Aleteia logoAleteia logoAleteia
wtorek 19/03/2024 |
Św. Józefa
Aleteia logo
Pod lupą
separateurCreated with Sketch.

Wielka Polska. Czyli jaka?

MARSZ NIEPODLEGŁOŚCI W WARSZAWIE

REPORTER

Jacek Borkowicz - 18.11.17

Czy znamy drugi taki kraj w Europie, który mógłby chlubić się podobną różnorodnością? W państwie średniej wielkości mamy przecież Północ i Południe, Zachód i Wschód. O żadnym z tych elementów nie powiemy, że jest "niepolski".
Wielki Post to czas modlitwy i ofiary.
Pomóż nam, abyśmy mogli służyć Ci
w tym szczególnym okresie
Wesprzyj nas

Polska stolica jest miastem Powstania 1944 i hasła listopadowego marszu, zwanego Marszem Niepodległości – o którym ostatnimi dniami tyle się mówi – do tamtego zrywu również się odnoszą [w 2017 r. – przyp. red.]. Ale w tłumie idącym Alejami Jerozolimskimi jakoś nigdy nie widziałem tych spośród znanych mi warszawiaków, których rodziny przeżyły Powstanie.

Oni raczej wolą trzymać się z dala. Razi ich zarówno treść, jak i forma całego wydarzenia. Radykalizm i agresywne przesłanie noszonych tam haseł przeszkadza im podobnie jak gryzący dym stadionowych rac. To nie pasuje do klimatu święta obchodzonego w stolicy.

Obrońcy marszu mogą nam wmawiać po tysiąc razy, że 99 procent jego uczestników to zwykli, przyjaźnie i pokojowo nastawieni ludzie, którzy tego dnia wyszli na ulicę, by zamanifestować swój patriotyzm. Nas, starych warszawiaków, jednak to nie przekonuje. Nie mamy potrzeby wyrażania swoich uczuć za pomocą kibolskich porykiwań. Wolimy refleksję. Wtedy, w sierpniu 1944, nasi krewni dość nałykali się prawdziwego dymu pożogi miasta i dość nasłuchali ryku niemieckich wyrzutni pocisków, z których każdy niszczył całą kamienicę i zabijał mieszkających w niej ludzi.

Wszechpolacy chyba czują ten nasz dystans, sam dwa lata temu słyszałem hasło: „Gdzie jesteście, warszawiacy?”, skandowane przez czołówkę podobnego narodowego pochodu.




Czytaj także:
Zabić albo wysiedlić. To czekało cywilów w powstańczej Warszawie

Marzenia o Polsce jednolitej

Jednym ze sloganów, którymi rozbrzmiewa marsz, jest „wielka Polska”. Młodzi narodowcy wykrzykują go z dumą, ale jest to dla nich postulat, a nie stwierdzenie faktu. Oni chcieliby wielkiej Polski w przyszłości, słyszeli też zapewne o minionych wiekach naszej potęgi. I do tej chlubnej przeszłości prawdopodobnie pragnęliby nawiązać. Polska Chrobrego, Jagiełły czy Batorego – to przecież wizja kraju miła sercu narodowca.

A jaka to Polska? Ano jednolita. Od Bałtyku po Tatry po polsku mówiąca i po polsku czująca. Kraj taki sam – od Odry aż do Bugu, a nawet jeszcze dalej. Jednym z symboli ruchu narodowego są przecież kontury naszej ojczyzny, na wschodzie powiększonej do granic sprzed 1939 roku. To faktycznie Polska trochę większa od obecnej. Ale czy o taką, dosłownie pojmowaną wielkość nam chodzi?

Polska różnorodność to powód do dumy

W życiu trochę się po kraju najeździłem, jak większość z nas. I wiem, że ta nasza Polska – mimo wszechobecnych billboardów i snack-barów – jest wszędzie trochę inna. Weźmy taki Gdańsk. Surowa, ceglana ściana kościoła mariackiego to czysty symbol hanzeatyckiej Północy. To opowieści o bałtyckich korsarzach, grasujących po morzu nie tak znowu szerokim, abyśmy nie wiedzieli, że tam, po drugiej stronie, jest już Skandynawia.

Zwróćmy się teraz w przeciwną stronę. Z mojego podwarszawskiego miasteczka nie trzeba jechać daleko, aby poczuć zapach europejskiego Południa. Attyki starych kamieniczek Kazimierza nad Wisłą czy Lublina wyglądają tak samo, jak te na – kiedyś naszym – słowackim Spiszu, skąd już naprawdę niedaleko do renesansu Wenecji.

A teraz przejedźmy się w poprzek, z zachodu na wschód. Pyszna architektura zamku w Książu czy opactwa w Lubinie w niczym nie przypomina kształtów drewnianej łemkowskiej cerkiewki. I tu i tam mamy do czynienia z podobnym wyrafinowaniem, z podobnie wysokim stopniem estetycznej biegłości – ale rezultat jest zupełnie różny. Każdy z tych pomników jest osadzony w konkretnym krajobrazie. Nie do wyobrażenia byłoby, ot tak, po prostu zamienić jeden z drugim miejscami. One „działają” tylko tam, gdzie je postawiono. Są niepowtarzalne, gdyż stanowią znaki rozpoznawcze swoich regionów.

Ale są też czymś więcej. Łemkowska cerkiew to trochę Bizancjum, trochę Bałkanów. Z zamku w Książu estetycznie bliżej do zamków nad Loarą niż do podlaskiej chaty. Barok kościołów Krakowa przypomina nam o baroku Rzymu, owianego ciepłym oddechem Morza Śródziemnego.

Czy znamy drugi taki kraj w Europie, który mógłby chlubić się podobną różnorodnością? W państwie średniej wielkości mamy przecież Północ i Południe, Zachód i Wschód. O żadnym z tych elementów nie powiemy, że jest „niepolski”.

Nasza narodowa wyobraźnia oswoiła już nawet ceglane mury poniemieckich Ziem Zachodnich. Zresztą w tamtejszych kościółkach, pod ostrołukami gotyckich sklepień, niejednokrotnie znajdziemy ruską, greckokatolicką czy też prawosławną ikonę. To też stanowi niepowtarzalny znak krajobrazu naszej ojczyzny.




Czytaj także:
Patriotyzm, nacjonalizm, chrześcijaństwo. Ważny i potrzebny dokument biskupów

Fenomen o nazwie „Polska”

Większość spośród owego szeregu architektonicznych pomników przypomina nam także o chlubnej przeszłości naszego państwa. O czasach, gdy na potęgę Rzeczypospolitej składał się nie tylko błysk wydobytej w boju szlacheckiej szabli, nie tylko słowa prawa, wyczytane ze starego kodeksu przez siwobrodego kanclerza, ale też pot pracy ruskiego włościanina czy cenne tkaniny i klejnoty, skrzętnie gromadzone w skrzyni ormiańskiego kupca. To wszystko składało się na fenomen o nazwie „Polska”. I takiej to Polski jesteśmy dziedzicami, do niej – świadomie lub nie – chcemy nawiązywać.

Była to Polska niewątpliwie „wielka”. Chcielibyśmy także, aby Polska naszej przyszłości, choć mniejsza terytorialnie, podobną wielkością była naznaczona. Ale wielkości nie można sobie zaplanować ani tym bardziej urządzić na prosty, jednolity wzór. To się jeszcze nikomu nie udało. Wielka Rzesza Hitlera, ambitny program budowy jednolitego państwa narodowego, upadła po dwunastu latach istnienia.


STEFAN KARDYNAŁ WYSZYŃSKI

Czytaj także:
Czy nacjonalizm może być katolicki? Kard. Wyszyński o Polsce i narodzie

Wielkość narodu

Wielkość narodu rodzi się sama, a jej pokarmem jest pokojowa praca wielu pokoleń, wielu kultur etnicznych i wielu światopoglądów. To, co nowe i twórcze, zawsze powstaje jako synteza, równoważenie napięcia przeciwieństw. Rzeźbę można wykuć z jednolitej bryły marmuru, ale z narodem sprawa jest bardziej skomplikowana.

To, co dzisiaj w naszych oczach wygląda na „typowo polskie”, powstawało długo i nie bez zgrzytów. Poprzez całe stulecia przyswajaliśmy sobie elementy obce, które z perspektywy naszych przodków wcale nie musiały do siebie pasować. Ale z czasem same zgodnie się w jedną całość złożyły.

Sto lat temu ktoś nazwał polskich narodowców pomniejszycielami, bo zawężali formułę polskości do jednej mowy, jednej wiary i jednego politycznego wektora. Dziś sprawa ma się podobnie. Wielka Polska w istocie nigdy nie była taką, jaką dziś widzą organizatorzy Marszów Niepodległości. A naszej przyszłej narodowej wielkości, o którą wspólnie zabiegamy, na pewno nie zafunduje nam polski nacjonalizm.


MADE IN POLAND

Czytaj także:
Dlaczego warto przejmować się patriotyzmem ekonomicznym?




Czytaj także:
W 1920 roku „we saved Europe”. Czy rzeczywiście to wiemy?

Tags:
historiapatriotyzmPolska
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail