśle nas z kwitkiem, chyba, że w drodze wyjątku trafimy do specjalisty, który sprawy kobiecej sprawności fizycznej traktuje równie poważnie, jak prowadzenie jej ciąży. Różna dynamika akceptacji swojego ciała po porodzie dotyczy każdej z nas, a większość naszych kompleksów i problemów wynika ze zmian, które zaszły w pracy mięśni dna miednicy podczas porodu.
Najszybciej, jak było to możliwe, podarowałam sobie tą jedną jedyną rzecz, właśnie w pierwszym okresie macierzyństwa, tj. wybrałam się do fizjoterapeuty. W Warszawie miejscem, które wychodzi naprzeciw oczekiwaniom i potrzebom kobiet, które urodziły dziecko i chcą na nowo oswoić swoje ciało, jest Gabinet FizjoMama. Wiele kobiet będących nawet w bardzo złożonym stadium powikłań, dzięki kierownictwu pracującym w nim specjalistek, zdołało w znaczny sposób zredukować zaistniałe komplikacje i na nowo poczuć się dobrze we własnej skórze.
C.D.N.