separateurCreated with Sketch.

Czy można mieć nadzieję na „puste piekło”?

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Michał Lubowicki - publikacja 31.07.22
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
O ile Kościół „wypracował”, zna i stosuje „procedurę” orzekania, że ktoś z pewnością jest zbawiony (beatyfikacja, kanonizacja), o tyle nie ma „procedury” przeciwnej, która służyłaby do orzekania z równie niezachwianą pewnością, że ktoś na pewno jest potępiony.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

W pierwszej części tego materiału wyjaśniliśmy katolickie podstawy naszej wiary dotyczące takich pojęć jak zbawienie, potępienie czy piekło. Teraz dopiero możemy podjąć próbę naszkicowania odpowiedzi na pytanie o to, czy możliwe jest, by jednak wszyscy zostali zbawieni; by koniec końców piekło mogło pozostać puste.

Kościół nie głosi wiary w zbawienie wszystkich

Kościół nie głosi (i nie może głosić) wiary w zbawienie wszystkich – wiary rozumianej jako pewność czerpana z Objawienia. Twierdzenie czy nawet spodziewanie, że ostatecznie Bóg „arbitralnym” aktem swojej boskiej woli miałby zbawić wszystkich stałoby w całkowitej sprzeczności z tym, czym jest zbawienie, w które wierzymy, gdyż tak naprawdę wykluczałoby i unieważniało ludzką wolność.

Chrystus bardzo wyraźnie mówi o tym, że człowiek może wybrać drogę postępowania wiodącą do potępienia i zostać potępionym (por. Mt 7,13-14; 25,31-45). Kościół w swoim nauczaniu podkreśla, że zbawienie i potępienie mają charakter wieczny:

„Nauczanie Kościoła stwierdza istnienie piekła i jego wieczność. Dusze tych, którzy umierają w stanie grzechu śmiertelnego, bezpośrednio po śmierci idą do piekła, gdzie cierpią męki, «ogień wieczny». Zasadnicza kara piekła polega na wiecznym oddzieleniu od Boga…” (KKK 1035).

Puste piekło?

Czy zatem w jakikolwiek sposób zasadne jest myślenie o możliwości „pustego piekła”? Czy można mieć na nie chociaż cień jakkolwiek uzasadnionej nadziei?

Otóż w ciągu wieków chrześcijaństwa co jakiś czas pojawiają się teologowie, którzy twierdzą, że owszem. Spróbujmy prześledzić najuczciwszy i najpoważniejszy tok tego myślenia i argumentacji za tą nadzieją.

Zacznijmy od wyraźnego podkreślenia, że to może być tylko nadzieja. Nie wiara w znaczeniu pewności czerpanej z Objawienia; nawet nie „teologiczna hipoteza”, ale jedynie nadzieja. Skąd ona? Owi „błędni rycerze” tej nadziei mówią mniej więcej tyle:

Każdy byt, każda istota, która istnieje, istnieje tylko dlatego, że Bóg ją stworzył. To znaczy, że jest chciana przez Boga. Wśród wszystkich bytów wiemy o dwóch rodzajach istot, które Bóg stworzył pragnąć dla nich zbawienia, czyli zjednoczenia ze sobą w miłości. To osobowe byty niematerialne (aniołowie) i ludzie. Oba te rodzaje istot, choć funkcjonują zupełnie różnie, łączy posiadanie osobowej tożsamości i wolność, stanowiąca warunek konieczny miłości, czyli możliwości bycia zbawionym.

A zatem każdy duch i każdy człowiek ma w sobie ontologiczny „pierwiastek dobra” – w jego naturę w niezbywalny i nieodwołalny sposób wpisane jest to, że jest kochany i chciany przez Boga. Każda istota może w wolny sposób odrzucić miłość Boga i możliwość zjednoczenia z Nim. Ale nie może „anulować” w sobie faktu stworzenia – czyli tego, że Bóg ją kocha i pragnie jej odwiecznie i nieodwołalnie.

Boże pragnienie i Boża miłość do człowieka

Ta perspektywa rzuca bardzo ciekawe światło zarówno na doświadczenie/stan zbawienia jak i potępienia. Zbawienie polegałoby zatem także na osiągnięciu całkowitej zgody z tym, co jest rdzeniem mojej natury – byciu chcianym i kochanym przez Stwórcę.

Potępienie natomiast oznaczałoby niewyobrażalne wręcz „rozdarcie” w samym rdzeniu mojej istoty – z jednej strony „u zarania” mojego osobowego istnienia jest to, że Bóg mnie kocha i chce; z drugiej strony ja z całej swojej woli i siły, całym sobą odrzucam to i buntuję się przeciw temu. To musi generować straszliwe i nie do pojęcia bolesne we wszystkich wymiarach mojej egzystencji napięcie. Ale…

… miłość Boga i akt stwórczy, którym powołał mnie do istnienia są nieodwołalne. Pozostaje we mnie ów ontologiczny „pierwiastek dobra” polegający na byciu chcianym i kochanym przez Stwórcę.

Mogę być totalnie zdegenerowany moralnie, ale nawet wówczas u zarania, w rdzeniu mojej ontologii, mojego bycia jest to Boże pragnienie i miłość. A skoro pozostają one we mnie nieusuwalnie i jednocześnie stanowią sam rdzeń tego, kim jestem, to znaczy że są fundamentalną częścią mojej osobowej tożsamości, która… nieodwołalnie „ciągnie” mnie w stronę Boga, ku zjednoczeniu z Nim, mimo wszystko.

Zjednoczenie z Bogiem

Jeśli od wąskiego rozumienia „wieczności” zdecydujemy się przejść do pojmowania „wieczności” jako głębi doświadczenia ontologicznego (bytowego, egzystencjalnego), to „do obronienia” będzie nadzieja, że…

… owa niezbywalna część tego kim jestem będzie mnie skutecznie „ciągnąć” do zjednoczenia z Bogiem przez całą wieczność piekła i potępienia, które nie są w swej istocie miejscem i czasem, ale stanem, który wolna istota sama sobie „gotuje” i „konstruuje” swoimi decyzjami i postawami.

Nie mogę się wyzbyć tej cząstki siebie, a ona – od wewnątrz mnie samego, a więc nie gwałcąc mojej wolności – będzie mnie przekształcać przez całą „wieczność” moich postaw i decyzji przeciwnych miłości, aż znów stanę się zdolny do jej przyjmowania i dawania. I tak piekło zostałoby całkowicie puste…

Kościół nie ma władzy orzekania o potępieniu

Czy ta nadzieja nie „pomija” jednak zbawczego dzieła Chrystusa. Nie. Jeśli potępienie jest stanem, w którym Bóg, szanując wolność człowieka, pozwala mu pozostać całkowicie od siebie oddzielonym, to w świetle „nadziei pustego piekła” – tak jak ją przed chwilą naszkicowaliśmy – nabiera całkowicie nowej (przerażającej wręcz) głębi Chrystusowe wołanie z krzyża: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt 27,46)…

Z „argumentów pomocniczych” za tą nadzieją warto wymienić przynajmniej ten jeden: O ile Kościół „wypracował”, zna i stosuje „procedurę” orzekania, że ktoś z pewnością jest zbawiony (beatyfikacja, kanonizacja), o tyle nie ma „procedury” przeciwnej, która służyłaby do orzekania z równie niezachwianą pewnością (w mocy nauczycielskiego autorytetu Kościoła), że ktoś na pewno jest potępiony.

Wychodziłoby trochę na to, że nadzieja zbawienia dla wszystkich – choć próżno jej szukać wyrażonej explicite w Magisterium (najpewniej przede wszystkim z powodu obaw o charakterze duszpasterskim i „pedagogicznym”) – znalazła sobie miejsce w praktyce Kościoła.

To może być tylko nadzieja

Ostatni (i poniekąd najmocniejszy) argument za tą nadzieją jest zaś taki: Skoro Bóg kocha nieodwołalnie i nieodwołalnie pragnie każdej osoby, to czy można pozostać w zgodzie z Objawieniem, nie zachowując na dnie serca tej nadziej identycznej co do treści z pragnieniami Boga?Swoją drogą, dużo o nas mówi (o naszej miłości) nasza pierwsza odruchowa reakcja na tę nadzieję…

Na koniec podkreślmy raz jeszcze: To może być  t y l k o nadzieja. Nie ma ona nic wspólnego z nieuczciwym wobec Boga i człowieka twierdzeniem, że „skoro Bóg nas kocha i jest miłosierny, to ostatecznie «machnie ręką» na nasze grzechy”. Ta nadzieja nie jest łatwa i prosta.

Paradoksalnie (znów!) jest nadzieją na… ból; na straszliwy ból wyrzeknięcia się samego siebie (wszystkiego, co przeciwne miłości), który doprowadzi do Życia. Jest nadzieją na niewyobrażalny ból Wiecznej Paschy Pana, którego Ojciec „uczynił grzechem, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą” (2 Kor 5,21). Tylko nadzieja i aż nadzieja.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!